niedziela, 25 lipca 2021

Moje opinie na temat wszystkich odcinków szóstej serii „Seksu w wielkim mieście”

Pierwotną formą publikacji materiału są posty na tej stronie na Facebooku. Sporo wartościowych obserwacji padło w komentarzach, więc zachęcam do lektury postów w ich oryginalnej formie, ale rozumiem, że nie każdemu chce się skrolować czy wyszukiwać konkretne wpisy.

***



S06E01 – The Market, the Market

Gdybyście zapomnieli o tym, że Samantha jest transfobką, to w pierwszych pięciu minutach tego odcinka wygłasza transfobiczny komentarz ledwie mający cokolwiek wspólnego z tematem odcinka, którym jest rynek i giełda. Następnie przekazuje pałeczkę Carrie, która nabija się z ludzi z nadwagą.

Charlotte ma za złe Harry’emu, że nie powiedział jej na samym początku, że nie będą mogli wziąć ślubu, bo nie jest żydówką… Tylko że powiedział. Przecież powiedział jej w zasadzie zaraz po tym, jak ich relacja zaczęła zmieniać się w związek. Ona twierdzi, że nie powinien był z nią iść do łóżka, wiedząc, że nie będą mogli wziąć ślubu, ale przecież to ona na początku postawiła sprawę jasno, mówiąc, że jest między nimi tylko seks. W takiej sytuacji dlaczego miał jej mówić, że nie będą mogli się pobrać?

Miranda przyznaje, że jest zakochana w Stevie. Uświadomił jej to moment, w którym ganiała go po pokoju z chusteczką ubrudzoną kupą dziecka. Jest tak bardzo na siebie zła, że go kocha, że zaczyna się z nim kłócić i wygania go z mieszkania. Później postanawia zaprosić go na randkę.

Charlotte podczas seksu pyta Harry’ego, czy jej religia to wciąż taki duży problem. On mówi, że nie, o czym rano nie pamięta. Następnie mówi dokładnie to, co ja pomyślałam: „Asking me to renounce my judaism during sex is a clear manipulation”. Z rozmowy Charlotte dowiaduje się jednak, jaka jest prawdziwa przyczyna, dla której Harry’emu, żydowi, który je wieprzowinę, tak przeszkadza jej religia – przed śmiercią matki obiecał jej, że ożeni się z żydówką.

Carrie jest bardzo podekscytowana swoją pierwszą prawdziwą randką z Jackiem, więc dla rozładowania napięcia, za radą Charlotte, umawia się wcześniej na randkę z facetem, na którym w ogóle jej nie zależy. A kilka odcinków temu jęczała, że zarzuca jej się instrumentalne traktowanie facetów. Randka idzie źle i mamy się nabijać z pecha i nieporadności faceta. Ta scena była chyba tylko po to, żeby zająć czas antenowy.

Charlotte zaczyna rozważać zmianę religii z miłości do Harry’ego. Rozmowa, w której mu o tym mówi, jest dziwna. Prosi go, żeby dał jej jakieś przyczyny, żeby zmienić wiarę, poza życzeniem jego zmarłej matki. Myślałam, że w tym momencie opowie jej o swojej religii i tradycji, ale nie, mówi jej, że gdyby mieli dzieci, to chciałby, żeby wychowali je w jego religii, to wszystko. Ona odpowiada, mówiąc, że pewnie powinna była mu o tym powiedzieć wcześniej, ale niestety najprawdopodobniej nie będą mogli mieć biologicznych dzieci. Dla niego to nie problem, rozwiązanie widzi w adopcji, tylko ja przepraszam, przed chwilą Charlotte narzekała, że za późno jej powiedział o tej sprawie ze ślubem, a sama powiedziała mu o sprawie podobnej wagi jeszcze później.

Randka Mirandy i Steve’a przebiega tragicznie, ponieważ ona zaprosiła go na kolację, żeby mu powiedzieć, że jest w nim zakochana, a on zaczął rozmowę od powiedzenia jej, żeby się zrelaksowała, bo już nie jest w niej zakochany. Miranda jest w rozsypce.

Carrie widzi na mieście Jacka i ucieka, bo nie ma na sobie idealnego stroju, który zaplanowała na randkę z nim. Wtedy wpada na Aidana. Okazuje się, że wziął ślub i ma dziecko. Po przetrwaniu spotkania z byłym stwierdza, że w sumie jej pierwsza randka z Jackiem też przetrwa brak idealnego stroju i dzwoni do niego spod kina, proponując przyspieszenie wyjścia na film, który wybrali. On nie ma nic przeciwko i gdy zjawia się pod kinem, też wspomina o tym, że miał przygotowany jakiś super strój. Scena jest urocza, ale chciałabym zobaczyć, co Carrie uważa za idealną stylówę na randkę. Może tamtą cielistą sukienkę z pierwszej randki z Bigiem?

Zastanawiacie się pewnie, jak wygląda wątek Samanthy w tym odcinku? Sypia z maklerem, który w łóżku udziela jej porad inwestycyjnych, dzieląc się informacjami, których nie powinien ujawniać. Raz podczas stosunku do jego mieszkania wchodzi FBI i zostaje aresztowany. I Samantha ma pod domem teraz gejowski bar BDSM (chyba gejowski, są sami faceci). I dlatego używała w łóżku kajdanek. A faceta aresztowali, czaicie. Nie wiem, może wypożyczyli za dużo skórzanych ubrań, więc trzeba było nakręcić scenę, w której Samantha mija ludzi je noszących. Albo stwierdzili, że słowo „seks” w tytule zobowiązuje i trzeba widzom zaserwować takie widoki, ale przecież żadna z bohaterek nie będzie uprawiać BDSM, bo to dla dziwaków.

Podoba mi się symetria pomiędzy pierwszą randką Carrie i „pierwszą” randką Mirandy. Z tymi sytuacjami związane były najlepsze momenty w odcinku – zakończenie wątku Carrie, i sceny, w których Miranda zwierza się Carrie ze swoich przeżyć, a później prosi, żeby udawała, że wcale tego nie zrobiła.

Najwięcej problemów na pewno znaleźć można w wątku Charlotte, bo jestem pewna, że jest usiany antysemityzmem. Nie jestem specjalistką od tego tematu, ale znam ten serial na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego twórcy na pewno też nie są. Wiele żartów wzbudziło moją wątpliwość, do tego pobieżny risercz wskazał, że cała postać Harry’ego to antysemicki archetyp, więc cóż.

No i po raz kolejny jak pojawiła się jakaś postać, która nie była biała, to w roli jakiegoś odźwiernego. W świecie „Seksu w wielkim mieście” takie osoby istnieją po to, żeby usługiwać białym i czuję się z tym niekomfortowo. Czy żydzi w Stanach liczą się do białych to oddzielna refleksja, ale przedstawienie żydów też nie jest bezproblemowe, także no.

Czekam na wasze opinie, zwłaszcza jeżeli mamy na widowni jakiegoś żyda albo kogoś, komu ten temat jest bliski, bardzo chętnie poznam perspektywę takich osób i na pewno sama jeszcze poszukam jakichś analiz antysemityzmu w „Seksie w wielkim mieście”.

***



S06E02 – Great Sexpectations

Carrie i Jack mają super udane randki, ale gdy idą do łóżka, jest tak sobie. Carrie nie daje się przekonać, że pierwszy raz może być nieudany i to nic nie znaczy, ponieważ jej pierwsze razy z facetami, na których leciała, zawsze były udane. Miranda przekonuje ją, że miała za wysokie oczekiwania i dlatego teraz jest rozczarowana.

Wszystkie panie wychodzą do restauracji, która zgodnie z nowym trendem podaje wyłącznie surowe jedzenie. Jedzenie okazuje się okropne, ale Samantha upatruje sobie seksownego kelnera. Scenę nieudanej (poza spotkanie kelnera) wizyty w restauracji czytam jako krytykę realnego nurtu mówiącego, że człowiek jest najzdrowszy, gdy żywi się jedynie surowymi roślinami. Jak rzadko, zgadzam się ze stanowiskiem serialu.

Miranda ogląda serial o romansie białej kobiety i czarnego mężczyzny. Cały odcinek mówi o swoim systemie nagrywającym serial jako o swoim chłopaku, niestety w pewnym momencie system siada. No i ma złamane serce, bo ze Stevem nie wyszło. W symbolicznej scenie kończącej wątek, Steve naprawia jej ten system.

Charlotte deklaruje, że zmienia religię i zostaje żydówką. Dwa razy w synagodze zamykają jej drzwi przed nosem, więc sobie idzie obrażona. Harry wyjaśnia jej, że to taka gra, że pogonią ją pierwsze trzy razy, rozumiecie, judaizm zgrywa trudny do zdobycia. Charlotte w końcu wprasza się do domu rabina, ale okazuje się, że ktoś umarł i wszyscy są ubrani na czarno, więc jest przypał. Rabin zaprasza ją jednak do stołu, żeby uczyła się żydowskich tradycji.

Carrie pisze artykuł o tym, że na drodze do udanego związku po trzydziestce zawsze stoi jakaś przeszkoda. Odbieram to jako poddanie się w kwestii szukania motywu, który połączy wszystkie wątki w odcinku.

Samantha przymierza się do uwiedzenia seksownego kelnera. Okazuje się, że nie jest jedyna, restauracja jest pełna kobiet, które przyszły w tym samym celu. Samantha pozbywa się ostatniej konkurentki, oferując, że zapłaci za jej obiad, jeśli sobie pójdzie. Ruchają się całą noc i jest zajebiście.

Drugi seks Carrie i Jacka również jest nudny. Carrie postanawia porozmawiać o problemie z Jackiem. Dobry pomysł nie może jednak w „Seksie w wielkim mieście” przejść bez kontry. Samantha stanowczo odradza rozmowę o seksie, zamiast tego proponuje zakup seksi ciuszków i upicie się. Czy ja muszę mówić, że to najgłupsza możliwa porada? Zwłaszcza gdy Carrie już była na dobrej drodze? Już jej poprzednia rada, żeby zerwać, była lepsza.

Co robi Carrie? Kupuje seksi ciuszki i się upija.

Okazuje się, że jest zbyt pijana, żeby cokolwiek zdziałać, ledwie może ustać na nogach, aż w końcu się wywala. Zasypia zemdlona. Rano decydują, że porozmawiają o swoim problemie, ale jednak już nie trzeba, bo po tej decyzji od razu się przeruchali i już było dobrze. No i też Carrie miała na sobie super seksowne buty polecone przez Samanthę (zdjęcie poniżej).

Jaki morał z tego odcinka? Nie ma co gadać o seksie, wystarczy kupić odpowiednie buty i będzie wszystko dobrze.

Czy oglądany przez Mirandę serial z międzyrasowym romansem miał korespondować tematycznie ze związkiem Charlotte i Harry’ego? Jeśli tak, to czuję się dziwnie, że czarny facet i żyd zostają wrzuceni do jednego worka z napisem „ten inny”.

Jak chodzi o wątek żydowski, to najdziwniej poczułam się z porównywaniem zmiany religii do uwodzenia, ale to jest mój całościowy problem z serialem, o wszystkim trzeba mówić przez pryzmat seksu. Wychodzą z tego takie kwiatki.

Jak chodzi o Samanthę, to poza tym, że udziela beznadziejnych porad, które działają tylko dlatego, że ta sama osoba, która wpisała je do scenariusza, napisała też zakończenie odcinka, miała taki sam wątek jak zwykle. Spodobał jej się facet, więc go przeruchała. Rozumiem, że główną funkcją tej postaci jest niesienie na barach całego wyzwolicielskiego seksualnie aspektu serialu, ale nudzi mnie oglądanie po raz kolejny, jak kogoś podrywa i rucha.

W tym odcinku jest już naprawdę oczywiste, że ta struktura z jednym tematem łączącym wszystkie wątki bardzo serialowi przeszkadza. Rzadko kiedy w ogóle udawało się te wątki rzeczywiście powiązać, ale teraz to już naprawdę mamy cztery oddzielne historie toczące się swoim rytmem i rzucanie jakichś ogólnych haseł, bo nic bardziej szczegółowego nie daje się znaleźć. W poprzednich sezonach mniej było historii, które ciągnęły się sezonami, więc było łatwiej o cztery wątki z jednym motywem, teraz serial to zwykły tasiemiec, który trzyma się dawnego pomysłu już zupełnie bez potrzeby.

Jeżeli się nie zgadzacie, napiszcie w komentarzach, dlaczego.

***



S06E03 – The Perfect Present

Carrie jest zmęczona tym, że gdy odwiedza Jacka, on ciągle wspomina o swojej byłej. Tylko że wspomina o niej, gdy Carrie pyta o jakieś rzeczy w mieszkaniu, które akurat wybrała ona, więc raczej trudno mi to nazwać jakąś fiksacją po jego stronie.

Temat eksów wraca w kolejnej scenie, ponieważ czwórka bohaterek wybiera się na przyjęcie organizowane przez jakąś ich znajomą, której do tej pory nie widzieliśmy, przypomina mi to pierwsze sezony, w których Carrie ciągle spotykała jakiś swoich przyjaciół, którzy pojawiali się na jeden odcinek, a potem nigdy już o nich nie słyszeliśmy. Ta znajoma, grana przez matkę z „American pie”, po trudnym zerwaniu zaczęła projektować torebki i żart polega na tym, że są brzydkie, a ona jest z nich bardzo dumna i całą imprezę zorganizowała, żeby się pochwalić. Fakt, wyglądają jak robótki ręczne jakiegoś dziecka, ale zawsze mnie bawi, jak „Seks w wielkim mieście” pokazuje nam, co według niego jest brzydkie.

Na imprezie pracuje ten sam kelner, którego Samantha ruchała poprzednio, więc bohaterka udaje się z nim w ustronne miejsce w mieszkaniu gospodyni i rucha go znowu. Gdy gospodyni to widzi, stwierdza, że jest w zbyt delikatnym stanie emocjonalnym na coś takiego, strasznie się wkurza, zwalnia kelnera i wygania gości. Jest to scena komediowa, która w ogóle mnie nie bawi, bo nie wiem, co w tym śmiesznego, że Samantha uważa, że powinna mieć prawo ruchać, gdzie jej się podoba.

Motyw zerwania ze starym, aby mogło zacząć się coś nowego, pojawia się też w wątku Charlotte, która musi zerwać z tradycją Bożego Narodzenia, aby stać się żydówką. Przychodzi jej to z bólem. W ogóle jak chodzi o konwersję Charlotte, to w tym odcinku widzimy ją na zajęciach przygotowujących do oficjalnej zmiany wiary i podoba mi się, że Charlotte pokazano na nich jako kujonkę, która zgłasza się do odpowiedzi na każde pytanie, bo nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie zachowywała się w szkole.

Swoją drogą ciekawe jest, że nie ma ani słowa o tym, co zmiana religii oznacza dla duchowości Charlotte. Zawsze wiedzieliśmy, że religia Charlotte jest dla niej przede wszystkim częścią jej tożsamości społecznej, ale pomyślałabym, że porzucenie pewnych dogmatów może nie przyjść jej tak łatwo. Tymczasem ona robi wrażenie zupełnej ateistki, dla której religia to lista informacji, które trzeba zapamiętać, i tradycji, których trzeba przestrzegać, aby stać się częścią danej grupy społecznej.

Do Carrie w środku nocy dzwoni Big, żeby uprawiać z nią telefoniczny seks, podobno nie po raz pierwszy. Carrie uważa, że to okej, bo z Jackiem to jeszcze nie na poważnie, a poza tym ona nie miała nic do gadania, bo nie ma grzecznego sposobu na odmowę telefonicznego seksu.

Steve ma nową dziewczynę. W torbie na pieluszki Miranda znajduje prezerwatywy, które musiał tam przypadkiem włożyć Steve i jest zła, bo, jak pamiętamy, kocha Steve’a. Później chce mu to wygarnąć, ale nie ma tak naprawdę żadnego argumentu, dlaczego miałoby to być niewłaściwe. Próbuje się wyplątać, wyolbrzymiając jakieś sytuacje z przeszłości, kiedy Steve mógł coś zrobić lepiej, jako powód zaniedbania podając seks z Debbie, który na pewno go rozprasza. Ta rozmowa rozprasza ją na tyle, że za jej plecami Brady spada z kanapy.

Carrie pisze pełen gramatycznych sucharów artykuł o tym, czy można zbudować szczęśliwy związek, gdy wciąż myśli się o byłym. Później podczas kolejnego spotkania z Jackiem w jego mieszkaniu odzywa się automatyczna sekretarka. Dzwoni była z prośbą, żeby oddzwonił. Jack reaguje na to, mówiąc, że jego była powinna się jebać. Carrie wcześniej nie podobało się, że Jack za dużo ją wspomina, bo to mogło oznaczać, że dalej ją kocha, ale teraz zastanawia się, co zaszło, że pała do niej taką nienawiścią. Okazuje się, że go zdradziła i straszliwie go to zraniło. Jak reaguje Carrie? Myślałam, że będzie jej głupio, bo dokładnie to samo zrobiła Aidanowi, ale nie, jest super wesoła, bo w końcu wie, co zaszło i obiecuje, że opowie mu o tym, jak sama została tak skrzywdzona przez swoich byłych. Serio, nawet przez moment nie ma żadnego odniesienia do tego, że Carrie zdradzała Aidana z Bigiem. I że kilka dni temu uprawiała telefoniczny seks również z Bigiem. Według Carrie to okej, bo nie ustalili, że ich związek jest na wyłączność, ale nie wiem, czy Jack wie, że ten związek nie jest zamknięty. A przypomnę sytuację z początku serialu, kiedy ona i Big się nie dogadali i Carrie nie podobało się, że Big widuje się z innymi i z nią naraz. Zresztą właśnie o tym pewnie Carrie opowie Jackowi.

Po tej rozmowie dzwoni do Biga i mówi, że już nie będzie z nim uprawiać telefonicznego seksu, bo ma kogoś, Jack nie dowiaduje się o sprawie.

Po kolejnym seksie z kelnerem Samantha chce mu zapłacić trzysta dolarów, bo stracił pracę przez ich ostatnie ruchanie. No i wygląda to trochę jak wręczenie napiwku. Kelner stanowczo odmawia i sobie idzie. W ramach przeprosin przy kolejnej wizycie Smitha, bo tak on się nazywa, Samantha przebiera się za seksowną kelnerkę. W tej scenie Samantha dowiaduje się, że Smith jest nie tyko kelnerem, ale też aktorem i to jej się nie podoba.

Mimo że jest lipiec, Charlotte ubiera ostatnią choinkę w życiu, żeby pożegnać się z Bożym Narodzeniem. Harry mówi, że mogą mieć choinkę i obchodzić święta, jeśli ona tego chce, bo tak robi mnóstwo żydów. Ona jednak odmawia, mówiąc, że chce naprawdę zostać żydówką. Decydują się jednak zostawić na pamiątkę bardzo starą bombkę od babci Charlotte. (Swoją drogą cały czas zastanawiam się, co rodzina Charlotte uważa na temat jej zmiany religii). W ostatniej scenie tego wątku Charlotte dokonuje oficjalnej konwersji.

Podobały mi się wątki Charlotte i Mirandy, bo wciągnęłam się w śledzenie rozwoju ich związków. Samantha popisała się po raz kolejny tym, że naprawdę nie obchodzi jej zupełnie nikt oprócz niej samej, ani to po raz pierwszy, ani z pewnością po raz ostatni. U Carrie w sumie podobnie, znowu jest pokrzywdzona przez wszystkich i dzielnie znosi bagaż swoich nieudanych poprzednich związków, ale w ogóle nie widzi tego, że ona również nie była dobrą partnerką.

Wątki udało się połączyć jednym motywem lepiej niż zwykle, ale czy dobrze, to nie powiedziałabym, bo w przypadku Samanthy trudno mówić, żeby zostawiała coś z przeszłości za sobą, żeby rozwijać relację ze Smithem.

Koniec końców był to kolejny bardzo przeciętny odcinek „Seksu w wielkim mieście”. Czekam na wasze komentarze, może według was był to ciekawszy odcinek niż według mnie.

***



S06E04 – Pick-A-Little, Talk-A-Little

Samantha i Smith bawią się w łóżku w odgrywanie napaści. Gdy Samantha opowiada o tym koleżankom, mamy być zszokowani. No jakoś mnie to nie rusza. Charlotte mówi, że nie powinna odgrywać takich rzeczy, bo przemoc wobec kobiet to poważna sprawa. Bawi mnie Charlotte Chcę Mieć Niewolników York prawiąca komukolwiek wykłady moralne na temat tego, że coś jest problematyczne. Zwłaszcza gdy chodzi o dwie dorosłe osoby świadomie odgrywające swoje fantazje i nierobiące nikomu krzywdy.

Można by było o tej scenie więcej napisać, ale ile razy mogę pisać o tym, że Carrie, dziennikarka pisząca o seksie, jest zdziwiona często spotykanymi zachowaniami seksualnymi, albo o tym, że serial pokazuje nam pewne rzeczy jako szokujące, przez co wcale nie normalizuje rozmów o nich, ale uczy ludzi, że o takich rzeczach można mówić tylko z wypiekami na twarzy, a najlepiej w ogóle o nich nie mówić. Zostawmy już to. Przechodzimy do głównego konceptu omawianego w tym odcinku: „he’s just not that into you” – chodzi o to, że gdy facet nie przyjmie zaproszenia, żeby iść z kobietą do łóżka albo zwleka z umówieniem się na drugą randkę, to kobieta znajdzie dla niego mnóstwo wymówek, tymczasem Jack mówi, że faceci to istoty proste: jak naprawdę podoba im się kobieta, to przyjmą zaproszenie od niej, wyjdą z inicjatywą, żeby umówić się na koleje spotkanie i tak dalej. Bohaterki na początku odrzucają jego słowa, bo burzy to ich całe spojrzenie na związki, ale Jack nie zmienia zdania. Miranda szybko dochodzi do wniosku, że to wyzwalające tak po prostu zaakceptować, że facet nie jest zainteresowany i tyle.

Teoria Jacka przechodzi dość oczywistą weryfikację. Otóż czasem te wszystkie wymówki mają sens, co zobrazowane zostaje sceną, w której po randce z Mirandą facet zostaje przyciśnięty do muru i poproszony o szczere przyznanie, że po prostu nie jest zainteresowany. Okazuje się, że facet ma biegunkę.

Samantha i Smith dalej sobie odgrywają scenki z porno. Problem pojawia, gdy podczas sceny Smith wspomina, że jest anonimowym alkoholikiem, to nie pasuje Samancie, bo wprowadzenie do fantazji rzeczywistego problemu zepsuło jej zabawę. Podczas odgrywania kolejnej fantazji to Smith przerywa scenę i prosi o zwykłą rozmowę, bo chce, żeby lepiej się poznali.

Carrie czyta powieść Jacka i strasznie jej się podoba, ale Jack zniechęca się do rozmawiania z nią o książce, gdy ta zwraca mu uwagę na to, że postać w jego książce, która obraca się w kręgach, w których takie rzeczy są istotne, nosi niemodną gumkę do włosów. Carrie wini się, że to jej wina, bo zaczęła od negatywu. No nie wiem, powiedziała to w miłym i żartobliwym tonie, wcześniej mówiąc, że absolutnie zakochała się w powieści, jeśli coś takiego miałoby zagrozić ich związkowi, to raczej kwestia Jacka niż tego, że Carrie zrobiła coś nie tak. Jeżeli Jack rzeczywiście wymaga takiego tańczenia dookoła swojego kruchego ego, to ja nie wiem, czy związek z nim brzmi atrakcyjnie. Carrie postanawia napisać artykuł o tym, czy baby nie powinny siedzieć cicho dla ratowania swoich związków, bo facet się obrazi o krytykę.

Potem idą na kolację i przez cały czas Carrie tylko zachwala jego książkę, mimo że ten nic nie mówi i siedzi naburmuszony, w nadziei, że Jack wybaczy jej, że miała rację. Na koniec randki on znajduje wymówkę, żeby nie zachodzić do Carrie, zachowując się dokładnie tak, jak sam wcześniej opisywał, ze zachowuje się facet, który nie jest zainteresowany. Carrie orientuje się, co się dzieje i zwraca mu na to uwagę. On w końcu przyznaje, że ubodła go jej uwaga o gumce do włosów, bo książka okazała się porażką. Godzą się i idą do Carrie.

Tymczasem w wątku Charlotte dzieje się, matko, mnóstwo się dzieje.

Charlotte jest pewna, że ona i Harry niedługo się pobiorą, mimo że nie rozmawiała o tym z Harrym. Żeby mu pokazać, jak bardzo jej zależy, przygotowuje tradycyjny posiłek jako niespodziankę na ich pierwszy szabat. Wkłada w niego naprawdę mnóstwo starań i zaprzęga do pracy dwie przyjaciółki. Gdy siadają do stołu, Harry cieszy się i chwali jedzenie, ale woli jednak oglądać mecz i Charlotte czuje się tym bardzo skrzywdzona. Zaczynają się kłócić. Charlotte wypomina mu, że zmieniła dla niego religię, a on nie może dla niej wyłączyć telewizora. Harry’emu bardzo nie podoba się ten argument, bo nie chce, żeby w przyszłości ciągle mu wypominała, że zmieniła dla niego wiarę. Charlotte jednak dalej mówi o tym, ile pracy włożyła w to, żeby zostać żydówką i jedyne, o co go prosi, to żeby w końcu porozmawiali o ślubie. Harry jest zdziwiony tym żądaniem, czym z kolei ja jestem zdziwiona, bo przecież oczywiste było, że to dla małżeństwa Charlotte zmienia religię. Byłam przekonana o tym, że już coś planowali, skoro Charlotte dokonała konwersji, ale okazuje się, że nie. Charlotte wyjeżdża z ostrzejszą amunicją: wypomina Harry’emu, że on jest brzydki, a ona ładna, więc powinien docenić, jaki z niego szczęściarz. Harry odpowiada: „Yeah, I know what people are thinking. I just didn’t think you were one of them”. Po tym tekście wychodzi, na odchodne mówiąc, że już miał kupiony pierścionek.

Te scenę oglądało się świetnie. Z każdą kolejną linijką dialogową sytuacja się zmieniała, na wierzch wychodziło mnóstwo nieprzepracowanych problemów, oboje źle się nawzajem potraktowali, ale w sposób, który pasuje do ich postaci doskonale. Polecam odcinek choćby dla tej jednej sceny, ale tylko jeśli znacie kontekst historii Charlotte w serialu.

Koniec końców TO W SUMIE BYŁ CAŁKIEM FAJNY ODCINEK.

Na początku bałam się, że Jack ze swoim stereotypowo męskim podejściem okaże się jedynym oświeconym, który nauczy baby, że za dużo filozofują, a faceci to rach-ciach, tak albo nie. Ale wcale tak nie było. Okazało się, że tak, czasem coś w tym jest, że kobiety wmawiają sobie, że facet na pewno ma jakiś ważny powód, żeby nie oddzwaniać, ale czasem naprawdę ma biegunkę. Dodatkowo z zakończenia wątku Carrie wynika, że to stereotypowo babskie podejście polegające na gadaniu o wszystkim rozwiązało problem, a wcześniejsze działanie polegające na sztucznym pompowaniu ego faceta nic nie dało.

Wątek Charlotte oglądało się świetnie. Ona i Harry zachowywali się okropnie i niezbyt mądrze, ale oglądanie tego było dobrą zabawą, a wszystko, co robili, służy za świetny przykład tego, jak nie należy traktować osoby, z którą chce się związać przyszłość.

Mój największy zarzut dotyczy tak naprawdę poziomu żartów, głównie żartów Carrie i Jacka. No po prostu nie bawią mnie suchary Carrie ani teksty Jacka, które postaci w serialu uznają za zabawne i chyba są żartami. Wiele sytuacji jest komicznych, nie podoba mi się jednak okraszenie ich wszystkich narracją pełną suchych żartów Carrie, zwłaszcza tych, które polegają wyłącznie na wstawianiu słowa „żyd” w przypadkowe inne słowa.

Moja końcowa refleksja jest taka, że przyszło mi czekać siedemdziesiąt osiem odcinków, żeby w końcu dostać chociaż jeden taki odcinek, na jaki miałam nadzieję od samego początku oglądania serialu.

Czy wam też odcinek się podobał? Może widzicie go zupełnie inaczej niż ja? W każdym wypadku czekam na wasze opinie.

***



S06E05 – Lights, Camera, Relationship!

„Świat jest teatrem, aktorami ludzie” – wszyscy pisaliśmy na ten temat rozprawkę w gimnazjum. Jak to wyszło „Seksowi w wielkim mieście”?

Carrie zabiera Jacka do Prady, żeby naciągać go na niemożliwie drogie ciuchy, których on nie chce ani nie potrzebuje. Zastanawiam się, czy ta scena to nie jakieś lokowanie produktu, bo Jack zostaje przedstawiony jako osoba tkwiąca w błędzie i nierozumiejąca, że powinien na ciuchy wydawać fortunę. Carrie oczywiście kupuje sobie sukienkę. Później Carrie kupuje w prezencie Jackowi koszulę, którą proponował mu ekspedient. Nie ma to jak kupić komuś coś, czego ta osoba ewidentnie nie chce. I na co ją nie stać, a tak drogi prezent nakłada pewne zobowiązanie, żeby odwdzięczyć się czymś o podobnej wartości. Wyjątkowo Carrie stać na te zakupy, bo dostała czek z Paryża, wydawnictwo sprzedało prawa do francuskiego wydania jej książki.

Carrie później przypadkowo spotyka swoją wydawczynię, która właśnie została zwolniona. Okazało się, że zarzucono też wydawanie książek Jacka. Jack o niczym jej nie powiedział, więc teraz Carrie czuje się głupio z tym, że chwaliła się przed nim swoim sukcesem. Jack mówi, że jest dumny z osiągnięcia Carrie. I odmawia, kiedy proponuje, że porozmawia ze swoim nowym wydawcą i spróbuje mu coś załatwić.

Smith zaprasza Samanthę na sztukę, w której gra. Samantha nie chce iść, bo to na Brooklynie. Ostatecznie podoba jej się występ, bo Smith pokazał się nago na scenie. Gdy zapytał, co myśli o jego monologu, Samantha powiedziała, że nie słuchała, bo patrzyła tylko na jego seksowne ciało. Smith mówi, że dla tej sztuki rzuca pracę kelnera. Samantha widzi, że sztuka ma bardzo marną promocję i Smith na pewno nie zbuduje na niej swojej kariery aktorskiej, więc bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna lansowanie Smitha na gwiazdę.

Carrie pisze artykuł o tym, czy mężczyźni teraz mniej boją się odnoszących sukcesy kobiet, bo Samantha mówi jej, że Smith, który jest jeszcze przed trzydziestką, nie ma problemu z tym, że ona mu pomaga w karierze.

Miranda spędza czas ze Stevem, udając, że wcale nie jest w nim zakochana. Jest to fajnie zagrane, reakcja Mirandy, gdy dowiedziała się, że pomaga Steve’owi piec babeczki dla jego nowej dziewczyny, była niezastąpiona.

Charlotte nie czuje się gotowa spotykać z kimś nowym po zerwaniu z Harrym, chociaż wszyscy ją do tego namawiają. W tym jej kolega gej w niezwykle stereotypowej scenie, w której gej istnieje tylko po to, żeby pocieszać heteroseksualną kobietę w trudnej sytuacji sercowej.

Wszystkie bohaterki są zaproszone na premierę sztuki Smitha, jest to część akcji promocyjnej Samanthy. Miranda nie idzie, bo ze łzami w oczach kończy robić babeczki. Carrie udało się namówić ją, żeby nie przyjeżdżała, skoro nie jest w stanie, ale nie kończyła tych babeczek, bo to masochizm. Sama za to ubiera się w eleganckie ciuchy z Prady, ale zamiast umówionej taksówki czeka na nią Jack na motorze. Do Jacka nie dociera argument o kasku psującym fryzurę, bo ma ochotę się przejechać, Carrie się zgadza, bo wie, że jest przybity decyzją wydawniczą co do jego książek, prosi go jednak, żeby nie jechał szybko. Ale on jedzie szybko, więc Carrie jest wściekła. Jack przeprasza i mówi, że chciałby nie mieć problemu z tym, że Carrie odniosła sukces, bo uważa, że na niego zasługuje, ale że mimo to czuje się z nim źle. Godzą się i wtedy Jack ściąga kurtkę, okazuje się, że pod spodem miał koszulę od Carrie.

To jednak nie koniec, wchodzą razem do teatru, przed którym Samantha zorganizowała prawdziwy czerwony dywan z chmarą fotografów. Dziennikarze znają Carrie i proszą, żeby Jack się odsunął, bo chcą zrobić zdjęcia jej samej, mimo że Carrie prosi, żeby fotografować ją razem z jej chłopakiem pisarzem. Jack odchodzi, żeby dziennikarze mogli zrobić zdjęcia samej Carrie, po czym mówi, że wraca do domu, bo źle się czuje w tej sytuacji. Ok, rozumiem, że mamy tu ten cały wątek podskórnej urazy, ale czy nienawidzi jej aż tak, żeby gazety pisały, że została wystawiona na czerwonym dywanie? Nie powiem, strasznie mnie irytuje Jack w tym odcinku, ale nie mam tego serialowi w żaden sposób za złe, bo zabiegi Carrie mające podnieść jego ego nie są pokazane jako coś pozytywnego, a w tej męskiej zawiści o sukces partnerki jest coś prawdziwego, o czym często słyszy się w prawdziwym życiu.

Carrie sprowadza Charlotte sprzedawcę z Prady, z którym wcześniej chciała ją ustawić na randkę, ale Charlotte odmówiła. Teraz Charlotte przyjęła sugestię randkową z radością, bo siedziała sama pośród par. Dziwne zakończenie wątku, bo wcześniej była mowa o tym, że nie jest jeszcze na to gotowa, a zakończenie wcale nie sugeruje, że przepracowała rozstanie, ale że było jej smutno i niezręcznie samej w teatrze.

Seksowne ciało Smitha robi furorę, no i okazuje się, że recytował monolog właśnie dla Samanthy. Zobaczymy, czy w kolejnych odcinkach jego kariera aktorska się rozwinie, czy zjedzą go recenzenci. Ogólnie miło było zobaczyć jak Samantha w taki sposób pomaga kochankowi, zwłaszcza że jego aspiracje i wybory niezbyt jej się podobają.

Z odcinka ostatecznie wynika, że faceci z nowego pokolenia nie mają takiego problemu ze związkiem z kobietą sukcesu jak faceci starsi o dekadę, ale jakoś nieszczególnie przekonuje mnie ten morał. Myślę, że to chyba bardziej kwestia wieku niż pokolenia, a jeśli pokolenia, to w niewielkim stopniu. Oglądając odcinek z perspektywy dwudziestu lat, uważam reakcje Jacka za jak najbardziej prawdopodobne, ba, wręcz zdziwiona byłam, że stać go było na tyle autorefleksji, żeby wprost przyznać, że tak, zżera go zawiść, mimo że chciałby się cieszyć sukcesem Carrie.

Wszystkie wątki łączyć miały elementy aktorstwa i udawania, mowa była o tym, że nie trzeba wychodzić na scenę, żeby przed innymi ludźmi udawać, że czujemy się inaczej, niż czujemy się naprawdę. Wątki Mirandy i Carrie dobrze to pokazywały, u Samanthy to aktorstwo było bardziej dosłowne, ale można też powiedzieć, że jej pociąganie za sznurki, aby wykreować nową gwiazdę, również ma w sobie coś ze spektaklu dla mediów. Jak chodzi o Charlotte, to nie bardzo widzę tu jednak jakąś realizację motywu. Stanowisko jest częściowo adekwatne do problemu podanego w poleceniu, rozprawkę oceniam na 4+.

Nie podobało mi się prowadzenie wątku Charlotte, ale poczynania Mirandy, Samanthy i Carrie oglądałam z zaciekawieniem, mimo że wkurzało mnie to gloryfikowanie markowych ciuchów.

Jak zawsze czekam na wasze opinie. Jeśli nie zgadzacie się z moją oceną, możecie napisać odwołanie w komentarzach.

***



S06E06 – Hop, Skip and a Week

W tym odcinku Carrie zastanawia się, czy czasowe oddalenie się od drugiej osoby może pomóc związkowi.

Charlotte i Harry zerwali, ale nie oznacza to, że Charlotte porzuca judaizm, by wrócić do chrześcijaństwa. Dalej chodzi do synagogi. I okazuje się, że kobiety z jej społeczności religijnej mają synów, z którymi chętnie by ją wyswatały. Charlotte idzie na randkę z jednym z nich. Randka jej się nie podoba, więc prosi Carrie (która jest w tej samej restauracji z Jackiem), żeby do niej zadzwoniła. Charlotte uda, że stało się coś złego, przerwie randkę, a gdy facet też sobie pójdzie, ona wróci i dołączy do Carrie i Jacka. W kolejnej scenie Jack, jak w poprzednim odcinku, okazuje swoje wrażliwe ego i w ogóle zachowuje się słabo. Kobiety żartują na temat rzeczy, które je zniechęcają do facetów (niewłaściwy wybór kwiatów, niemodne buty), zaznaczając, że jak się kogoś kocha, to te rzeczy nie mają znaczenia. Jack bierze to do siebie i traktuje jako atak na mężczyzn. Potem też czepia się sposobu, w jaki Carrie wyjaśnia kelnerowi, że nie chciałaby, żeby w zamawianej przez nią potrawie znalazła się pietruszka, bo Carrie skłamała, że jest na nią uczulona, a po prostu jej nie lubi. Charlotte nie chce się siedzieć z Jackiem, który psuje wszystkim wieczór, więc po prostu sobie idzie.

Scena jest świetna. Charlotte i Carrie kłamią, żeby szybko załatwić sprawy, bo wiedzą, że powiedzenie prawdy może skutkować tym, że wcale nie zostaną wysłuchane przez mężczyzn, z którymi rozmawiają, bo ich ego byłoby zranione, gdyby kobiety powiedziały im wprost, że randka nie idzie dobrze albo że danie im nie smakuje. Musiałyby się dłużej o wszystko kłócić, bo nikt nie uszanowałby ich decyzji. Gdy dowiaduje się o tym Jack, zaczyna robić im z tego powodu wyrzuty, więc teraz muszą znosić jego humory. Jack jest absolutnie okropny i nieznośny (też bym wyszła na miejscu Charlotte), ale w sposób nieprawdopodobnie blisko znajomy wielu kobietom. Ta postać w ogóle jest świetna. Jest to niby miły facet, który skrywa w sobie olbrzymie pokłady przekonania o tym, że wie wszystko lepiej. Przy tym ma nieprawdopodobnie kruche ego i domaga się, aby chodzić dookoła niego na palcach. W scenach z tą postacią serial naprawdę dotyka rzeczywistości.

W kolejnej scenie Jack ma Carrie za złe, że skrytykowała go przy swojej przyjaciółce i pyta, od kiedy nie stoi już po jego stronie. Następnie proponuje, żeby zrobili sobie przerwę na tydzień, żeby mógł wyjechać do swojego domu w Hamptons i zastanowić się, co dalej. Carrie się to nie podoba. Nie wiem czemu, bardzo ułatwił jej w tym momencie rzucenie go w cholerę, ja bym się cieszyła.

Samantha kontynuuje lansowanie Smitha na gwiazdę. Na skutek jej działań Smith pojawia się w reklamie alkoholu kompletnie nagi, z genitaliami zasłoniętymi butelką. Z czasem Smith zaczyna mieć do niej o to pretensje. Znajomi z AA mają mu za złe, że reklamuje alkohol, znajomi aktorzy zarzucają mu, że się sprzedał, a jego matka chowa gazety z tą reklamą w sklepach, żeby nie zobaczyła ich jego babcia. Samantha mówi, żeby nie słuchał pijaków, zer i bigotek. Smith mówi też, że wcale nie dostaje więcej zaproszeń na castingi dzięki tej reklamie. Zyskał jedyny popularność wśród gejów, co Samantha akurat bierze za dobrą monetę. Generalnie widzimy tutaj, że Smith chciał grać w sztukach alternatywnych, a Samantha widzi jego karierę zupełnie inaczej i nie obchodzi jej, co o tym myśli sam zainteresowany. Z czasem rzeczywiście dostaje rolę w filmie jako jakiś seksiak i mamy powiedziane, że bardzo go to cieszy, ale mi tu coś nie gra. Nie podoba mi się, że Samantha, która obrażała wszystkich bliskich Smitha i ustawiła mu całą karierę nie tak, jak on chciał, jest pokazana jako ta, która ma rację. Przebija z tego jakieś podskórne założenie, że kariera hollywoodzka jest tak po prostu lepsza od grania w małych teatrach, a każdy, kto uważa inaczej, jest nieudacznikiem.

Miranda godzi macierzyństwo i pracę. W pracy idzie jej świetnie, ale czasem się spóźnia, więc musi słuchać wyrzutów. Jako że mimo jej dobrych wyników w pracy robią jej pod górkę, Miranda pracuje zacięcie i przez to traci czas ze swoim dzieckiem, którym opiekuje się zatrudniana przez nią pani sprzątająca. Aby rozwiązać ten problem, prosi o skrócenie jej godzin pracy do… pięćdziesięciu pięciu tygodniowo, a do tego nakleja swoje zdjęcia na zabawki na pałąku. Problem uznany zostaje za rozwiązany. Serio? To jest niesamowicie antyludzkie przesłanie. Że niby praca jedenaście godzin dziennie i POKAZANIE DZIECKU ZDJĘCIA, ŻEBY NIE ZAPOMNIAŁO TWARZY MATKI to ma być świetny sposób na pogodzenie macierzyństwa i kariery? Czyj to jest pomysł na prawa pracownicze, Sknerusa McKwacza?

Społeczność religijna Charlotte urządza spotkanie dla singli. Na nim Charlotte rozmawia z facetem, który w sumie by się jej podobał, ale jego zasadniczą wadę stanowi fakt, że nie jest Harrym. Na szczęście okazuje się, że na spotkaniu jest też Harry. Szybko się godzą. Harry się oświadcza. Jest to o tyle śmieszne, że pozostali single nie znają ich historii i z ich punktu widzenia para singli zaręczyła się w minutę od spotkania.

Czas na zakończenie wątku Carrie. Jack do niej wraca, wyznaje miłość, spędzają razem noc, a rano Carrie znajduje karteczkę od Jacka. Za pośrednictwem tej karteczki Jack z nią zrywa.

Jak oceniam odcinek? W sumie każdy wątek oceniam inaczej.

Ocena wątku Carrie: bardzo pozytywna. Wyżej pisałam, dlaczego uważam Jacka za świetną postać i zakończenie jego wątku pasowało do niej doskonale. Niby fajny facet, a jednak straszny dzieciak.

Ocena wątku Charlotte: taka sobie. Odbyła kilka mniej lub bardziej udanych randek, by uświadomić sobie, jak bardzo kocha Harry’ego. Nic niesamowitego, ale działało w kontraście z wątkiem Carrie, bo w przypadku Charlotte i Harry’ego dystans tylko pomógł.

Ocena wątku Samanthy: raczej słaba. W tym przypadku z dystansem chodziło o to, że Samantha i Smith musieli zaczekać na efekty swoich działań, co jest naciągane. Ale do naciągania wątków pod główny motyw już wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, większym problemem jest przesłanie tego wątku.

Ocena wątku Mirandy: ziemniak/10. Mirando, załóż związek zawodowy.

Wątek finansów Carrie zapewne pasjonuje was tak samo jak mnie, więc donoszę, że w tym odcinku Carrie uznaje kupowanie na przecenie za osobisty upadek i płaci prawie dwieście dolarów za wynajęcie samochodu, żeby za chwile się rozmyślić i jednak nie jechać do Jacka. Jak ona spłaca to mieszkanie?

Jak złożycie sobie do kupy zdanie Carrie o przecenach z wątkami Samanthy i Mirandy, to w głowie zagra wam hymn pochwalny na cześć kapitalizmu.

Czekam na wasze opinie. Kupujecie na przecenach?

 

PS: Z tego miejsca pozdrawiam prawie czterdzieści osób, które zalajkowało ten funpag po przeczytaniu mojego poprzedniego posta na Instagramie. Mam nadzieję, że zostaniecie tu, mimo że już wiecie, że na tej stronie głównie zajmujemy się gadaniem o „Seksie w wielkim mieście” 😉

***



S06E07 – The Post-It Always Sticks Twice

Carrie pisze artykuł o tym, czy kobiety przekonują siebie same, że nic się nie dzieje bez przyczyny i że każde niepowodzenie sercowe miało je czegoś nauczyć, żeby mniej cierpieć po rozstaniach. Pomysł dała jej Charlotte, która pocieszała ją po rozstaniu z Jackiem, mówiąc, że gdyby ona się nie rozwiodła, to nie byłaby teraz zaręczona z Harrym.

Wątek Samanthy zaczynamy w tym odcinku od homofobii. „You are going to be the fantasy of every adolescent girl and sexually confused boy in America” – tak liberalna seksualnie Samantha wypowiada się na temat queerowych młodych ludzi. Potem przechodzimy do głównego problemu Samanthy w tym odcinku, otóż Smith chciałby oficjalnie nazwać ją swoją dziewczyną, a jej to nie pasuje.

Żeby pocieszyć Carrie po wyjątkowo chamskim zerwaniu (przypominam, Jack zostawił Carrie karteczkę), Samantha zaprasza ją do nowego baru. Carrie zaciąga do niego całą paczkę, w tym Mirandę, która była padnięta, bo opiekuje się dzieckiem, pracując, jak policzyłam poprzednio, jedenaście godzin dziennie. Miranda opiera się, ale gdy odkrywa, że znów pasują na nią spodnie, które ostatnio mogła na siebie włożyć 1985 roku i to tylko dlatego, że była chora, leci w podskokach do baru. Okazuje się, że ostatnio była tak zajęta, że zapominała jeść i dlatego schudła. Samantha mówi, że w życiu nie zdecydowałaby się na taką dietę, więc serial niby stara się tego nie gloryfikować, ale sory, gdy wygłodzona Miranda wyrywa facetów na swoją figurę i pewność siebie, jaką daje jej wychudzenie, przekaz jest jasny – jak chcesz wyglądać sexy, to masz się głodzić i chorować. Zaburzenia odżywiania były w latach dwutysięcznych i są nadal prawdziwą plagą. Różnych niezwykle szkodliwych treści w „Seksie w wielkim mieście” próbuje się bronić, mówiąc, że takie były czasy, ale jak chodzi o gloryfikowanie głodzenia się, to w 2003 roku byłam małym dzieckiem, ale pamiętam kampanie szerzące wiedzę na ten temat. Nie widzę żadnego usprawiedliwienia dla tych scen. Zwłaszcza że na koniec odcinka Miranda mówi, że warto było rodzić dziecko, żeby być zbyt zmęczoną na jedzenie i schudnąć.

W barze Carrie widzi kumpli Jacka i zaczyna z nimi gadać, zupełnie nie wiem po co. Po poinformowaniu ich o zerwaniu z powodu jakiejś potrzeby zemsty na Jacku rzuca, niezgodnie z prawdą, że był słaby w łóżku. Czuje się z tym dziwnie, więc pije drinka i wraca do tych kumpli, żeby opowiedzieć im, jaki zajebisty w łóżku był Jack. Jest to mega dziwne, ale potem Carrie robi jedyną normalną rzecz, jaką mogła zrobić w tej dziwacznej sytuacji, w którą na własne życzenie się wpakowała. Mówi im, że rano Jack zerwał z nią za pośrednictwem karteczki i jest strasznie wkurzona. Ci kumple robią wrażenie, jakby w ogóle nie chcieli z nią gadać i nie wiedzieli, dlaczego ona w ogóle im zawraca głowę, ale w końcu wywiązuje się kłótnia, bo oni twierdzą, że dobrego sposobu na zerwanie i tak nie ma, a, ich zdaniem, kobiety przy zerwaniach zachowują się nieobliczalnie, więc nie dziwią się Jackowi, że wybrał taką opcję. Carrie jest oczywiście innego zdania, ona uważa, że powinien był mieć odwagę powiedzieć jej to w twarz. Żeby było jasne, uważam, że w tej sytuacji Carrie ma rację, bo i tak ich związek się rozpadał, więc przespanie się z nią i zostawienie karteczki mówiącej, że to koniec, to naprawdę szczyt chamstwa (przy czym zdarzają się sytuacje, w których naprawdę zerwanie z kimś twarzą w twarz może być niebezpieczne, więc też nie powiedziałabym, że zawsze trzeba się z kimś spotkać, żeby zerwać), tylko po cholerę ona w ogóle z nimi gada? Ani nie wiem, po co podeszła do nich pierwszy raz, ani drugi, ani po co zabrnęła w tę kłótnię, ja bym sobie totalnie odpuściła i została z koleżankami.

Cały żart tej sceny polega na tym, że faceci, którzy stwierdzili, że kobiety po zerwaniu zachowują się irracjonalnie, siedzą cicho, gdy Carrie na nich krzyczy. No bo wiecie, hehe, Carrie udowadnia swoim zachowaniem, że mieli rację. Strasznie to mizogińska scena, jak oglądanie jakiegoś mema z kwejka o tym, jakie to są kobiety, że ciągle się czepiają, krzyczą i robią z igieł widły. Tylko znowu – generalnie to Carrie ma rację, więc strasznie mnie wkurza, że scenę poprowadzono tak, żeby wyszła na głupią babę z żartów o czepialskich żonach.

Carrie czuje się tak zażenowana swoim zachowaniem, że zbiera koleżanki (psując Mirandzie flirt) i postanawia, że muszą się zjarać. W tym celu idą do baru dla niebiałych biedaków. Charlotte nie chce, ale koleżanki wywierają na niej presję. Normalnie jakby to była pierwsza scena spotu jakiejś kampanii społecznej kierowanej do gimnazjalistów. (Ostatecznie palą tylko Samantha i Carrie, ale wciąż takie namawianie kogoś do zażywania jest słabe).

Jak chodzi o Charlotte, to ma problem, o którym w życiu nie słyszałam. Nie wiem, może to część kultury pokolenia moich rodziców. Mimo że mówiła, że bez rozwodu nie poznałaby Harry’ego, źle się czuje z tym, że Harry będzie jej drugim mężem, a nie pierwszym, bo według niej to oznacza, że nie będzie mogła zrobić wielkiego wesela, bo niestosowne jest robienie wielkiego wesela po drugim ślubie. Dopiero spotkanie z kobietami bawiącymi się na wieczorze panieńskim w barze dla biedaków poprawia jej humor. Baluje z plebsem jak Kate Winslet w „Titanicu”. Na koniec odcinka decyduje się na wielkie wesele.

W barze panie oglądają występ Smitha na MTV. Zapytany, czy ma dziewczynę, odpowiada dokładnie tak, jak kazała mu Samantha. Mówi, że nie spotyka się z nikim wyjątkowym. Gdy Samantha to słyszy, stwierdza, że jednak jej się to nie podoba i żeby udowodnić sobie, że tak, dla niej Smith też nie jest nikim wyjątkowym, leci w ślinę z jednym z biedaków z baru. Nie podoba się to jego dziewczynie i jej koleżankom, które wyganiają bohaterki z baru. No bo wiecie, rozgniewane kobiety są niebezpieczne, kumple Jacka mieli totalnie rację.

Samantha i Carrie wpadają na świetny pomysł, żeby zapalić kupionego w barze skręta na chodniku przed barem. Pojawia się policja i zatrzymuje Carrie (Samantha akurat odeszła porozmawiać przez telefon ze Smithem). Kończy się na mandacie, później bohaterki śmieją się i dokazują, bo to spotkanie z policjantem to była dla nich super zabawna przygoda, prawie ją aresztowali, ale beka! Ciekawe, jak by się potoczyło, gdyby Carrie nie była biała.

Końcowe przesłanie odcinka jest takie, że czasem nieszczęścia prowadzą do szczęścia, a czasem nie. Ja rozumiem, że przy takim temacie odcinka w zasadzie nie mogło być jakiegoś bardziej konkretnego morału, ale gdy słyszymy coś tak ogólnego, nabieramy przekonania, że cały odcinek był po nic.

Cieszę się, że Charlotte zrobi sobie takie wesele, jakie chce i nie będzie się dostosowywać do nie wiem przez kogo wymyślonych zasad. Jeżeli rzeczywiście istniał jakiś społeczny zakaz cieszenia się drugim małżeństwem, cieszę się, że obalił go raz a dobrze „Seks w wielkim mieście” i nie dotarł on do moich czasów. Szkoda tylko, że w tym barze dla biedaków spotkały się wszystkie klasowe i rasowe stereotypy, z jakimi do tej pory mieliśmy do czynienia w serialu.

Jak chodzi o inne wątki, to już w sumie wyraziłam moje zdanie wcześniej, więc nie będę się powtarzać.

Nie głodźcie się. Nawet jeśli wuchudzeni będziecie się sobie bardziej podobać, to nie będziecie się czuć jak pewna siebie Miranda, ale jak wymęczony wrak człowieka. Mówię to z własnego doświadczenia. Od zawsze wszystkie problemy psychiczne i fizyczne objawiają się u mnie tym, że odrzuca mnie od jedzenia i to naprawdę nie jest powód do radości.

Tyle ode mnie, czekam na wasze komentarze. Czy wy słyszeliście o tym, że po drugim ślubie nie wypada robić wielkiego wesela?

***



S06E08 – The Catch

Charlotte się stresuje, bo Harry zobaczył ją w sukni ślubnej przed ślubem, a do tego na opublikowanym przez gazetę zdjęciu pary młodej jest jakiś maz, który, zdaniem Charlotte, sprawia, że wygląda, jakby miała wąsy. Moim zdaniem wygląda jakby zdjęcie miało usterkę i tyle, jest dziwny i niesymetryczny.

Redakcja „Vogue’a” kazała Carrie pobujać się na trapezie i napisać o tym artykuł. Carrie dobrze się bawi, ale na sam koniec nie może się przełamać do wykonania sztuczki. Sztuczka miała polegać na tym, że Carrie puści drążek rękami, zawiśnie na nogach i za ręce złapie ją pracownik obsługi bujający się na trapezie obok. Artykuł Carrie to typowa pisanina w jej stylu, czyli mało odkrywcze wynurzenia wykorzystujące dwuznaczność słów, aby stworzyć powierzchowną iluzję, że jej nudne wodolejstwo jest na temat. Sami zobaczcie: „When you’re young, your whole life is about the pursuit of fun. Then you grow up and learn to be cautious. You could break a bone or a heart. You look before you leap, and sometimes you don’t leap at all because there’s not always someone there to catch you. And in life there’s no safety net. When did it stop being fun and start being scary?” Carrie wraca na trapez i próbuje jeszcze raz, ale wciąż nie jest w stanie puścić drążka.

Steve chce, żeby Miranda poznała jego nową dziewczynę, bo ona też spędza czas z Bradym. Miranda czuje się zaatakowana przez parę i ich przyjazne gesty, bo wciąż kocha Steve’a. Raz nawet chowa się pod łóżkiem, żeby uniknąć spotkania. Unika konfrontacji z rzeczywistością, żeby nie musieć godzić się z faktem, że Steve ma dziewczynę.

Samantha zachęca Carrie do nawiązania krótkiej seksualnej znajomości ze znajomym Harry’ego, który jest w mieście tylko na tydzień, na ślub. Carrie w końcu decyduje się na to, ale seks jest strasznie słaby. Do tego na ślubie strasznie bolą ją plecy, bo pozycja była niewygodna. Okazuje się, że on wcale nie zakładał, że to będzie jednonocna znajomość, chciał nawiązać bliższą relację. Potem podczas toastów przed całą salą narzeka na Carrie.

Sama Samantha w tym odcinku miała problem, żeby samodzielnie zapinać sobie sukienki i biżuterię, więc prosiła o pomoc Smitha. Kiedy on wyjechał w związku ze swoją pracą, problem wrócił. Nie mogła zdjąć bransoletki, walczyła z zapięciem podczas ślubu i bransoletka spada pod nogi młodej pary. Jest to naprawdę naciągana historia, bo przecież cały ten dzień spędziła pośród ludzi, Carrie albo Miranda mogły jej pomóc.

Na samym ślubie pech dalej prześladuje Charlotte, ta bransoletka to nie był jedyny problem. Jeszcze się poplamiła i poślizgnęła, a Harry miał problem z rozbiciem szkła. Carrie pociesza ją, mówiąc, że idealny ślub już miała i małżeństwo było nieudane, więc nieudany ślub to dobry znak. Potem Charlotte przekazuje to samo Harry’emu i wiemy, że pogodziła się z faktem, że jej wesele nie jest idealne.

Carrie w końcu puszcza drążek, ale nie udaje jej się wykonać sztuczki. Nie ma to jednak dla niej znaczenia, bo jest z przyjaciółkami. Mam wrażenie, że odcinki kończą się przesłaniem o magii przyjaźni po prostu zawsze wtedy, gdy brak pomysłu na jakiś inny morał.

Jak chodzi o motyw łączący wątki, to chodzi tu o jakieś przełamywanie się, ale całość spina bardziej wieloznaczność słów niż jeden temat. Nie jest to do końca przetłumaczalne na polski, ale tytułowe „catch” pada wiele razy w różnych kontekstach.

Wątki Mirandy i Samanthy nie miały zakończeń. Dostanie bukietem po głowie przez Mirandę na weselu to nie jest zakończenie jej wątku w tym odcinku, to może być zapowiedź następnych wydarzeń, ale nijak ma się do problemów Mirandy z tego odcinka. Tak samo wyrzucenie tej bransoletki pod nogi pary młodej to nie jest zakończenie wątku Samanthy, to jest współudział w wątku Charlotte. Nie byłabym zdziwiona, gdyby nie miały wątków w ogóle, a odcinek poświęcony był Charlotte, w końcu to jej ślub, ale przez pół odcinka sprawy wszystkich bohaterek są równo ważne, a potem śledzimy już wyłącznie Charlotte i Carrie, co jest dziwne.

W tym odcinku było mi szkoda Carrie, przespała się z kolesiem, a potem on stwierdził, że w dobrym guście będzie psuć cudze wesele, żeby zepsuć przy okazji jej reputację. Okropny facet. Niestety tego rodzaju zachowania można zaobserwować również w prawdziwym życiu.

Tyle ode mnie. Czekam na wasze komentarze, może wy inaczej oceniacie wątki Samanthy i Mirandy.

***



S06E09 – A Woman's Right to Shoes

Carrie przychodzi na imprezę do kogoś, o kim nigdy do tej pory nie słyszeliśmy. Ku przerażeniu Carrie okazuje się, że przy drzwiach trzeba zdjąć buty, bowiem gospodarze mają dzieci, które ciągle podnoszą coś z podłogi, więc nie chcą, żeby goście nanieśli błota. Buty Carrie są częścią doskonale zaplanowanego outfitu, więc rozstanie jest bardzo bolesne.

Przechodzimy do sceny, którą rozumiem jako rozmowę wstępną na stanowisko nowego lokatora w budynku, w którym mieszka Miranda. Nie słyszałam o czymś takim do tej pory, zapewne dlatego że nie jestem dość bogata, żeby o tym słyszeć. Kandydat to czarny lekarz, z którym Miranda od razu rozpoczyna flirt. Sprawa w tym odcinku daleko się nie rozwinie, skończy się na tym, że będą razem oglądać serial o międzyrasowym romansie, który tak lubi Miranda, i sprawy staną się niezręczne, gdy w tymże serialu zacznie się scena seksu.

Charlotte i Harry zaczynają mieszkać razem (on wprowadza się do niej). Okazuje się, że Harry zostawia na przypadkowych powierzchniach w mieszkaniu zużyte torebki po herbacie.

Gdy Carrie zabiera się do wyjścia z imprezy, zauważa, że jej buty zniknęły. Pani domu pożycza jej buty, żeby miała w czym wrócić, ale strata jest niepowetowana, bo to Carrie, więc buty były markowe.

Rozmowa o zaginionych butach Carrie stwarza okazję do rozmowy o tym, w jaki sposób obecność dzieci stwarza niedogodności ludziom dookoła. Aby zobrazować problem, podczas tej właśnie rozmowy w restauracji dookoła stolika bohaterek zaczynają biegać dzieci. Samantha jest przeciwko przeprowadzaniu dzieci w takie miejsca, Miranda również. Stwierdza, że sama nie wzięłaby Brady’ego do restauracji. Tylko Charlotte dzieci nie przeszkadzają.

Następnie przechodzimy do rozmowy o torebkach po herbacie w mieszkaniu Charlotte i Samantha oczywiście myśli, że chodzi o teabagging. Carrie i Charlotte są dogłębnie zniesmaczone wspomnieniem o seksie oralnym. No ja nie twierdzę, że restauracja to najlepsze miejsce na takie rozmowy, ale ile już razy widzieliśmy w tym serialu scenę, w której Samantha wspomina o jakimś akcie seksualnym, a bohaterki dookoła są zniesmaczone i oburzone? Ja nie wiem, jak ten serial niby zdejmował tabu z rozmów o seksie, jak co chwila widzimy, że rozmowy o seksie to jak najbardziej powód do wstydu.

Carrie wraca do tamtego mieszkania, w którym było przyjęcie, zapytać, czy buty może się znalazły. Po butach nie ma śladu, ale gospodyni proponuje, że za nie zapłaci. Gdy Carrie mówi, że kosztowały prawie pięćset dolarów, gospodyni stwierdza, że da jej dwieście, po czym zaczyna ją oceniać za wydawanie takich pieniędzy na obuwie. Wspomniany zostaje fakt, że gospodyni też kiedyś nosiła markowe buty, ale potem założyła rodzinę i zaczęła inaczej prowadzić swoje finanse.

Gospodyni mówi, że nie będzie płacić takich pieniędzy, bo nie chce płacić za ekstrawaganckie wybory Carrie. Carrie mówi, że zdjęcie butów to nie był jej wybór. I tak jak osobiście też nie zgadzam się z ekstrawaganckimi wyborami Carrie, tak gospodyni po prostu chce być wredna i oceniać fakt, że Carrie jest singielką (gospodyni nazywa swoje przejście do roli matki „rozpoczęciem prawdziwego życia”). Mówimy o ludziach ewidentnie bogatych (mają kilka domów), którzy również wydają pieniądze na głupoty. Impreza dotyczyła dziecka, więc w drinkach pływały małe figurki bobasów.

Później Carrie mówi o tym, że wydała ponad cztery razy tyle, ile kosztowały buty, na prezenty z okazji zaręczyn, ślubu i dla dzieci tej kobiety, która nie chce jej oddać za buty. Charlotte mówi jej, że przecież też by dostała od niej prezenty, gdyby wzięła ślub i zaczęła rodzić dzieci. Tylko że przecież nie każdy podejmie w swoim życiu takie wybory. Nie wiem, czy klucz finansowy jest tu najlepszy (na wesele i dzieci wydaje się więcej niż dostaje się w prezentach, więc różnie można patrzeć na takie transfery finansowe), ale Carrie ma rację, mówiąc o tym, że pewne wybory życiowe celebrujemy, a innych nie.

Charlotte wyjaśnia Harry’emu problem z torebkami po herbacie, on przeprasza i więcej tak nie robi. Na jaw wychodzi jednak kolejny problem, Harry lubi chodzić po domu nago, co również nie za bardzo podoba się Charlotte. Jednak nie chce zwracać mu na to uwagi, bo chce, żeby wiedział, że jest u siebie. Gdy jednak Harry zaczyna siadać na wszystkim gołą dupą, Charlotte zwraca mu uwagę i jest po problemie.

Wątek Samanthy zaczyna się i kończy w tej samej scenie. Samantha siedzi w restauracji i próbuje załatwić przez telefon sprawę związaną z jej pracą, ale nie może się skupić, bo przy stoliku obok hałasuje dziecko. Do tego podchodzi do niej kelner i mówi, że w restauracji jest zakaz prowadzenia rozmów telefonicznych. Jest to naprawdę dziwny zakaz, bo w końcu w restauracji normalnie się rozmawia, więc co za różnica, ale zgaduję, że w czasach, gdy technologia telefonów komórkowych była jeszcze młoda, a ja sama byłam hałaśliwym dzieckiem, mogły istnieć tego rodzaju zakazy. Samantha podchodzi do stolika z dzieckiem, aby zwrócić uwagę jego matce i zaproponować jej, aby zabrała dziecko na obiad do miejsca przystosowanego dla dzieci, ale dziecko rzuca w nią pesto i na tym rozmowa się kończy. Samantha po prostu wychodzi z restauracji.

Carrie sprawę z butami ogrywa, zostawiając gospodyni przyjęcia wiadomość na sekretarce mówiącą o tym, że bierze ślub sama ze sobą i jest zarejestrowana jako Manolo Blahnik. Na jej liście życzeń znajduje się wyłącznie nowa para butów takich samych jak te, które straciła. W ostatniej scenie Carrie biega po mieście w swoich nowych starych butach.

Koncept zdejmowania butów w gościach jest dziwaczny dla naszych bohaterek i tu widać różnicę kulturową, bo w Polsce jest to bardzo często spotykane, sama bym nie weszła do czyjegoś domu w butach, o ile by mi jasno i wyraźnie nie zakomunikowano, że tak się właśnie robi w tym domu i mam nie zdejmować butów. Wynika z tego tyle, że do Polaka nakaz zdjęcia butów w cudzym domu nie działa jako metafora narzucania singielkom uległości względem poślubionych par z dziećmi. Pomijając ten polski problem, wciąż uważam, że można było wybrać jakiś inny ekstrawagancki element stylu życia Carrie i z niego uczynić symbol walki z uciśnieniem kobiet, bo jako widzowie wiemy, że Carrie wydaje na buty sumy naprawdę nieprawdopodobnie wręcz idiotyczne, sumy, które prawie doprowadziły ją do utraty mieszkania. W takiej sytuacji instynktownie człowiek zaczyna się początkowo zgadzać z krytyką stylu życia Carrie, dopiero po chwili widząc, że pani od przyjęcia wcale nie chodziło o pieniądze.

No i trudno nie poruszyć tu głębszego problemu, czyli wiązania tożsamości z decyzjami zakupowymi i uczynienie z wydawania olbrzymich sum na markowe produkty o sztucznie napompowanych cenach gestu wyrażającego wyzwolenie kobiet spod patriarchalnego jarzma. Odcinek dosłownie kończy się na refleksji o tym, że życie singielki jest ciężkie, więc czasem trzeba wydać te pół tysiąca na szpilki, żeby było przyjemniej. Nie chcę nikomu bronić wydawania dużych pieniędzy na coś, co komuś innemu może wydać się głupie, ale jemu daje szczęście, jeśli naprawdę jesteście szczęśliwsi dzięki markowym szpilkom, kupcie je. Ale nigdy nie doradziłabym komuś wydawania wielkiej kasy jako środka, żeby poczuć się lepiej.

W postaci gospodyni przyjęcia serial pokazuje kogoś, kto po staniu się rodzicem uczynił z tego faktu całą swoją tożsamość (jest fotografką i od jakiegoś czasu robi zdjęcia wyłącznie niemowlaków). Taki obraz macierzyństwa jest jednak bezpośrednio skontrastowany z postacią Mirandy, która nie ma zamiaru prawić nikomu kazań na temat tego, czy jego życie jest „prawdziwe” bez dzieci, czy nie, więc z serialu wybrzmiewa krytyka nie jakiegoś konkretnego wyboru życiowego, ale narzucania innym swojego stylu życia, co jest okej.

Można by też zapytać co z ojcami, bo w serialu wygląda to tak, jakby zajmowanie się dziećmi było sprawą wyłącznie kobiet, a faceci nie mieli z tym żadnego związku. No i uważam to za problem. Można było chociaż w tej scenie z pesto pokazać ojca zamiast matki, żeby chociaż zasugerować, że fabularnie sprawa rozgrywa się między kobietami, ale ojcowie również zajmują się dziećmi i to normalne.

Generalnie podobał mi się pomysł na pokazanie w jaki sposób społecznie lepiej oceniane są matki od kobiet bezdzietnych i jak kobiety same podchwytują te patriarchalną narrację, żeby ustawiać się wyżej w hierarchii społecznej przynajmniej od singielek, bo ze swoją niższą od mężczyzn wartością w patriarchalnym społeczeństwie już się pogodziły (coś takiego widać też na spotkaniu lokatorów budynku Mirandy, jedna z kobiet strasznie narzeka na singielki). Wykonanie jednak nie było szczególnie dobre z przyczyn, które opisałam powyżej.

W komentarzach wyjaśnijcie mi, jak do tego wszystkiego na poziomie tematycznym miała się goła dupa Harry’ego.

***



S06E10 – Boy, Interrupted

W omawianym odcinku przejawiają się uprzedzenia względem osób chorych psychicznie i osób pracujących seksualnie. Pomińcie ten post, jeżeli nie chcecie czytać tekstu poruszającego takie tematy.

Carrie spotyka się ze swoim chłopakiem z liceum, w tej roli David Duchovny. On jest rozwiedziony, ona jest singielką, nic nie stoi więc na przeszkodzie, żeby znowu zaczęli randkować.

Samantha także spotyka swoją znajomą z dawnych lat, w tej roli Geri Halliwell. Okazuje się, że znajoma ma wstęp na basen dla VIP-ów, a Samantha nie. A nie dość, że trzeba zaszpanować, to jest bardzo gorąco. Próbuje załatwić sobie członkostwo, ale nie jest to możliwe, basen jest zbyt obłożony. Samantha znajduje jednak cudzą zgubioną kartę członkowską w łazience i dzięki temu udaje jej się wkręcić.

Po pierwszej randce z Davidem Duchovnym Carrie jest zdziwiona tym, jak miło spędziła czas, więc zastanawia się nad tym, czy to jej nie poprawił się gust od liceum, czy też faceci nie mają zbyt dużo do zaoferowania i dlatego przez tyle lat nie spotkała nikogo lepszego. Pisze artykuł o tym, czy może właśnie w liceum jest ten moment, kiedy człowiek umie rozpoznać prawdziwą miłość, a potem już nie.

Mamy jeszcze w tle wątek kolegów gejów Carrie i Charlotte, którzy toczą między sobą wojenkę. Kolega gej Carrie szpanuje temu drugiemu swoim chłopakiem, szpan jednak jest nieskuteczny, bo okazuje się, że jego chłopak był kiedyś pracownikiem seksualnym, a kolega gej Charlotte ma wobec takich osób uprzedzenia. Tak samo zresztą jak bohaterki.

Nowy sąsiad Mirandy, Robert, pracuje jako lekarz innej drużyny niż ta, której kibicuje Miranda. Mówimy jednak o dwóch różnych dyscyplinach sportowych, więc to nie jest tak, jakby kibicka Lechii zaczęła się spotykać z lekarzem Arki. Robert daje Mirandzie dwa bilety w pierwszym rzędzie na kolejny mecz, na którym będzie pracował. W przerwie meczu jest występ tancerek, które, ku niezadowoleniu Mirandy, tańczą seksownie. A jedna z nich zdaje się podrywać Roberta.

W międzyczasie dowiadujemy się, że Charlotte była w liceum cheerleaderką i królową promu.

Po drugiej randce Carrie proponuje Davidowi Duchovnemu seks, on nie ma jednak czasu. Mówi Carrie, że wraca do szpitala psychiatrycznego.

Gdy panie (i kolega gej Carrie) wylegują się nad basenem, rozmawiają o tym, jak ciężkie jest ich życie, bo można znaleźć fajnego faceta, a potem okazuje się, że jest w szpitalu psychiatrycznym. Jako widzowie mamy zauważyć, że w podobnej sytuacji znajduje się kolega gej Carrie, którego chłopak był pracownikiem seksualnym. Bohaterki wprost mówią, że jest to sytuacja poniżająca. Bardzo mi się to nie podoba, bo pogłębia problem piętnowania społecznego zarówno osób chorych psychicznie albo pracujących seksualnie, jak i osób, które są w związkach z takimi ludźmi.

Rozmowa kończy się złapaniem na gorącym uczynku Samanthy podszywającej się pod inną osobę i wygonieniem całej grupy z budynku.

Miranda rozmawia z Robertem, który zapewnia ją, że nie podoba mu się cheerleaderka, ale Miranda. Całują się. A potem uprawiają seks.

David Duchovny jeszcze raz odwiedza Carrie i przeprasza, że powiedział jej o szpitalu dopiero na drugiej randce (co nie wydaje mi się wcale być jakimkolwiek ukrywaniem czegoś, przecież to wcześnie). Wyjaśnia, że jest na bardzo intensywnej terapii i mam mocne wrażenie, że próbuje się oddzielić od osób ciężej chorych, aby odciąć się od stereotypów na ich temat. Do tego używa całej listy uznawanych za obraźliwe określeń na osoby chore psychicznie. Ogólnie nie ma sceny w tym odcinku, która byłaby w jakikolwiek sposób życzliwa osobom chorym psychicznie. I w końcu uprawiają seks.

Kolega gej Carrie porozmawiał ze swoim chłopakiem o jego przeszłości. Tłumaczy Carrie, że bardziej przeszkadza mu, że to przed nim ukrywał, niż jak pracował, i dlatego zerwali. Tylko… cały odcinek daje nam dowody na to, że miał rację, ukrywając swój dawny zawód. Ja też w życiu nie uznałabym Carrie i całej jej ekipy za osoby otwarte i godne zaufania, nie dzieliłabym się z nimi szczegółami z mojego życia, którymi wiem, że będą gardzić.

I już kilka sekund później kolega gej ocenia Carrie za niezrywanie z Davidem Duchovnym.

Do zerwania zresztą i tak dochodzi w kolejnej scenie, gdy Carrie odwiedza chłopaka w szpitalu. Szpital ma bardzo wysoki standard, ale wciąż są w nim ci „ciężko chorzy” w odróżnieniu od chłopaka Carrie, który ma być „tym normalnym”. On stwierdza, że może w ogóle nie powinien był się z nikim umawiać przed zakończeniem leczenia, które planowane jest na za ponad osiem miesięcy.

W ostatniej scenie Carrie i jej kolega gej zostają królową i królową queerowego promu i jakby za mało grup społecznych zostało obrażonych w tym odcinku, Carrie żartobliwie nazywa otaczające ją osoby queerowe normalnymi w porównaniu do chorych psychicznie. Potem kolega gej godzi się ze swoim chłopakiem, który też jest na promie.

Odcinek kończy się stwierdzeniem Carrie, że miłość jest możliwa, a w Nowym Jorku wszystko może się zdarzyć.

Cały odcinek mamy odwołania do licealnych dynamik znanych z hollywoodzkich filmów. Miranda jest zazdrosna o cheerleaderkę, Samantha chce dołączyć do klubu fajnych dzieciaków. Gejowska drama w otoczeniu Charlotte chyba też miała być licealna, bo chodziło o rozpowszechnianie plotek. Trudno powiedzieć. Tak często problemy bohaterek w tym serialu są rodem z liceum, że gdy bohaterki mają mieć licealne problemy, ciężko wyłapać różnicę.

W odcinku pada wiele żartów na temat osób chorych psychicznie, których tutaj nie przytaczałam, ale zaufajcie mi, trochę tego jest. Odradzam oglądanie odcinka osobom, którym słuchanie takich rzeczy podnosi ciśnienie. Tak samo osobom, które nie lubią słuchać, jak o pracy seksualnej wypowiadają się osoby uprzedzone do pracy seksualnej. Jeśli nie chcecie oglądać bardzo, bardzo stereotypowych przedstawień gejów, to też sobie odpuśćcie. Pozostałych osób również do odcinka jakoś szczególnie nie zachęcam, bo trudno mi powiedzieć, żeby było warto.

Jestem ciekawa waszych komentarzy. Jak myślicie, taki odcinek mógłby być wyemitowany dzisiaj, czy jednak coś się rzeczywiście zmieniło w postrzeganiu osób chorych psychicznie w popkulturze?

***



S06E11 – The Domino Effect

Carrie je kolację z Bigiem. Podczas kolacji Big mówi jej, że niedługo będzie miał operację serca, na co ona reaguje wybuchem płaczu. Potem płacze zawsze, gdy sobie o tym przypomni.

Normalnie nie piszę tu raczej o poziomie aktorskim, ale te sceny wybuchów płaczu Carrie naprawdę nie były dobrze zagrane. Zdecydowanie wyglądały bardziej jakby ktoś w przesadzony sposób udawał, że płacze i na początku uznałam, że tak właśnie jest. Byłam zdziwiona, gdy okazało się, że to miało być na serio.

Miranda i Robert oficjalnie zostają parą. On jej gotuje i jest bardzo uroczo. O zgrozo, nagle proponuje jej, żeby wzięła następnego dnia wolne, aby mogli spędzić dzień razem, bo Brady jest u Steve’a. Mirandę pomysł przeraża, bo ona nie bierze wolnego, ale się zgadza.

Następnie stajemy się świadkami komediowej sceny, w której Steve wchodzi do mieszkania Mirandy i widzi ją uprawiającą seks z Robertem. Zszokowany obija się o framugę, więc Robert śpieszy z pomocą lekarską. Okej, myślałam, że to będzie wymuszenie śmieszna scena, ale od momentu, gdy Robert pospieszył na ratunek, zrobiło się z tego coś całkiem zabawnego. Jak zwykle najlepsze sceny w kwestii humoru opartego o interakcje postaci znajdujemy w wątku Mirandy. Scenę jednak trochę niszczy fakt, że zaraz po niej widzimy rozmowę czterech przyjaciółek wyjaśniających przy lunchu krok po kroku, dlaczego to, co właśnie zobaczyliśmy, było zabawne.

Pamiętacie tamten odcinek, w którym jakaś dawna znajoma bohaterek brała ślub z facetem, który wpisywał się w wiele stereotypów o gejach, dlatego bohaterki uznały małżeństwo za lipę? Ta pani pojawia się ponownie i okazuje się, że jest w ciąży, z czego niezwykle się cieszy, bo długo starała się o dziecko.

Jak reagują bohaterki na to, że ich znajoma spełniła swoje marzenie? Gdy tylko odchodzi od stolika, zaczynają się z niej nabijać, bo jest stara, a jej mąż to gej. Dla dalszej części odcinka istotne będzie tyle, że Charlotte wybierze się do akupunkturzysty-cudotwórcy, który, zdaniem tej znajomej, sprawił, że udało jej się zajść w ciążę.

Carrie odwiedza Biga po operacji. Big prankuje ją, udając, że jest słaby, prawie umierający. Wciąż nie ogarniam umysłem, jaki ten facet jest absolutnie beznadziejny. Widział, jak Carrie się rozpłakała na myśl o operacji, a mimo to uznał ten idiotyczny żart za dobry pomysł. A potem się z niej nabijał, bo tak się przejęła, że z nim może być coś nie tak.

Smith i Samantha się ruchają, a potem spacerują po mieście. Żart polega na tym, że on robi jej dobrze palcami, a potem, gdy chce chwycić Samanthę za rękę, ona go odtrąca. I to z taką siłą, że potyka się i łamie palec u nogi. Dlaczego ten gest tak przeraził Samanthę? Bo gdy był poza miastem, to nie ruchała nikogo innego i za nim tęskniła. W końcu godzi się na chodzenie za rękę, ale tylko do czasu, aż jej noga wyzdrowieje.

Carrie zastanawia się, czy nie zakochuje się na nowo w Bigu, więc… zjawia się w jego pokoju hotelowym, strojem i zachowaniem nawiązując do… yyy, określiłabym to jako fantazję z porno o bardzo nieletniej pielęgniarce, która mówi o sobie w trzeciej osobie. Big nie może jednak uprawiać seksu, więc bawią się domino. Gdybym miała możliwość usunięcia z pamięci jednej sceny z „Seksu w wielkim mieście”, to byłaby to ta scena.

Steve i Debbie niespodziewanie spotykają Mirandę i Roberta. Poprzednio Steve’owi było niezręcznie, bo facet Mirandy okazał się przystojnym lekarzem jego ulubionej drużyny, ale teraz to Mirandzie jest niezręcznie, bo spotyka dziewczynę Steve’a, a ona okazuje się być młoda i seksowna. Widzę tu temat do rozważań na temat tego, jak różne rzeczy uważamy za imponujące u mężczyzn i u kobiet, ale serial tego tematu nie podejmuje.

Wracamy do wątku Charlotte, która podczas zabiegu akupunktury ma podróżować do swojego wnętrza, ale jej to nie wychodzi, bo za oknem hałasuje protestujący Front Wyzwolenia Kuby. Charlotte zaczyna panikować. Akupunkturzysta mówi jej, że w mieście zawsze będzie hałas i musi się nauczyć słuchać tylko siebie. Ta scena świetnie działa jako niezamierzona satyra na uprzywilejowanych białych amerykanów, którzy uczą się być ślepi na problemy innych krajów dla własnej wygody. Fakt, że scena ma miejsce w zachodnim komercyjnym studiu akupunktury, dodaje jej jeszcze smaczku.

Sprawa kończy się tak, że Charlotte spotyka po raz kolejny tamtą ciężarną znajomą, która zaczyna jej udzielać dobrych rad, ale Charlotte udaje się wyłączyć zmysł słuchu, czego nauczyła się na akupunkturze.

Miranda i Steve spotykają się po raz kolejny, patrzą sobie w oczy i już mają coś wyznać, ale zjawia się Robert. Na tym kończy się wątek Mirandy.

Big zaczyna źle się czuć. Niestety fabuła nie idzie w stronę opowieści o chłopcu, który krzyczał „Wilk!”, Carrie zajmuje się Bigiem. Zaczynają rozmawiać o ich relacji, ale nie dochodzą do żadnego wniosku. Ważne jest jednak to, że Big w końcu się otworzył. Tylko że rano wraca do bycia niedostępnym. Wtedy Carrie stwierdza, że wcale do niego nie wraca i już nie chce jej się płakać.

Na to, co mi się nie podobało, narzekałam na bieżąco. Napiszę więc tutaj, co mi się dla odmiany podobało: sam motyw skomplikowanych uczuć do byłego, do którego nie wie się, czy chce się wrócić. U Mirandy wypadło to lepiej, ale i z wątku Carrie dałoby się zatrzeć wierzchni cringe i coś by mogło z tego być, na pewno podobało mi się zakończenie. No, dla mnie facet spalił wszystkie swoje możliwe szanse, decydując się na prank w szpitalu (no okej, w tym odcinku wtedy właśnie spalił wszystkie swoje szanse, jako postać zrobił to dużo, dużo wcześniej), ale cieszę się, że nawet ktoś, kto ma dość niskie standardy, żeby wybaczyć coś tak żenującego, go nie chce.

Wątki Charlotte i Samanthy były zupełnymi zapychaczami. Samantha dostała bardzo leniwy wątek (ile już razy była mowa o tym, że Samantha boi się związków), a Charlotte jakieś bzdury.

Jak oceniacie odcinek? Czy wątki Samanthy i Charlotte miały według was jakiś związek z wątkami Mirandy i Carrie?

***



S06E12 – One

W poście jest mowa o poronieniu. Wiem, że są osoby, dla których jest to trudny temat, dlatego wcale nie obrażę się, jeśli zdecydują się pominąć ten wpis.

Charlotte i Carrie idą do galerii zobaczyć performens kobiety, która nie odzywa się i nie je od sześciu dni (i planuje to robić jeszcze przez dziesięć). Charlotte jest zainteresowana koncepcją, a Carrie komentuje rozczochrane włosy artystki, po czym zauważa, że patrzy na nią jakiś mężczyzna, więc pora na podryw.

Mężczyzna okazuje się uznanym artystą, Aleksandrem Petrovskym. Rozmowę bohaterek z nim ogląda się niezręcznie, Charlotte wchodzi w tryb fanki, a Petrovsky ucisza ją, żeby porozmawiać z Carrie, która zainteresowała go, bo zaśmiała się (z własnego żartu), oglądając performens. Carrie mówi, że to żadna sztuka, bo każda kobieta w Nowym Jorku tak wygląda, czekając na telefon of fagasa. Carrie stwierdza też, że artystka pewnie nocą je w McDonaldzie. Pokazuje się nam to w kontraście do czołobitnej postawy Charlotte jako błyskotliwą i trzeźwą obserwację, ale dla mnie brzmi to jak 95% komentarzy na temat sztuki współczesnej, no i naprawdę irytuje mnie założenie, że życie każdej kobiety obraca się tylko i wyłącznie dookoła randkowania.

Robert wyznaje Mirandzie miłość, co ją przeraża, mimo że w związku układa się świetnie.

Samantha zaczyna potrzebować okularów do czytania i z tego powodu koleżanki się z niej nabijają. Moja wiejska podstawówka w Polsce B była bardziej tolerancyjna pod tym względem. Od Samanthy dowiadujemy się, że Petrovsky to przystojniak, który umawiał się z supermodelkami w latach siedemdziesiątych. Następnie dwie bohaterki dzielą się wielkimi wieściami. Charlotte jest w ciąży, a Samantha zapuszcza włosy łonowe.

Petrovsky dzwoni do Carrie, numer wziął od znajomego znajomego. Umawiają się na spotkanie nocą w tej samej galerii, żeby sprawdzić, czy artystka będzie jeść big maki. A wcześniej zjeść razem kolację.

Następnie Carrie dostaje telefon od Harry’ego, Charlotte poroniła. Jest to dla Charlotte bardzo trudne, bo wiemy, od jak dawna stara się o dziecko, ale dobra wiadomość jest taka, że w ogóle zaszła w ciążę, bo głównie w tym lekarze widzieli problem.

Miranda stwierdza, że jest z nią coś nie tak i nigdy nie będzie szczęśliwa, bo nie może tak po prostu powiedzieć Robertowi, który jest absolutnie idealny, że go kocha. Mówi, że sądziła, że jej problemy emocjonalne znikną, gdy znajdzie tego jedynego idealnego faceta, ale wcale tak się nie stało. Podoba mi się ta scena. Serial od początku starał się (z różnym skutkiem) konfrontować współczesną rzeczywistość z baśniową fantazją o księciu na białym koniu. Komentarz na ten temat zawarty w tej scenie uważam za udany (tylko że to nie koniec odcinka…)

Carrie rozwija myśl Mirandy w swoim artykule na ten tydzień, w którym pisze o tym, że często w jakiejś jednej rzeczy upatrujemy rozwiązania wszystkich swoich problemów, może chodzić o faceta, ale też o pracę albo założenie rodziny.

Zastanawiacie się pewnie, co tam słychać w wątku włosów łonowych Samanthy. Już mówię. Samantha znajduje na wzgórku łonowym siwy włos i czuje się przerażona. Decyduje się go jednak nie wyrywać, ale zafarbować wszystkie włosy łonowe. Problem polega na tym, że za długo trzyma farbę na włosach i robią się rude. Czemu to tragedia? Bo zapuszczała włosy dla Smitha, więc teraz będzie musiała mu wytłumaczyć, dlaczego je zafarbowała, a wstyd jej, że jej wzgórek łonowy się starzeje. W końcu goli te włosy na zero i mówi Smithowi, że po prostu tak woli.

Miranda organizuje przyjęcie z okazji pierwszych urodzin Brady’ego. Nie przebiega dobrze, bo Miranda musi się widzieć z Debbie, a do tego matka Steve’a zatrudniła klauna, czego sobie nie życzyła. No i nie ma Charlotte, zamiast niej pojawia się Harry.

Gdy Miranda i Steve lądują razem w pokoju z ciastem urodzinowym, Miranda wyrzuca z siebie wyznanie miłości. On odpowiada tym samym. Zapytany o Debbie mówi, że to Miranda jest dla niego tą jedyną. Całują się.

Charlotte ogląda na kanale E dokument o Elizabeth Taylor i wysłuchanie historii o tym, jak aktorka zmagała się z problemami zdrowotnymi, dodaje jej siły. Decyduje się pójść na urodziny Brady’ego.

W narracji Carrie mówi nam, że trzy tygodnie później Steve i Miranda znowu byli razem.

Randka Carrie i Petrovskyego odbywa się w rosyjskiej restauracji. Carrie próbuje pytać go o przeszłość, gdy randkował z supermodelkami, ale on nie jest zainteresowany wspominaniem tego, co było, mówi, że interesuje go to, co jest i będzie. No i to chyba właśnie podoba się Carrie. Do tego urzeka ją atmosfera randki po północy z wielkim artystą, który składa zamówienie po rosyjsku.

Idą do galerii i artystka wcale nie je big maka. Petrovsky proponuje, żeby poszli do niego, ale Carrie odmawia i tylko się całują na pożegnanie.

Ten odcinek był dłuższy niż pozostałe, bo doszliśmy do cezury szóstej serii, drugą część serii wyemitowano kilka miesięcy później. Zwłaszcza w wątku Mirandy widać, że coś się kończy i zaczyna się coś nowego. No i od jej wątku zacznę. Nie jestem przekonana co do tego, czy w jej przypadku zadziałało pokazanie nam idealnego faceta, z którym nie układa się, chociaż teoretycznie powinno, w kontraście z kimś mniej imponującym, ale tak naprawdę bardziej pasującym do bohaterki. No bo tutaj w zasadzie drugi raz obserwujemy to samo, co działo się wcześniej w historii Charlotte, tylko bardziej na szybko. I u Charlotte to rzeczywiście zadziałało, bo ta bohaterka akurat cały czas liczyła na to, że znajdzie kogoś takiego jak Trey, a gdy dostała to, czego myślała, że chciała, okazało się, że potrzebowało czegoś innego (no i widzieliśmy też przez cały czas, że Trey nie był pozbawiony wad). To był świetnie przygotowany grunt pod wprowadzenie postaci Harry’ego. Tymczasem Robert… naprawdę po prostu jest idealny. Do tego Miranda nie była jak Charlotte i nie fantazjowała cały serial o doskonałym mężu. Śledząc poczynania Charlotte, rozumiemy, dlaczego Harry to lepszy kandydat na męża, śledząc poczynania Mirandy, zastanawiamy się, dlaczego wolała Steve’a od Roberta, a mówię to przy całej mojej sympatii do Steve’a i jego związku z Mirandą, której potwierdzenie można znaleźć w poprzednich wpisach – świadczy to o tym, że coś tu nie zagrało.

No i wracając do tej rozmowy o szukaniu faceta, który rozwiąże wszystkie twoje problemy. Chyba zmierzamy w stronę jedynie pozornej krytyki tego założenia.

Jeśli chodzi o Charlotte, miałam poczucie, że serial jednak ocenia osoby, które na miejscu Charlotte zdecydowałyby się nie iść na przyjęcie urodzinowe dziecka, bo było to pokazane jako decyzja, która świadczyć miała o tym, że Charlotte była słaba, a stała się silna dopiero dzięki dokumentowi na kanale E. To chyba jednak jest lokowanie produktu kosztem uczuć osób po poronieniu. No ale trudno mi to tak naprawdę ocenić, nie byłam w takiej sytuacji.

U Samanthy moim zdaniem znowu zabrakło pomysłu na wątek. Problem z farbowaniem włosów miał dosyć oczywiste rozwiązanie. Nie kupuję tego, że przyznanie albo nieprzyznanie się do siwego włosa to jakiś wybór moralny, nie sądzę, że taka drobnostka to jest coś, o czym koniecznie trzeba informować partnera. Przynajmniej tyle, że tym razem godzenie się Samanthy z przemijaniem pokazano trochę inaczej, bo na początku widzieliśmy, że nie ma problemu z tym, że potrzebuje okularów do czytania, dopiero gdy musi myśleć o starzeniu się w kontekście własnej seksualności, pojawia się problem.

Jeśli chodzi o Carrie, to Petrovsky jakoś mnie nie urzekł, ale pierwszy raz miałam wrażenie, że widzę coś, co mogło zdarzyć się tylko w Nowym Jorku (nieważne, na ile to prawda, chodzi mi o stworzenie na ekranie pewnej unikatowej wizji miejsca) i to doceniam. W końcu udało się pokazać Nowy Jork jako miejsce, w którym w galerii zwróci na ciebie uwagę tajemniczy artysta, a jeden żart zmieni się w eskapadę w środku nocy.

Podsumowując, odcinek był z tych ciekawszych, ale nie powiem, że jakoś z czystym sumieniem polecam. Dalej większość żartów wcale nie bawi (przynajmniej mnie), po prostu nie wyliczałam w tym wpisie każdej sceny, która moim zdaniem nie wypaliła.

Jakie jest wasze zdanie? Petrovsky zwalił was z nóg?

***



S06E13 – Let There Be Light

Zaczynamy od konstatacji Carrie: singielka większość życia spędza na szukaniu idealnego faceta.

Za idealnego faceta uznaje Petrovskyego w momencie, gdy otrzymuje od niego listowne zaproszenie na spacer. Carrie czuje się uwiedziona i gdy tylko wydepiluje sobie krocze, planuje zaprosić go do łóżka. Podczas depilacji pyta obsługującą ją kobietę, która również jest Rosjanką, o kilka słówek, żeby zabłysnąć na randce.

Mirandzie i Steve’owi układa się super, ale dochodzi do niezręcznych sytuacji, gdy spotykają się z Robertem w windzie. Z tego powodu Miranda zaczyna chodzić schodami. Robert wpada na ten sam pomysł i teraz mijają się na klatce schodowej. W końcu ze sobą rozmawiają i Miranda przeprasza, że tak wyszło między nimi, on pasywno-agresywnie stwierdza, że nic się nie stało, po czym czyni bardzo niesmaczne aluzje do ich życia seksualnego.

Charlotte zastanawia się, czy powinna wracać do pracy, skoro stara się o dziecko i być może zaraz musiałaby z pracy odejść. Jej kolega gej ma dość słuchania rozważań na ten temat, więc Charlotte wpada na pomysł, że zamiast rozwodzić się nad swoim życiem, zajmie się pomaganiem innym i zapisuje się na wolontariat.

Carrie wybiera się do Petrovskyego na seks tuż przed jego wyjazdem do Europy. Na randce błyszczy, mówiąc „spasiba”. Okazuje się, że Petrovsky ma w budynku całe piętro dla siebie. Gdy rano Carrie schodzi na śniadanie szykowane jej przez kochanka, mija trójkę zapracowanych menadżerów, którzy nie zwracają na nią uwagi, zupełnie jakby to był dla nich chleb powszedni.

Petrovsky jest po pięćdziesiątce i jest bardzo doświadczony na polu miłosnym, tego doświadczenia brakuje Smithowi, dlatego Samantha zaczyna się robić zazdrosna. Carrie za to zaczyna się zastanawiać, ile dokładnie kobiet przed nią dostało od Petrovskyego takie samo śniadanie. Znajduje jakiś artykuł na ten temat (w cudownej retro scenie guglania w 2004 roku). Postanawia napisać artykuł o wszystkich watpliwościach dotyczących przyszłości związku, które chodzą kobiecie po głowie po pierwszym seksie z facetem. Używa dwuznaczności słowa light: When it comes to men, even when we try to keep it light, how do we wind up in the dark?”, stąd światło w tytule odcinka.

Smith zostaje zaproszony na imprezę organizowaną przez Richarda, czyli byłego Samanthy, który był właśnie takim doświadczonym facetem uosabiającym to, czego Samancie brakuje. Samantha z entuzjazmem decyduje, że wybierze się na imprezę razem ze Smithem, nie mówiąc mu, że Richard to jej były.

Charlotte chce zostać wolontariuszką pomagającą niewidomym. Przed rozpoczęcie wolontariatu polecono jej, aby wybrała się do sklepu w opasce na oczy, ale nie sama, lecz z kimś, kto będzie służył jej za przewodnika. Tą osobą zostaje Carrie. Niestety dzwoni do niej Petrovsky z Amsterdamu, a zasięg jest słaby, więc zostawia na chwilę Charlotte samą. Charlotte porywa tłum i wybiera się do sklepu bez Carrie. Obija się o wszystko, aż w końcu wpada na półkę ze szpilkami na przecenie i zdejmuje opaskę, a wtedy jej oczom ukazuje się Carrie. Okazuje się, że Carrie szukała jej tylko przez moment, a potem zajęła się przymierzaniem butów.

Na imprezie Richard zachowuje się bardzo szarmancko, a kontrast między nim i Smithem jest bardzo wyraźny. Wyznaje również, że niczego nie żałuje tak jak tego, że stracił Samanthę. Czym mi jednak podpadł, to ocenianiem Samanthy za spotykanie się z młodszym facetem, podczas gdy sam widywał się z kobietami młodszymi od Smitha. Samantha decyduje się zerwać ze Smithem dla Richarda. Wsiada z Richardem do windy, żeby uprawiać z nim seks na wyższym piętrze. Podczas seksu czuje się niekomfortowo, sprawy nie poprawia fakt, że Richard nie przestaje narzekać na fakt, że w biznesie ostatnio gorzej mu idzie. Gdy zjeżdża windą na dół, widzi Smitha, który mimo wszystko czekał na nią, żeby upewnić się, że bezpiecznie wróci do domu. Samantha rozkleja się i zaczyna przepraszać Smitha, który z miejsca jej wybacza.

Steve przeprowadza się do Mirandy. Gdy ktoś rozbija ekran jego telewizora stojącego na korytarzu, podejrzenie pada na Roberta, więc Steve wybiera się do niego na stanowczą rozmowę, ale głos więźnie mu w gardle, gdy zauważa, że w jego mieszkaniu są dwie skąpo ubrane kobiety. Mówi, że on i Miranda go przepraszają, po czym sobie idzie. Przed Mirandą pozuje jednak na bohatera, który dogadał jej oszalałemu z miłości byłemu.

Petrovsky przywozi Carrie z Amsterdamu chodaki, bo wcześniej żartowała, że nie chce lecieć do kraju z drewnianymi butami. Po seksie Petrovsky idzie popracować, Carrie dołącza do niego w studiu, żeby się pożegnać. Chce zakończyć znajomość, bo nie czuje się dobrze w relacji, w której jej rola ogranicza się do jednej z wielu miłostek wielkiego artysty. Decyduje się jednak dać temu związkowi szanse, gdy Petrovsky mówi jej, że naprawdę mu się spodobała i że nie widuje się z nikim innym.

Podsumowanie zacznijmy od tego, że nie mam pojęcia, do czego zmierzał wątek Charlotte. Chyba tylko do pokazania nam po raz enty, że Carrie jest okropną przyjaciółką. Myślałam, że zobaczymy ten wolontariat, Charlotte czegoś się dzięki temu nauczy albo stwierdzi, że to nie dla niej, nie wiem. Albo że dowiemy się czegoś nowego w temacie jej starań o dziecko, nic z tego.

W wątkach Mirandy i Samanthy widzimy pewną symetrię, obie konfrontują się ze swoimi byłymi, będąc z facetami, którzy są od nich bardzo różni. W sumie pomysł, żeby idealny Robert pokazał swoją drugą twarz po zerwaniu, jest ciekawy, ale moim zdaniem zadziałałby lepiej, gdybyśmy wcześniej dostali jakieś delikatne wskazówki dotyczące tego, że wcale nie jest taki doskonały, jakieś zachowania, na które Miranda przymykała oko wcześniej albo takie, które można było zinterpretować dwojako. Jeśli chodzi o Samanthę, to w sumie nie był jej wątek, ale wątek hagiograficzny Smitha. To, co zrobiła, było absolutnie paskudne, no i okej, wiemy, że Samantha to postać kierująca się głównie libido, ale wciąż nie spodziewałam się po niej takiego czegoś w imię seksu z byłym. Zastanawiam się, czy już zgadzając się na wyjście na imprezę, planowała zerwanie ze Smithem, co czyniłoby ją osobą po prostu podłą.

Wątek Carrie był najnormalniejszy ze wszystkiego. Chce zbudować nowy związek, zastanawia się, czy tego samego chce upatrzony facet, on mówi, że tak, więc są razem. Jej wątpliwości co do uczuć Petrovskyego mają w sobie coś realnego, a jako rozwiązanie problemu przedstawiono rozmowę o uczuciach, z czym wszystko jest w porządku.

W komentarzach proszę o propozycję interpretacji odcinka w perspektywie tytułowego cytatu z Biblii.

***



S06E14 – The Ick Factor

Podczas zwyczajnej rozmowie w ogródku piwnym Miranda oświadcza się Steve’owi. Zostaje przyjęta. W następnej scenie Petrovsky gra Carrie na pianinie melodię, którą specjalnie dla niej skomponował i zatytułował po francusku. Panie uznają to za kiczowate posunięcie (ale Charlotte się podoba). Jasno rzuca się w oczy kontrast pomiędzy tymi dwoma randkami.

Miranda nie lubi hucznych wesel, więc chce urządzić coś skromniejszego. Nie zależy jej na weselu, ale na samym ślubie. W końcu ona i Steve decydują się na ślub i wesele w ogrodzie między budynkami mieszkaniowymi w niewielkim gronie najbliższych.

Tymczasem Samantha rozważa chirurgiczne powiększenie piersi. Charlotte jest przeciwko, powód: Samantha jest na to zbyt pewna siebie i inteligentna, nie powinna wyglądać jak, eee, nie będę szukać polskiego odpowiednika, powiedziała „bimbo”. Samantha mówi, że tak się nie stanie, bo nie wstawi sobie wielkich implantów. Żeby znaleźć dobrego chirurga, prosi o namiary barmankę z ładnymi piersiami.

Na kolejnej randce Petrovsky czyta Carrie wiersz Iosifa Brodskiego, co również nie przypada Carrie do gustu. Odpowiada, czytając mu fragment gazety o modzie, mówiąc, że dla niej to poezja. (Oczywiście ma to być kontrast, więc na marginesie chciałam dodać, że moim zdaniem niezaliczanie zainteresowania modą do grona zainteresowań intelektualnych wynika tylko i wyłącznie z mizoginii, przecież to wymaga ogromnego wyczucia artystycznego i wiedzy historycznej). W końcu Carrie mówi, że prowadzi kolumnę gazetową opartą na założeniu, że romans jest albo martwy, albo jest tworem sztucznym.

Carrie dochodzi do wniosku, że gesty, które wydały jej się sztuczne, w przypadku Petrovskyego są szczere. Ale wciąż nie są w jej guście. Postanawia napisać artykuł o tym, że współczesne kobiety odzwyczaiły się od takich prawdziwie romantycznych gestów, dlatego mają je za kiczowate. Mam strasznie dużo problemów, z założeniem, że kiedyś to miłości były wielkie, a teraz wszystko tak na szybko i po łebkach, więc nie doceniamy prawdziwego romansu. Historia miłości romantycznej nie jest wcale taka długa, więc trudno powiedzieć, żeby w tym akurat modelu zalotów było coś szczególnie „prawdziwszego” niż w jakimkolwiek innym. Carrie ewidentnie widziała cztery filmy kostiumowe na krzyż i na ich podstawie buduje swoje teorie na temat miłości kiedyś i dziś.

Na następnej randce Carrie zjawia się w domu Petrovskyego i widzi go w smokingu. On oznajmia jej, że idą do opery. Ma dla niej sukienkę na tę okazję. To sukienka, która Carrie podziwiała w gazecie (Petrovsky zna się z jej projektantem). Tym razem Carrie jest zachwycona. Niby Petrovsky całkiem nieźle tutaj zagrał, włączył do swojego stylu podrywu zainteresowania Carrie, ale (nie poruszając w ogóle sprawy tego, czy rozmiar był dobrze dobrany), przecież ktoś, kto kocha modę tak jak Carrie, raczej nie czułby się komfortowo, nie mając możliwości dobrania do sukienki butów i akcesoriów, wiec nie wiem, czy w prawdziwym życiu takie coś by wypaliło.

Przed budynkiem opery słyszą muzykę i Petrovsky prosi Carrie do tańca. Carrie mdleje z nadmiaru romantyzmu i na odtrutkę zabiera Petrovskyego do McDonalda. W McDonaldzie tańczą po otrzymaniu zamówienia. W tej scenie najbardziej podoba mi się mina obsługującej ich pracownicy, która wyraża absolutny brak zdziwienia całą sytuacją. To twarz osoby, która widziała już w życiu wszystko.

Miranda i Steve są praktyczni, Carrie i Petrovsky reprezentują romans z filmów kostiumowych, a małżeństwo Charlotte jest zawieszone gdzieś pomiędzy. Charlotte pragnie romantycznych gestów, ale Harry jest bardzo przyziemnym człowiekiem. Bohaterka jest zachwycona, gdy mąż zaprasza ją do francuskiej restauracji na wykwintny posiłek, później niestety oboje dostają zatrucia pokarmowego. Wtedy już nie jest romantycznie, ale wspierają się w chorobie, co znowuż jest romantyczne. I to cały wątek Charlotte w tym odcinku.

Podczas konsultacji z chirurgiem lekarz wyczuwa w piersi Samanthy guzek. Po biopsji okazuje się, że Samantha ma raka. Dzieli się to informacją z Carrie i prosi, żeby nie mówiła jeszcze Mirandzie i Charlotte, żeby nie zepsuć im wesela. Bardzo podobała mi się ta scena, bo widzimy u Samanthy całe spektrum emocji, szok, strach, ale też radość w związku z tym, że guz okazał się nie być duży.

Na weselu nie udaje jej się utrzymać tajemnicy, Samantha mówi Charlotte, a potem Mirandzie, która chciała wiedzieć, o czym rozmawiają. W końcu siedzą we cztery przy stoliku i rozmawiają o problemach, czyli jest jak każdego innego dnia – dokładnie tak, jak chciała tego Miranda.

Mam swój problem z pokazywaniem pewnej konkretnej wizji miłości jako bardziej prawdziwej od innych, ale pomijając to – był to całkiem niezły odcinek. Pokazano nam różne wersje związków, szukanie kompromisów między partnerami odnośnie tego, jaki język miłości najbardziej im pasuje, Do tego dowartościowano lekko niekonwencjonalne podejście do wesel.

Nawet wątek, który z początku zirytował mnie podejściem do kobiet, które decydują się na powiększenie piersi (że ten serial ma czelność krytykować powiększanie piersi, gdy tyle razy widzieliśmy, jak wychwalał toksyczne standardy piękna i wydawanie nieprawdopodobnych sum na wygląd), na koniec zaoferował nam naprawdę dobrą scenę.

Jakie są wasze opinie? Chcecie, żeby facet komponował wam utwory z francuskimi tytułami?

***



S06E15 – Catch-38

Samantha przeszła zabieg usunięcia guza, ale czeka ją prewencyjna chemioterapia. Gdy pyta, dlaczego to ją spotkało, lekarz pośród różnych czynników wymienia statystyczne dane mówiące o tym, że kobiety, które nie rodziły, obciążone są większym ryzykiem. Samantha wyczuwa w tym oskarżenie i ocenę jej decyzji życiowych, więc postanawia zmienić lekarza. Uważa, że chemia wcale nie jest potrzebna, ale lekarz chce ją ukarać za wybory życiowe, których nie pochwala. Na kolejną wizytę chce iść do kobiety, konkretnie chce się umówić do jednej z topowych onkolożek w Nowym Jorku.

Miranda i Steve wybierają się na czterodniową wycieczkę. Mają zabrać ze sobą Brady’ego, ale przyjaciółki namawiają, żeby zostawili dziecko w mieście i zrobili sobie prawdziwy miesiąc miodowy. Do opieki zgłaszają się Charlotte i Carrie, Samantha się nie oferuje.

Lekarka, do której chce się dostać Samantha, nie ma żadnych wolnych terminów. W poczekalni Samantha spotyka zakonnicę i czuje się pocieszona, że nie jest karana rakiem piersi za seks, skoro na to samo zachorowała osoba, która nie uprawia go w ogóle. Tylko… czy Samantha zapomniała, co jej mówił tamten lekarz? On mówił tylko o rodzeniu dzieci, nie o aktywności seksualnej.

Carrie zabiera Brady’ego do Petrovskyego. Rozmawiają o dzieciach i okazuje się, że Petrovsky lata temu miał dziecko i nie planuje ich więcej, jest po wazektomii. Carrie za to wciąż nie jest pewna, czy chce mieć dziecko, czy nie. Charlotte przekonuje ją, że skoro nie jest pewna, to powinna pozostawić sobie tę opcję i albo nie wiązać się z kimś, kto nie chce mieć więcej dzieci, albo zapytać Petrovskyego, czy może jednak nie planuje odwrócenia wazektomii. Mowa jest też oczywiście o tym, że Carrie lat przybywa, więc czas na poważne decyzje w tej kwestii.

Miranda nie bawi się dobrze na swoim miesiącu miodowym, chociaż czuje, że powinna. Dzwoni do Carrie, żeby jej o tym powiedzieć. Carrie w tym momencie czuje się natchniona, żeby napisać felieton o tym, czy kobiety chcą mieć dzieci i doskonałe miesiące miodowe, czy tylko czują, że powinny ich chcieć.

Carrie zaczyna kolejną rozmowę o dzieciach z Petrovskym. Opowiada jej o swojej córce, która aktualnie ma 22 lata i mieszka w Paryżu, w którym mieszka też jej matka, a jego była żona. Carrie stwierdza, że z nim nie założy rodziny, bo on już to życie przeżył z kimś innym. Tak jak Charlotte mówiła Carrie, że pewnie tak naprawdę chce dziecka, tak Samantha przekonuje ją, że to wcale nie jest takie ważne.

Carrie porusza ciekawą kwestię: mówi o tym, że jeśli zostanie z Petrovskym, to musiałby ją kochać wystarczająco, aby wynagrodzić jej to, że nie została matką. Tylko że jest z nim od dwóch miesięcy i na takie rozmowy za wcześnie. A jednocześnie ma 38 lat, więc czuje, że jest za późno, żeby takich pytań nie zadawać.

Przebywając u Charlotte, Brady widzi jak Charlotte i Harry uprawiają seks. Pomimo że Miranda telefonicznie uspokaja ją, że nic się nie stało, Charlotte jest przekonana, że skrzywdziła go na całe życie. I to w sumie cały watek Charlotte w tym odcinku.

Steve lubi wypoczywać, uprawiać seks i czytać książki w ciszy, podczas gdy Miranda nie chce tyle siedzieć w łóżku i chce mieć dostęp do technologii. W końcu rozmawiają/ kłócą się o formę spędzania czasu na miesiącu miodowym, ale szybko dochodzą do porozumienia i tak jak Miranda miała dość seksu, tak nabiera na niego ochoty, gdy Steve przypomina jej, że ich wyjazd dobiega końca. I to tyle, jeśli chodzi o wątek Mirandy.

Samantha próbowała powoływać się na różne osoby, które zna, żeby wkręcić się na wizytę do lekarki, ale nic nie działało. Dopiero gdy recepcjonistka okazała się fanką Smitha, Samantha dopięła swego. Udało jej się nawet załatwić wizytę zakonnicy, która czekała dłużej od niej.

Gdy Carrie po raz trzeci rozmawia z Petrovskym o dzieciach, on mówi, że podobnie jak ona widzi w tym związku potencjał na coś poważnego, ale na pewno nie zmieni swojego zdania co do dzieci i nie odwróci wazektomii. Mówi też, że jeśli Carrie chce mieć dzieci, to nie powinna z nich rezygnować dla niego. Rozumiem tę scenę jako zerwanie.

Problem poruszony w wątku Carrie jest bardzo prawdziwy. Podoba mi się, że mijający czas jest tu tylko dodatkową przeszkodą, prawdziwy problem jest taki, że Carrie wciąż nie jest pewna, czy chce mieć dziecko, po części dlatego, że nie jest w stanie odróżnić własnych potrzeb i aspiracji od tych wmawianych jej przez społeczeństwo. Myślę, że to jest w ogóle prawdziwe dla wielu decyzji życiowych.

W wątku Samanthy końcowa scena, w której Samantha pomaga zakonnicy, jest naprawdę urocza i wynagradza mi fakt, że wcześniej musiałam słuchać, jak Samantha zupełnie nieproszona opowiada zakonnicy o tym, jak robiła loda Mickowi Jaggerowi. Można by się przyczepić do tego, że Smantha powiedziała recepcjonistce, że w zamian za wizytę Smith ją pocałuje, a nie wiemy, co Smith o tym myśli, lecz bohaterka użyła słów „być może”, więc niczego nie obiecała.

Ciekawie byłoby, gdyby okazało się, że Samantha naprawdę nie potrzebuje chemioterapii, a lekarz był mizoginem, bo byłaby to świetna okazja, żeby poruszyć realny temat dyskryminacji pacjentek, ale wiem z Wikipedii, że chemioterapia się odbędzie, więc nie ma co liczyć na to, że jakoś zmieni się perspektywa, w której pokazano sprawę. Bo ten odcinek przedstawia Samanthę jako przewrażliwioną i doszukującą się problemu tam, gdzie go nie ma, a lekarza jako tego racjonalnego. Widzę tutaj zmarnowaną okazję, żeby powiedzieć coś ważnego.

Jak zawsze zapraszam do wyrażania własnych opinii o odcinku pod tym postem. Czy według was dobrze pokazano rozterki Carrie odnośnie planowania lub nieplanowania rodzicielstwa?

***



S06E16 – Out of the Frying Pan

Okazuje się, że Carrie i Petrovsky wcale jednak nie zerwali na koniec poprzedniego odcinka.

Petrovsky gotuje Carrie w jej mieszkaniu i świetnie mu to wychodzi, po kolacji dochodzi jednak do nieprzyjemnej sytuacji, gdy w kuchni zauważają mysz i Petrovsky zabija ją uderzeniem patelnią (przewińcie sobie tę scenę, śmierć gryzonia jest brutalna).

Przyjaciółki odwiedzają Samanthę w szpitalu i jedzą razem lody. Oczywiście trzeba zażartować o seksie oralnym, ale ten gimbusiarski żart Samancie wybaczam, bo może to być jakiś sposób na odreagowanie stresu związanego z chemioterapią.

Wątek Petrovskyego jest w tym odcinku mocno powiązany ze śmiercią, bo główny problem, jaki ma z nim Carrie w tym odcinku, jest taki, że gdy tylko powiedziała mu o raku Samanthy, wspomniał swoją znajomą, która miała raka piersi i umarła, a potem nie dawał sobie wytłumaczyć, że to zraniło Carrie. Uważa śmierć za coś tak normalnego, że nie widzi w braniu pod uwagę śmierci Samanthy niczego niestosownego. Przez to wszystko (i przez fakt, że Petrovsky zrobił jej na noc espresso) Carrie nie może spać.

Mirandzie i Steve’owi robi się w mieszkaniu za ciasno. Steve proponuje przeprowadzenie się na Brooklyn, co bardzo nie podoba się Mirandzie, ale teraz ma rodzinę, kota i psa, więc nie może myśleć wyłącznie o swoich potrzebach i się zgadza w nadziei, że przyjaciółki będą ją odwiedzać, mimo że na Brooklyn nie dojeżdżają taksówki z Manhattanu.

Carrie porównuje swoje przekonanie, że Samantha przeżyje, które Petrovsky uznał za odrzucenie realistycznego myślenia, z niemożnością pogodzenia się z niepłodnością Charlotte i z perspektywą wyprowadzki Mirandy z Manhattanu w felietonie o wypieraniu rzeczywistości.

Charlotte zaczyna godzić się z faktem, że nie uda się jej zajść w ciążę i zapisuje się z Harrym na listę oczekujących do adopcji. Do tego w tym odcinku adoptują psa. Historia jest taka, że Charlotte zaznajomiła się z kobietą wyprowadzająca psa, na którym nie za bardzo jej zależało, a z którym Charlotte poczuła więź. Poprzednia właścicielka chciała, żeby był psem wystawowym, ale miał za krótką łapkę, więc czuła się nim zawiedziona. Wiedziała, że Charlotte będzie dla niego lepszą panią, więc bez pytania przekazała jej psa kurierem. 

Carrie jest przekonana o tym, że Samancie na pewno nic się nie stanie, okazuje się jednak, że sama Samantha nie podziela tej pewności. Boi się, że może umrzeć, jeśli rak wróci. Ten lęk potęguje widok wypadających włosów (sytuacja była tym bardzie niezręczna, że ma to miejsce podczas seksu). Próbuje znaleźć perukę, która będzie wyglądała dokładnie jak jej włosy, ale jej się nie udaje, więc decyduje, że nie pójdzie ze Smithem na premierę jego filmu.

Bardzo podobała mi się scena, w której Samantha mówi Carrie, żeby przestała wciąż powtarzać, że nic złego się nie stanie, bo to nie pozwala jej wyrazić swoich obaw.

Carrie półżartem proponuje Samancie, żeby ogoliła się na łyso i nosiła wielkie kolczyki. Jako że Samantha jest Samanthą, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rzeczywiście zgolić głowę zanim straci włosy. Do mieszkania akurat wchodzi Smith i Samantha mówi mu, żeby zostawił ją teraz samą, bo nie jest gotowy na to, żeby radzić sobie z jej nowotworem. On stwierdza, że wprowadzi się, żeby ją wspierać, i w geście solidarności sobie również goli głowę. Scena jest naprawdę urocza. Zarówno ta, jak i kolejna, w której Smith i Samantha pojawiają się na premierze razem, on ze zgolonymi włosami, ona w różowej peruce.

Carrie jest dalej zła na Petrovskyego za mówienie o śmierci, ale dzwoni do niego, gdy mysz budzi ją w nocy i trzeba rozłożyć trutkę. Znowu rozmawiają o tej samej sprawie i on wyjaśnia, że śmierć przyjaciółki bardzo go zraniła, bo wzięła go z zaskoczenia, więc nie chciał, żeby Carrie przeszłą przez to samo, gdyby Samantha umarła. Różnica w ich podejściu zostaje porównana do preferencji kawowych, Petrvsky pije mocną, czarną kawę, a Carrie dodaje mleka.

Wątek Samanthy zostaje spuentowany wizualnie, gdy Samantha spotyka się z koleżankami bez peruki, nosząc wielkie kolczyki.

To był całkiem niezły odcinek. Nawet udało się historie wszystkich bohaterek połączyć motywem bycia na wyparciu i godzenia się z rzeczywistością na swój sposób, najbardziej było to widoczne w wątkach Charlotte i Samanthy, które również zmagały się z największymi problemami.

Wątek Samanthy był zdecydowanie najlepszy w odcinku. Nawet motyw seksu oralnego wraca, każda scena ma swoją funkcję. Pozostałe wątki są raczej okej, pewnie można by krytykować to przekazanie psa w wątku Charlotte, ale moim zdaniem tej właścicielki w ogóle nie pokazano w dobrym świetle i nie sądzę, żeby serial mówił nam, że takie postąpienie z psem jest w porządku, nawet mimo tego, że akurat w przypadku Charlotte pies trafił w lepsze ręce. No i Petrovsky mówi o śmierci, bo tak Amerykanie wyobrażają sobie rosyjskich artystów, trochę mnie męczył ten stereotyp. Swoją drogą dalej nie mam pojęcia, co łączy Carrie i Petrovskyego.

To tyle ode mnie. Wam też odcinek się spodobał? A może wątek Samanthy wcale nie był dobry, a ja się nie znam? Chętnie przeczytam wasze komentarze.

***



S06E17 – The Cold War

Podczas randki Carrie i Petrovsky przypadkowo spotykają jego znajomych ze świata sztuki. Okazuje się, że Carrie nie ma pojęcia, nad czym pracuje Petrovsky, nie powiedział jej nawet, że niedługo ma w Paryżu pierwszą solową wystawę od sześciu lat. Dodatkowo Carrie czuje, że nie jest na tym samym poziomie co jego znajomi i ze wstydem przyznaje, że jest autorką, ale nie powieści, lecz artykułów o seksie dla New York Star (nie mam pojęcia, czemu nie powiedziała, że pisze o modzie do Vogue’a, brzmiałoby to dużo lepiej w tym towarzystwie).

Później Carrie prosi Petrovskyego, żeby opowiedział jej coś o swojej twórczości, ale on nie chce z nią rozmawiać o sztuce. Zamiast tego on woli się z nią tulać w łóżku. Spędzają cztery dni na tulaniu się.

Z kolei Samantha i Smith na randce spotykają kolegę geja Carrie i jego chłopaka. Paparazzi robi im zdjęcie, a potem przycina je tak, aby nie było na nim widać Samanthy. Do prasy trafia artykuł mówiący o tym, że Smith jest gejem, bo widziano go z gejami. Samantha zostaje uznana za brodę. Na początku jej to nie przeszkadza, ale gdy zaczyna wpływać na jej reputację jako osoby z najgorętszym życiem seksualnym w Nowym Jorku, pojawia się problem. Aby zakończyć plotki, Samantha i Smith nagrywają, jak uprawiają seks. Samantha wysyła nagranie anonimowo osobom, co do których jest pewna, że rozpuszczą plotki.

Po powrocie do mieszkania Carrie ma na skrzynce cztery wiadomości od Biga (w ogóle strasznie mi się nie podoba, że Big zwraca się do Carrie „Hey, kid”), ale wszystkie usuwa. Chodzi o to, że przy Petrovskym o nim zapomina.

Charlotte stwierdza, że brak sukcesów jej nowego pieska na wystawach z poprzednią właścicielką był spowodowany tym, że właścicielce w ogóle nie zależało na suczce i postanawia sama zabrać ją na wystawę. Tylko jest jeden problem – tuż przed rozpoczęciem wystawy u suczki zaczyna się krwawienie związane z cieczką (trzeba porównać ją do okresu i rzucić żart o tym, że wcześniej zachowywała się sukowato). Sędzia to zauważa, ale i tak suczka Charlotte wygrywa, bo sędzia zauroczył się Charlotte.

W kolejnej scenie wątku Harry namawia Charlotte, żeby na chwilę spuściła suczkę ze smyczy w parku pełnym innych psów. Psy zbierają się dookoła suczki i jeden po drugim spółkują z nią, Harry odważnie rusza po suczkę, ale nie daje rady zatrzymać tego procesu.

Jak mówi Carrie, jej związek jest świetny, jest w nim tylko jeden problem, albo raczej coś, co dla niej jest problemem, a dla Petrovskyego nie. Łączy ich tylko… ich związek. Nie rozmawiają o swoich pasjach, o swojej pracy, nie znają nawzajem swoich znajomych. Aby to zmienić, Carrie organizuje spotkanie, na którym Petrovsky ma poznać jej przyjaciółki. W ostatniej chwili Carrie dostaje jednak telefon, Petrovsky nie da rady przyjść, bo pracuje. Dzwoni jednak do restauracji i zamawia paniom drinki na swój koszt. Coraz bardziej poddająca się działaniu alkoholu Carrie stwierdza, że posłucha rady Petrovskyego i będzie bardziej spontaniczna. Decyduje się zabrać przyjaciółki do studia Petrovskyego, żeby mimo wszystko mogli się poznać. Petrovsky wita się z nimi, zaprasza je, żeby rozgościły się w mieszkaniu, ale mówi, że nie ma czasu teraz z nimi rozmawiać, bo musi pracować, robi się więc bardzo niezręcznie.

W ostatniej scenie odcinka Petrovsky otwiera się przed Carrie i mówi o tym, że boi się, że jego wystawa nie sprosta oczekiwaniom, dlatego pracował całą noc (nie pierwszą zresztą). Z jednej strony podoba mi się zakończenie tego wątku – pokazano, że można nie rozumieć szczegółów czyjejś pracy, ale i tak wspierać w niej emocjonalnie, z drugiej strony myślę, że Petrovsky mógłby chociaż z grubsza przybliżyć Carrie temat swoich prac, skoro ten związek wchodzi na kolejne poziomy, a ona jest tym żywo zainteresowana. No i nie da się usprawiedliwić tego wystawienia przyjaciółek, przecież mógł to odwołać chociaż dzień wcześniej, cały czas wiedział, że ma mnóstwo pracy. No i wciąż nie rozumiem, dokąd zmierza ten związek od czasu rozmowy o tym, że ta relacja nie ma przyszłości, bo Carrie chciałaby założyć rodzinę.

Miranda w tym odcinku miała dosyć dyskretny wątek. Na początku czytała prasę plotkarską, a potem jej się odechciało (przynajmniej na jakiś czas), bo zobaczyła nagranie z Samanthą i Smithem. Do tego uczyła się lubić mieszkanie w Brooklynie i na koniec doceniła spokojne życie ze Stevem w kontraście ze związkiem Carrie i Petrovskyego.

Jeśli chodzi o Charlotte, to nie wiem, ta scena psiej orgii to miała być puenta? Myślałam, że coś się wydarzy z tym sędzią, ale nie, to prowadziło donikąd. W sumie jedyny przekaz z tego wątku jest taki, żeby trzymać psy na smyczach.

Jeśli chodzi o Samanthę, to cała ta historia miała być raczej komediowa, tylko na koniec w sumie nie śmiejemy się z prasy, która przeinacza fakty, żeby rozpowszechniać kłamliwe plotki, ale ze sławnych osób, których prywatne nagrania zostały upublicznione (Samantha zrobiła żart o tym, że to pomogło karierze Paris Hilton).

Odcinek stara się uzasadnić odwołanie do zimnej wojny w tytule, nieustannie mówiąc, że coś jest ziemne albo gorące, ale naprawdę mam mocne wrażenie, że to zostało wrzucone w narrację w losowych momentach i ma sens tylko wtedy, gdy mowa o tym, że Carrie jest ciepła, a Petrovsky zimny, poza tym trudno się w tym dopatrzeć jakiejś wagi metaforycznej.

Dodatkowo w odcinku pojawiają się zarówno kolega gej Carrie, jak i kolega gej Charlotte, wiec musimy oglądać całą masę scen, w których zachowują się w przerysowanie stereotypowo gejowski sposób, strasznie to było męczące.

No i cały odcinek Samantha zmienia peruki, co jest spoko i kontynuuje wątek z poprzedniego odcinka, ale jak założyła perukę afro i robiła z jej noszenia żart, to czułam się niekomfortowo.

Odcinek jest bardzo mieszany, ale uczuciem, które towarzyszyło mi przez największą część seansu była żenada, więc moja ocena jest negatywna.

A jakie jest wasze zdanie? Widzicie jakąś głębszą myśl w wątku Charlotte? Jeśli ktoś z czytelników ma jakąś wiedzę o wystawach psów i może coś powiedzieć o odcinku z tej perspektywy, to byłabym bardzo ciekawa.

***



S06E18 – Splat!

Redaktorka Carrie z Vogue’a zaprasza ją i Petrovskyego na wesele pewnej nowojorskiej pary, ma jednak w tym ukryty cel. Sama nie ma z kim iść, prosi więc, aby Carrie poprosiła Petrovskyego o znalezienie dla niej singla pośród swoich znajomych z artystycznego świata. Petrovsky bez problemu znajduje redaktorce krytyka kulinarnego.

Jako że zbliża się wystawa Petrovskyego w Paryżu, Petrovsky pyta Carrie, czy nie wyjechałaby razem z nim. Jest to zupełna odwrotność sytuacji, gdy Big zostawił ją i wyjechał do Paryża.

W końcu dochodzi do spotkania Petrovskyego z przyjaciółkami Carrie i ich partnerami przy kolacji w domu Petrovskyego. Podczas posiłku Samantha raczy nas swoimi podejrzeniami co do tego, że jej pomoc domowa używa jej wibratora, serwując dodatkowo ksenofobiczny żart o tym, że może ludzie na Dominikanie dzielą się wibratorami. Następnie Petrovsky ogłasza, że Carrie przeprowadza się z nim do Paryża, chociaż Carrie jeszcze się na to nie zgodziła.

Przyjaciółki mają wiele pytań dotyczących tego wyjazdu, Carrie jest jednak coraz bardziej przekonana do przeprowadzki, bo wyjazd z artystą do Paryża jest taki romantyczny. Co wydaje mi się strasznie dziwne, to traktowanie zadawania praktycznych pytań o opłacenie mieszkania Carrie w Nowym Jorku, długość wyjazdu, naukę języka obcego czy zatrudnienie Carrie jako psucia romantycznego nastroju i niecieszenie się szczęściem Carrie. Carrie nawet pisze artykuł o tym, że za dużo się zastanawiamy, zamiast po prostu żyć. Nawet nie wiem, czy to ma być wyraz tego, że Carrie po traumie z Bigiem tak bardzo zachwyciła się ofertą Petrovskyego, że nie chce nad nią myśleć, czy po prostu dla Carrie rozważanie skutków finansowego uzależnienia się od typa, który nawet nie przejął się tym, czy ona w ogóle chce jechać, zanim ogłosił to przed jej znajomymi, to jakiś dziwny pomysł.

Ku zaskoczeniu Charlotte, okazuje się, że jej suczka zaszła w ciążę po wydarzeniach z poprzedniego odcinka. Boli ją, że suczka jest w ciąży, a ona nie. I to z jakimś kundlem, i teraz będzie musiała wychowywać małe kundle. Gdy jednak pieski się rodzą, Charlotte jest zachwycona szczeniakami.

Petrovsky ma dosyć Nowego Jorku, on myśli o przeprowadzce jako zmianie na stałe, Carrie wolałaby jednak wyjechać na krócej, żyć między dwoma miastami albo spróbować związku na odległość, ona wciąż nie ma dość Nowego Jorku.

Nadchodzi wesele. Redaktorka nie jest zadowolona z randki, bo facet jest niski i łysy. No i nie jest Petrovskym, a tak naprawdę chciałaby być z Petrovskym. Zwierza się Carrie, że boli ją, że faceci w jej wieku (jak Petrovsky) umawiają się z młodszymi kobietami, więc ona nie ma zbyt dużego wyboru na polu randkowym, wprost obwinia Carrie za odbieranie jej opcji randkowych.

Na weselu Carrie spotyka swoją dawną znajomą, singielkę i imprezową legendę Nowego Jorku, która wkręciła się na wesele, ale jest dla niej za sztywne, w dodatku jest jedyną osobą, która przyszła bez partnera. Ewidentnie nie pasuje do całego towarzystwa. Wciąga kokę i narzeka na to, że już nikt poza nią nie wciąga koki, pyta o zapalniczkę i narzeka na to, że nikt już poza nią nie pali, a do tego w pomieszczeniu jest zakaz palenia. W tej postaci mamy widzieć mroczną przyszłość czekającą Carrie, jeżeli nie zdecyduje się zawrócić ze złej drogi imprezowego singielstwa. Szczególnie wyraźnie pokazuje to jej nieprzejmowanie się zakazem palenia w taki sam sposób, jak robiła to Carrie, zanim rzuciła.

No i nadszedł czas na scenę o subtelności przekazu rodem ze średniowiecznego egzemplum albo kampanii antynarkotykowej. Znajoma Carrie zaczyna palić papierosa przy oknie, narzekając na to, że nikt na tym weselu nie wie, czym jest zabawa, a Nowy Jork stał się tak nudny, że mogłaby umrzeć. Wypada przez okno i umiera.

Po śmierci grzesznicy Carrie nawraca się i decyduje porzucić Nowy Jork, aby wyjechać do Paryża. Na pogrzebie, który staje się ważnym wydarzeniem społecznym w Nowym Jorku, na którym wszyscy pokazują się w najlepszych ciuchach, Carrie widzi, że redaktorka pojawiła się z krytykiem, a więc z braku opcji próbuje budować związek z facetem, który wcale jej się nie podoba. Wtedy Carrie dzieli się z nami swoim przemyśleniem: „Ladies, if you are single in New York, after a certain point there is nowhere to go but down”, po czym oznajmia przyjaciółkom, że rzuciła pracę i się przeprowadza. Tę decyzję najbardziej podważa Miranda, która cały czas uważała Petrovskyego za pretensjonalnego aroganta. Twierdzi, że jest to decyzja powodowana strachem przed skończeniem jak zmarła grzesznica. Carrie twierdzi, że wcale tak nie jest, że otwiera się na nowe możliwości. Carrie jest na Mirandę zła, bo jej zdaniem nie chce jej pozwolić na ruszenie dalej ze swoim życiem, bo tak jest jej wygodniej. Miranda twierdzi zaś, że Carrie nie będzie żyła swoim życiem, ale życiem Petrovskyego.

Ten odcinek był niebywale dołujący i całkowicie zaprzeczał wszystkiemu, co teoretycznie próbował mówić nam serial wcześniej: że życie samotnej kobiety może być tak samo wartościowe jak zamężnej i że bratnimi duszami mogą być przyjaciółki, a nie partner romantyczny. Pod tym względem już wcześniej serial zaliczał liczne wpadki, więc ten odcinek nie jest zaskoczeniem, bardziej to widzę jako porzucenie wszelkiego udawania postępowości w postrzeganiu kobiet po trzydziestce. Teraz Carrie na głos mówi to, co przez cały czas serial gdzieś tam przebąkiwał w tle (pamiętacie odcinek o przemocy domowej?). Powiedziano nam, że zostanie starą panną to najstraszniejszy los, jaki może spotkać kobietę, i że aby go uniknąć, warto porzucić wszystkie więzi społeczne, bo co jak potem się nie uda znaleźć faceta? A przecież wejście w stały związek to jedyny w życiu sposób na ruszenie do przodu.

Odcinek jest bardzo świadomy tego, że kobiety są w dużo gorszej sytuacji niż mężczyźni, ale w pełni to akceptuje i nie ma tutaj miejsca na jakiekolwiek podważanie tego układu. Nie podoba ci się facet, którego przedstawili ci znajomi? Nieważne, innego nie znajdziesz. Żeby związek przetrwał musisz wyjechać na inny kontynent, rzucając pracę i pozwalając facetowi, żeby płacił za wszystko, włącznie z twoim mieszkaniem w Nowym Jorku, dając mu tym samym całkowitą władzę nad swoim życiem? No trudno, bierz go, bo za kilka lat już chłopa nie złowisz. A w dodatku to takie romantyczne! Proponuję zmianę tytułu odcinka na „Niechby pił, niechby bił, byle był”, bardziej pasowałby do tej realizacji scenariusza znalezionego w archiwum wiktoriańskiej plebanii.

Według mnie to był jeden z najgorszych odcinków w serialu. Sam motyw porzucenia kwestionowania wszystkich decyzji życiowych i podążania za głosem serca w poszukiwaniu szczęścia mógłby wypaść dobrze, ale nie wypadł, bo jedyne do czego w tym odcinku nas zachęcono, to do niekwestionowania zdania się na łaskę faceta.

Jeżeli ktoś z was widzi powód do oglądania tego odcinka inny niż zobaczenie szczeniaczków, to proszę o podzielenie się nim w komentarzach. Ja nie mam pomysłu.

***



S06E19 – An American Girl In Paris (Part Une)

Akurat gdy Carrie wychodzi na ostatnią nowojorską kolację z przyjaciółkami przed wylotem do Paryża, przed jej domem zjawia się Big. Próbuje jej powiedzieć, że dużo o nich myślał i jednak chce z nią być, ale ona w ogóle nie chce z nim gadać i w końcu mówi mu, że przenosi się do Paryża ze swoim chłopakiem. On robi sobie z tego żarty i wkurza zarówno Carrie, jak i mnie. Carrie ogłasza, że ma dość tego, jak ciągle wkracza do jej życia, gdy jest szczęśliwa, i wszystko psuje. On chce jej powiedzieć, że teraz będzie inaczej, ale ona nie słucha, bo z nim nigdy nie jest inaczej, i każe mu raz na zawsze dać jej spokój i zapomnieć, że istnieje. Ma rację we wszystkim, co mówi, ale czy ta postawa utrzyma się do końca tego dwuczęściowego odcinka? Zgadujcie.

O wszystkim opowiada z pasją przy sentymentalnej kolacji pożegnalnej, na którą w końcu udaje jej się dotrzeć.

Samantha zostaje poproszona o wygłoszenie inspirującej przemowy na beneficie na rzecz walki z rakiem piersi. Dodatkowo zmaga się z falami gorąca wywołanymi przyspieszeniem menopauzy przez chemioterapię.

W Paryżu Carrie poznaje córkę Petrovskyego, która akurat przechodzi jakieś poważne problemy w związku. Carrie z entuzjazmem zachęca ją, żeby jej o tym opowiedziała, ale ku jej zdziwieniu kobieta, która widzi ją pierwszy raz na oczy, nie chce się jej zwierzać z prywatnych spraw. Wiadomo, że chodzi o pokazanie różnic kulturowych (tak samo chwilę później, gdy Carrie jara się zobaczeniem wieży Eiffla na żywo, a córka Petrovskyego nazywa ją szkaradztwem), no i może rzeczywiście się to udało, skoro dla mnie, Europejki, zachowanie Carrie jest naprawdę bardzo dziwne.

Już pierwszego dnia w Paryżu zaczynają się problemy z Petrovskym. W ogóle nie ma dla niej czasu. Umawia się z nią na wieczór, ale nie przychodzi po nią do pokoju hotelowego, aż w końcu Carrie zasypia w sukni balowej.

Następnego dnia Carrie wybiera się na zakupy i wywraca na podłogę w Diorze, więc robi ogromne zakupy, żeby Francuzi nie mieli jej za Amerykankę, która narobiła sobie obciachu, gdy poślizgnęła się na mokrej podłodze. Pewnie jacyś ludzie rozumują w ten sposób, ale ja uważam to za usprawiedliwienia kogoś, kto po prostu chciał przepuścić fortunę w nieprawdopodobnie drogim sklepie.
Gdy Carrie się przewróciła, zawartość torebki wysypała się jej na podłogę, a później nie mogła znaleźć swojego złotego wisiorka z imieniem, więc wniosek jest taki, że musiała go zgubić.

W tym momencie sprawa przedstawia się tak, że Carrie jest w mieście, którego języka nie zna, z facetem, który w ogóle nie ma dla niej czasu, i nudzi się, zwiedzając w kółko te same rzeczy, a na domiar złego zgubiła przedmiot o wysokiej wartości sentymentalnej. W tym momencie widzi wesołe kobiety jedzące lunch i zaczyna tęsknić za przyjaciółkami. I, co gorsza, za Bigiem. Z czego zwierza się Mirandzie, która od początku mówiła, że Carrie będzie żałować wyjazdu. No nie jest to sytuacja godna pozazdroszczenia.

Przenosimy się na benefit, na którym Samantha wygłasza swoją dosyć sztywną przemowę, która nie zdobywa niczyjego zainteresowania. Na koniec zaczyna mówić od serca, jak radził jej Smith na podstawie swojego doświadczenia z AA, i ściąga perukę, żeby się ochłodzić. Dopiero teraz zaczyna porywać tłum. Inne kobiety na widowni wstają i również ściągają peruki, rozlega się burza oklasków, występ okazuje się sukcesem. Mamy kolejną udaną scenę w wątku raka Samanthy, jestem coraz bardziej przekonana, że jest to najlepszy wątek w całym serialu.

Charlotte zjawia się w mieszkaniu Carrie, żeby odebrać jej pocztę i przypadkowo odsłuchuje wiadomość od Biga z automatycznej sekretarki. Słyszy, jak Big wyznaje Carrie miłość. Stwierdza, że musi dowiedzieć się więcej, więc zaprasza Biga na spotkanie z nią, Mirandą i Samanthą. One są nastawione sceptycznie, bo to Big, gdy jednak zapewnia o tym, że rozumie swoje błędy i że odpuści, jeżeli Carrie naprawdę jest szczęśliwa z Petrovskym, Miranda mówi mu, żeby do niej leciał.

Tymczasem w Paryżu Petrovsky wręcza Carrie bardzo drogi naszyjnik w ramach pocieszenia po straconym wisiorku, po czym zapewnia, że będzie miał dla niej więcej czasu po otwarciu wystawy. Następnie dołączają do nich znajomi, którzy rozmawiają z Petrovskym po francusku, co stawia Carrie w bardzo niezręcznej sytuacji, bo tak siedzi jak kołek. Na tym kończy się odcinek.

Co słychać u pozostałych bohaterek poza Carrie i Samanthą? Charlotte i Harry wypełniają papiery, żeby adoptować dziecko, a Miranda… w sumie nie robi nic szczególnego. Trudno powiedzieć, żeby miała jakiś wątek w tym odcinku, ogranicza się w do pchania naprzód wątku Carrie.

To była pierwsza część dwuczęściowego odcinka, więc nie będę póki co pisać żadnego podsumowania. Powiem tylko tyle, że często widzę stylizację, w której Carrie zawitała w Paryżu, na listach najlepszych kreacji z serialu, a do mnie ona wcale nie przemawia. Zresztą oceńcie sami.

***



S06E20 – An American Girl In Paris (Part Deux)

Carrie i Petrovsky mieli spotkać się w restauracji z jego byłą żoną, ale on oczywiście spóźnia się i w końcu dzwoni, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie, bo przygotowuje wystawę. Rozmawiają we dwie i jasne staje się, że w małżeństwie również problemem było, że gdy Petrovsky zajmował się sztuką, nikt się dla niego nie liczył. Do tego była żona jest zdziwiona, że Petrovsky nie ma problemu z tym, że Carrie rozwija karierę i wydała książkę, bo kiedyś by się tak nie zachowywał.

Kolejne dni mijają i Petrovsky dalej nie ma czasu dla Carrie. Nasza bohaterka smutno snuje się ulicami Paryża, a jakby nie było dość żałośnie, wdeptuje w psią kupę. Można powiedzieć, że dosięgnęła ją sprawiedliwość karmiczna, bo wcześniej widzieliśmy, jak dokarmiała psa w cukierni wypiekiem, co raczej nie było dla tego psa zdrowe.

Miranda ma problemy rodzinne. Matka Steve’a zaczyna mylić Brady’ego z małym Stevem sprzed lat i przestaje rozpoznawać synową. Mieszkanie samej staje się dla niej coraz większym problemem, Steve chce znaleźć dla niej opiekę pielęgniarską, ale Miranda proponuje, żeby wprowadziła się do ich domu. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, jak trudna jest to sytuacja.

Charlotte i Harry przyjmują na obiedzie parę, która miała im przekazać dziecko do adopcji, ale okazuje się, że zmienili zdanie i jednak zatrzymają dziecko. Nie powiedzieli o tym przed spotkaniem, bo nigdy nie byli w Nowym Jorku, a, jak rozumiem, tę wycieczkę opłacili Charlotte i Harry. Takie pokazanie ludzi z niższej klasy społecznej nie za bardzo mi się podoba, ale do niczego innego serial nas nie przyzwyczajał.

Samantha przez chemioterapię ma obniżone libido i nie uprawia seksu ze Smithem. Pozwala mu na seks z innymi osobami podczas wyjazdu do Kanady, gdzie gra w filmie, bo nie chce, żeby związek rozpadł się przez jego frustrację seksualną, on jednak nie jest zainteresowany seksem z nikim poza Samanthą. Sama Samantha później zmienia zdanie, gdy widzi bukiet kwiatów, który jej wysłał, i dzwoni do niego z prośbą, żeby w miarę możliwości jednak tego seksu nie uprawiał.

Carrie rozwesela się, gdy widzi na wystawie w księgarni francuskie wydanie swojej książki. Wchodzi do środka i zostaje rozpoznana przez dwójkę fanów, którzy proponują, że wyprawią imprezę, na której będzie specjalnym gościem. Carrie jest zachwycona pomysłem, bo w końcu będzie mogła spędzić czas w towarzystwie, a do tego będzie gwiazdą. Zaprasza Petrovskyego, ale on oczywiście nie ma czasu.

Cała w skowronkach zbiera się do wyjścia, ale widzi, że Petrovsky siedzi przybity i zamartwia się, bo jest niepewny reakcji młodego pokolenia świata artystycznego na jego wystawę, boi się, że się ośmieszy. Prosi Carrie, żeby olała wyczekaną imprezę i poszła razem z nim do muzeum, żeby go wspierać. Gdy się zgadza, on obiecuje, że przez cały czas jej nie opuści, ale robi to w jednej sekundzie, gdy zgromadzeni zaczynają mu gratulować świetnej wystawy. Carrie siedzi sama w korytarzu i nawet nie może zapalić. Do tego w podszewce jej markowej torebki jest dziura, ale! Okazuje się, że w tę dziurę wpadł jej ukochany wisiorek. Gdy już odnalazła siebie na nowo, wybiega z budynku i leci na imprezę, która jej ucieka, jednak gdy dociera na miejsce, nikt już na nią nie czeka.

W hotelu słusznie wkurzona Carrie wygarnia Petrovskyemu, ile dla niego poświęciła, ale on ją zbywa, mówiąc, że taki już jest i że nie chcę się kłócić, bo jest zmęczony. Czara goryczy się przelewa, gdy Petrovsky nie do końca celowo, ale jednak, uderza ją w twarz, zrywając jej wisiorek. Carrie mówi, że żałuje, że z nim tu przyjechała, bo szuka prawdziwej, głębokiej miłości, a jej nie ma w tym związku. Bohaterka udaje się do recepcji, próbując załatwić sobie oddzielny pokój. Wisiorek w końcu spada jej na podłogę, a akurat w momencie, gdy go podnosi, do holu wkracza Big. Kiedy słyszy o uderzeniu, biegnie do pokoju, żeby pobić Petrovskyego, Carrie powstrzymuje go, podstawiając mu nogę. Oboje padają na dywan i zaczynają się śmiać. Chodzą po Paryżu nocą, Big po tych wszystkich latach mówi Carrie, że jest tą jedyną, a gdy Carrie pyta, czy chce zostać z nią w jej pokoju hotelowym, odpowiada, że abso-kurwa-lutnie, no wiecie, jak w pierwszym odcinku.

Co tymczasem u innych bohaterek? Charlotte i Harry dostają wiadomość, okazuje się, że mimo fiaska z adopcją dziecka amerykańskiej pary, zostaną adopcyjnymi rodzicami, bo ich starania o adopcję międzynarodową zakończyły się sukcesem i za pół roku w ich domu zjawi się dziecko z Chin.

Sytuacja w domu Mirandy jest bardzo trudna, ale widzimy, że mimo wszystko bohaterka odnajduje się w opiekuńczej roli i dba o matkę Steve’a. Zyskuje aprobatę swojej pomocy domowej, tej samej, która niegdyś tak wzgardziła stylem życia Mirandy.

Smith niespodziewanie przylatuje do Samanthy, żeby jej powiedzieć, że ją kocha, i wtedy uprawiają seks. Samantha wyznaje, że żaden mężczyzna nie znaczył dla niej tyle co on.

W końcowym montażu widzimy, że Carrie wraca do Nowego Jorku, radośnie wita się z przyjaciółkami, a następnie z offu opowiada nam o tym, że mamy w życiu różne relacje, ale najważniejszy związek to ten, który masz sama ze sobą, podczas gdy przez ekran przewijają się sceny z happy endów poszczególnych bohaterek. Rozbawiło mnie, gdy zobaczyłam Charlotte i Harry’ego wyprowadzających cztery szczeniaczki. Na sam koniec widzimy radosną Carrie, która właśnie kupiła nowe buty marki Manolo Blahnik i rozmawia z Bigiem przez telefon. Okazuje się, że on przez cały ten czas miał na imię John.

I tak właśnie nasz serial o różnych stylach singielskiego życia i odkładaniu na bok fantazji o księciu z bajki na zakończył się, podsuwając wszystkim bohaterkom takie samo szczęśliwe zakończenie, stały związek z facetem. Tak jak Smith to świetny facet i jego relacja z Samanthą dostarczyła nam wielu pięknych scen, tak muszę zapytać, dlaczego serial włożył tyle sił w udowadnianie Samancie, że jednak istnieje facet tak idealny, że porzuci dla niego tryb życia, który kocha i który dawał jej szczęście?

Podobnie u Mirandy, oczywiście, że rodzinne życie, któremu oddała się na koniec serialu, jest czymś wartościowym i w żaden sposób nie gorszym niż postawienie na karierę, ale mój problem polega na tym, że bohaterce, która miała zupełnie inne aspiracje, podsunięto coś, czego pragnęła dla siebie Charlotte, a nie ona, a zwieńczeniem całej jej historii jest zdobycie aprobaty kobiety, która przy początku ich znajomości wymieniła jej wibrator na figurkę Maryi. Czy może być tak, że kobieta oddająca się pracy i swobodnym relacjom seksualnym odnajdzie prawdziwe szczęście dopiero wtedy, gdy założy rodzinę albo wejdzie w stały związek? Oczywiście, ale tutaj dosłownie wszystkim bohaterkom kazano się cieszyć tym samym, co zdecydowanie wskazuje na stawianie jednej drogi życia, którą może wybrać kobieta, ponad inne. Jeśli chodzi o Charlotte, w ogóle nie mam tego problemu, bo ona od początku pragnęła rodziny i na koniec spełniła swoje marzenia, tylko w inny sposób, niż się spodziewała. To normalnie, że bohaterki mogą się rozwijać, a ich pragnienia zmieniać, ale gdy wszystkie zmieniają się w te same pragnienia, mamy jasny przekaz co do tego, co jest według twórców właściwe.

A gdy mowa o Carrie… Dobrze, że jest z Bigiem, bo dzięki temu chroni jakąś niewinną kobietę przed staniem się jego żoną, a oni we dwójkę są siebie warci. Wiem, że to miało być pozytywne zakończenie, ale jako takie nie działa, bo nie mamy żadnego powodu, żeby twierdzić, że Big się zmienił i teraz nagle stanie się oddanym partnerem, jakiego chciała w nim widzieć Carrie. Powiedział, że się zmienił i mamy mu wierzyć. Gwoździem do trumny w zakończeniu historii tej bohaterki jest zamknięcie całego serialu na ujęciu z tą nieszczęsną torbą z zakupami z kolejnymi butami za, niech zgadnę, czterysta dolarów. Serial nieustannie robił z tego jej prawa do torpedowania wielkich korporacji swoimi (i pożyczonymi) pieniędzmi jakiś feministyczny front wyzwolenia, końcowe wpisanie konsumpcjonizmu w jej tożsamość jest niewiarygodnie smutne. Zakładam, że teraz przynajmniej naprawdę ją na to stać, gdy osiągnęła szczyt swojego rozwoju postaci i w końcu stała się trophy wife.

Napiszę jeszcze jakiegoś posta podsumowującego całość mojego doświadczenia z oglądaniem serialu, obejrzę też filmy, a kiedyś zapewne sięgnę w końcu po prequelowy serial o Carrie w liceum.

Jak zawsze czekam na wasze opinie, jakie happy endy wy byście przydzielili bohaterkom?

 

***


Zaczynając tę serię, nie planowałam jednego długiego ciągu narzekań. Myślałam, że moja ocena ostatecznie będzie bardziej skomplikowana, ale wyszło tak, że mało co mi się podobało. Czy uważam, że osoby, którym serial podobał się dwadzieścia lat temu, i te, którym podoba się nadal, są w błędzie, nie znają się, mają zły gust? Ani trochę. Żarty mnie nie bawiły, ale do kogoś innego mogły trafić, ciuchy bohaterek rzadko kiedy mi się podobały, ale nie mam monopolu na styl, do tego co do połowy bohaterek zgodzę się, że wzbudzają dużą sympatię, a wszystkim aktorkom pierwszoplanowym pogratuluję kreacji tak zapadających w pamięć postaci. Nawet nie wiem, czy kością niezgody stałaby się ocena przekazu serialu, bo mi przeszkadza rozdźwięk między marką serialu jako rewolucyjnego w kwestii pokazywania seksualności kobiet a konserwatywnymi lekcjami, których nam udziela, jeśli ktoś od początku chciał zobaczyć serial o kobietach szukających mężów w Nowym Jorku, to nic dziwnego, że mu się spodobał.

No właśnie, konserwatywność „Seksu w wielkim mieście”. Tak naprawdę to w niej widzę przyczynę jego popularności. Nie sądzę, żeby serial, który naprawdę rzuca wyzwanie uprzedzeniom widzów, mógł odnieść taki sukces. Za to serial, który umacnia stereotypy i mizogińskie przekonania, ale jednocześnie pokazuje kobiety uprawiające nieślubny seks? To zupełnie inna rozmowa, teraz publika czuje się dowartościowana, bo ten przecież rewolucyjny serial potwierdza ich przeczucia na temat tego, że związki lesbijskie nie są na poważnie, ofiary przemocy domowej przesadzają, biseksualność to zabawa dla młodzieży, a każda kobieta koniec końców marzy o stałym związku z facetem.

Nie będę jednak uczciwa, jeśli powiem, że w ogóle nie ma w tym serialu żadnego feministycznego przekazu, bo tak, samo pokazanie kobiet w swobodnych relacjach seksualnych i polegających bardziej na przyjaciółkach niż na partnerach było dla wielu osób znaczące, niezależnie od tego, jakie morały serwowano w poszczególnych odcinkach i składu głównych bohaterek złożonego z nieprawdopodobnie uprzywilejowanych kobiet wiodących życia nieosiągalne dla większości społeczeństwa. Doceniam również świetny wątek zmagań z rakiem piersi w ostatniej serii, który autentycznie mnie wzruszył.
Dziękuję wszystkim czytelnikom towarzyszącym mi przez te dwa lata. Tak, pierwszy post z tej serii został opublikowany w lipcu 2019 roku. Zawsze z ciekawością wyczekiwałam waszych komentarzy, które poszerzały moją perspektywę, nie inaczej jest tym razem. Jestem pewna, że macie interesujące refleksje dotyczące całego serialu i z chęcią je przeczytam, więc jak zawsze zapraszam do komentowania.
A gdy HBO wypuści nowe odcinki, na pewno poznacie moje opinie na ich temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz