Pierwotną formą publikacji materiału są posty na tej stronie na Facebooku. Sporo wartościowych obserwacji padło w komentarzach, więc zachęcam do lektury postów w ich oryginalnej formie, ale rozumiem, że nie każdemu chce się skrolować czy wyszukiwać konkretne wpisy.
***
S06E01 – The Market, the Market
Gdybyście zapomnieli o tym, że
Samantha jest transfobką, to w pierwszych pięciu minutach tego odcinka wygłasza
transfobiczny komentarz ledwie mający cokolwiek wspólnego z tematem odcinka,
którym jest rynek i giełda. Następnie przekazuje pałeczkę Carrie, która nabija
się z ludzi z nadwagą.
Charlotte ma za złe Harry’emu, że
nie powiedział jej na samym początku, że nie będą mogli wziąć ślubu, bo nie
jest żydówką… Tylko że powiedział. Przecież powiedział jej w zasadzie zaraz po
tym, jak ich relacja zaczęła zmieniać się w związek. Ona twierdzi, że nie
powinien był z nią iść do łóżka, wiedząc, że nie będą mogli wziąć ślubu, ale
przecież to ona na początku postawiła sprawę jasno, mówiąc, że jest między nimi
tylko seks. W takiej sytuacji dlaczego miał jej mówić, że nie będą mogli się
pobrać?
Miranda przyznaje, że jest
zakochana w Stevie. Uświadomił jej to moment, w którym ganiała go po pokoju z
chusteczką ubrudzoną kupą dziecka. Jest tak bardzo na siebie zła, że go kocha,
że zaczyna się z nim kłócić i wygania go z mieszkania. Później postanawia
zaprosić go na randkę.
Charlotte podczas seksu pyta
Harry’ego, czy jej religia to wciąż taki duży problem. On mówi, że nie, o czym
rano nie pamięta. Następnie mówi dokładnie to, co ja pomyślałam: „Asking me to
renounce my judaism during sex is a clear manipulation”. Z rozmowy Charlotte
dowiaduje się jednak, jaka jest prawdziwa przyczyna, dla której Harry’emu,
żydowi, który je wieprzowinę, tak przeszkadza jej religia – przed śmiercią
matki obiecał jej, że ożeni się z żydówką.
Carrie jest bardzo podekscytowana
swoją pierwszą prawdziwą randką z Jackiem, więc dla rozładowania napięcia, za
radą Charlotte, umawia się wcześniej na randkę z facetem, na którym w ogóle jej
nie zależy. A kilka odcinków temu jęczała, że zarzuca jej się instrumentalne
traktowanie facetów. Randka idzie źle i mamy się nabijać z pecha i
nieporadności faceta. Ta scena była chyba tylko po to, żeby zająć czas
antenowy.
Charlotte zaczyna rozważać zmianę
religii z miłości do Harry’ego. Rozmowa, w której mu o tym mówi, jest dziwna.
Prosi go, żeby dał jej jakieś przyczyny, żeby zmienić wiarę, poza życzeniem
jego zmarłej matki. Myślałam, że w tym momencie opowie jej o swojej religii i
tradycji, ale nie, mówi jej, że gdyby mieli dzieci, to chciałby, żeby wychowali
je w jego religii, to wszystko. Ona odpowiada, mówiąc, że pewnie powinna była
mu o tym powiedzieć wcześniej, ale niestety najprawdopodobniej nie będą mogli
mieć biologicznych dzieci. Dla niego to nie problem, rozwiązanie widzi w
adopcji, tylko ja przepraszam, przed chwilą Charlotte narzekała, że za późno
jej powiedział o tej sprawie ze ślubem, a sama powiedziała mu o sprawie
podobnej wagi jeszcze później.
Randka Mirandy i Steve’a przebiega
tragicznie, ponieważ ona zaprosiła go na kolację, żeby mu powiedzieć, że jest w
nim zakochana, a on zaczął rozmowę od powiedzenia jej, żeby się zrelaksowała,
bo już nie jest w niej zakochany. Miranda jest w rozsypce.
Carrie widzi na mieście Jacka i
ucieka, bo nie ma na sobie idealnego stroju, który zaplanowała na randkę z nim.
Wtedy wpada na Aidana. Okazuje się, że wziął ślub i ma dziecko. Po przetrwaniu
spotkania z byłym stwierdza, że w sumie jej pierwsza randka z Jackiem też
przetrwa brak idealnego stroju i dzwoni do niego spod kina, proponując
przyspieszenie wyjścia na film, który wybrali. On nie ma nic przeciwko i gdy
zjawia się pod kinem, też wspomina o tym, że miał przygotowany jakiś super
strój. Scena jest urocza, ale chciałabym zobaczyć, co Carrie uważa za idealną
stylówę na randkę. Może tamtą cielistą sukienkę z pierwszej randki z Bigiem?
Zastanawiacie się pewnie, jak
wygląda wątek Samanthy w tym odcinku? Sypia z maklerem, który w łóżku udziela
jej porad inwestycyjnych, dzieląc się informacjami, których nie powinien
ujawniać. Raz podczas stosunku do jego mieszkania wchodzi FBI i zostaje
aresztowany. I Samantha ma pod domem teraz gejowski bar BDSM (chyba gejowski,
są sami faceci). I dlatego używała w łóżku kajdanek. A faceta aresztowali,
czaicie. Nie wiem, może wypożyczyli za dużo skórzanych ubrań, więc trzeba było
nakręcić scenę, w której Samantha mija ludzi je noszących. Albo stwierdzili, że
słowo „seks” w tytule zobowiązuje i trzeba widzom zaserwować takie widoki, ale
przecież żadna z bohaterek nie będzie uprawiać BDSM, bo to dla dziwaków.
Podoba mi się symetria pomiędzy
pierwszą randką Carrie i „pierwszą” randką Mirandy. Z tymi sytuacjami związane
były najlepsze momenty w odcinku – zakończenie wątku Carrie, i sceny, w których
Miranda zwierza się Carrie ze swoich przeżyć, a później prosi, żeby udawała, że
wcale tego nie zrobiła.
Najwięcej problemów na pewno
znaleźć można w wątku Charlotte, bo jestem pewna, że jest usiany
antysemityzmem. Nie jestem specjalistką od tego tematu, ale znam ten serial na
tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego twórcy na pewno też nie są. Wiele żartów
wzbudziło moją wątpliwość, do tego pobieżny risercz wskazał, że cała postać
Harry’ego to antysemicki archetyp, więc cóż.
No i po raz kolejny jak pojawiła
się jakaś postać, która nie była biała, to w roli jakiegoś odźwiernego. W
świecie „Seksu w wielkim mieście” takie osoby istnieją po to, żeby usługiwać
białym i czuję się z tym niekomfortowo. Czy żydzi w Stanach liczą się do
białych to oddzielna refleksja, ale przedstawienie żydów też nie jest
bezproblemowe, także no.
Czekam na wasze opinie, zwłaszcza
jeżeli mamy na widowni jakiegoś żyda albo kogoś, komu ten temat jest bliski,
bardzo chętnie poznam perspektywę takich osób i na pewno sama jeszcze poszukam
jakichś analiz antysemityzmu w „Seksie w wielkim mieście”.
***
S06E02 – Great Sexpectations
Carrie i Jack mają super udane
randki, ale gdy idą do łóżka, jest tak sobie. Carrie nie daje się przekonać, że
pierwszy raz może być nieudany i to nic nie znaczy, ponieważ jej pierwsze razy
z facetami, na których leciała, zawsze były udane. Miranda przekonuje ją, że
miała za wysokie oczekiwania i dlatego teraz jest rozczarowana.
Wszystkie panie wychodzą do
restauracji, która zgodnie z nowym trendem podaje wyłącznie surowe jedzenie.
Jedzenie okazuje się okropne, ale Samantha upatruje sobie seksownego kelnera.
Scenę nieudanej (poza spotkanie kelnera) wizyty w restauracji czytam jako
krytykę realnego nurtu mówiącego, że człowiek jest najzdrowszy, gdy żywi się
jedynie surowymi roślinami. Jak rzadko, zgadzam się ze stanowiskiem serialu.
Miranda ogląda serial o romansie
białej kobiety i czarnego mężczyzny. Cały odcinek mówi o swoim systemie nagrywającym
serial jako o swoim chłopaku, niestety w pewnym momencie system siada. No i ma
złamane serce, bo ze Stevem nie wyszło. W symbolicznej scenie kończącej wątek,
Steve naprawia jej ten system.
Charlotte deklaruje, że zmienia
religię i zostaje żydówką. Dwa razy w synagodze zamykają jej drzwi przed nosem,
więc sobie idzie obrażona. Harry wyjaśnia jej, że to taka gra, że pogonią ją
pierwsze trzy razy, rozumiecie, judaizm zgrywa trudny do zdobycia. Charlotte w
końcu wprasza się do domu rabina, ale okazuje się, że ktoś umarł i wszyscy są
ubrani na czarno, więc jest przypał. Rabin zaprasza ją jednak do stołu, żeby
uczyła się żydowskich tradycji.
Carrie pisze artykuł o tym, że na
drodze do udanego związku po trzydziestce zawsze stoi jakaś przeszkoda.
Odbieram to jako poddanie się w kwestii szukania motywu, który połączy wszystkie
wątki w odcinku.
Samantha przymierza się do
uwiedzenia seksownego kelnera. Okazuje się, że nie jest jedyna, restauracja
jest pełna kobiet, które przyszły w tym samym celu. Samantha pozbywa się
ostatniej konkurentki, oferując, że zapłaci za jej obiad, jeśli sobie pójdzie.
Ruchają się całą noc i jest zajebiście.
Drugi seks Carrie i Jacka również
jest nudny. Carrie postanawia porozmawiać o problemie z Jackiem. Dobry pomysł
nie może jednak w „Seksie w wielkim mieście” przejść bez kontry. Samantha
stanowczo odradza rozmowę o seksie, zamiast tego proponuje zakup seksi ciuszków
i upicie się. Czy ja muszę mówić, że to najgłupsza możliwa porada? Zwłaszcza
gdy Carrie już była na dobrej drodze? Już jej poprzednia rada, żeby zerwać,
była lepsza.
Co robi Carrie? Kupuje seksi
ciuszki i się upija.
Okazuje się, że jest zbyt pijana,
żeby cokolwiek zdziałać, ledwie może ustać na nogach, aż w końcu się wywala.
Zasypia zemdlona. Rano decydują, że porozmawiają o swoim problemie, ale jednak
już nie trzeba, bo po tej decyzji od razu się przeruchali i już było dobrze. No
i też Carrie miała na sobie super seksowne buty polecone przez Samanthę
(zdjęcie poniżej).
Jaki morał z tego odcinka? Nie ma
co gadać o seksie, wystarczy kupić odpowiednie buty i będzie wszystko dobrze.
Czy oglądany przez Mirandę serial
z międzyrasowym romansem miał korespondować tematycznie ze związkiem Charlotte
i Harry’ego? Jeśli tak, to czuję się dziwnie, że czarny facet i żyd zostają
wrzuceni do jednego worka z napisem „ten inny”.
Jak chodzi o wątek żydowski, to
najdziwniej poczułam się z porównywaniem zmiany religii do uwodzenia, ale to
jest mój całościowy problem z serialem, o wszystkim trzeba mówić przez pryzmat
seksu. Wychodzą z tego takie kwiatki.
Jak chodzi o Samanthę, to poza
tym, że udziela beznadziejnych porad, które działają tylko dlatego, że ta sama
osoba, która wpisała je do scenariusza, napisała też zakończenie odcinka, miała
taki sam wątek jak zwykle. Spodobał jej się facet, więc go przeruchała.
Rozumiem, że główną funkcją tej postaci jest niesienie na barach całego
wyzwolicielskiego seksualnie aspektu serialu, ale nudzi mnie oglądanie po raz
kolejny, jak kogoś podrywa i rucha.
W tym odcinku jest już naprawdę
oczywiste, że ta struktura z jednym tematem łączącym wszystkie wątki bardzo
serialowi przeszkadza. Rzadko kiedy w ogóle udawało się te wątki rzeczywiście
powiązać, ale teraz to już naprawdę mamy cztery oddzielne historie toczące się
swoim rytmem i rzucanie jakichś ogólnych haseł, bo nic bardziej szczegółowego
nie daje się znaleźć. W poprzednich sezonach mniej było historii, które
ciągnęły się sezonami, więc było łatwiej o cztery wątki z jednym motywem, teraz
serial to zwykły tasiemiec, który trzyma się dawnego pomysłu już zupełnie bez
potrzeby.
Jeżeli się nie zgadzacie,
napiszcie w komentarzach, dlaczego.
***
S06E03 – The Perfect Present
Carrie jest zmęczona tym, że gdy
odwiedza Jacka, on ciągle wspomina o swojej byłej. Tylko że wspomina o niej,
gdy Carrie pyta o jakieś rzeczy w mieszkaniu, które akurat wybrała ona, więc
raczej trudno mi to nazwać jakąś fiksacją po jego stronie.
Temat eksów wraca w kolejnej
scenie, ponieważ czwórka bohaterek wybiera się na przyjęcie organizowane przez
jakąś ich znajomą, której do tej pory nie widzieliśmy, przypomina mi to
pierwsze sezony, w których Carrie ciągle spotykała jakiś swoich przyjaciół,
którzy pojawiali się na jeden odcinek, a potem nigdy już o nich nie
słyszeliśmy. Ta znajoma, grana przez matkę z „American pie”, po trudnym
zerwaniu zaczęła projektować torebki i żart polega na tym, że są brzydkie, a
ona jest z nich bardzo dumna i całą imprezę zorganizowała, żeby się pochwalić.
Fakt, wyglądają jak robótki ręczne jakiegoś dziecka, ale zawsze mnie bawi, jak
„Seks w wielkim mieście” pokazuje nam, co według niego jest brzydkie.
Na imprezie pracuje ten sam
kelner, którego Samantha ruchała poprzednio, więc bohaterka udaje się z nim w
ustronne miejsce w mieszkaniu gospodyni i rucha go znowu. Gdy gospodyni to
widzi, stwierdza, że jest w zbyt delikatnym stanie emocjonalnym na coś takiego,
strasznie się wkurza, zwalnia kelnera i wygania gości. Jest to scena komediowa,
która w ogóle mnie nie bawi, bo nie wiem, co w tym śmiesznego, że Samantha uważa,
że powinna mieć prawo ruchać, gdzie jej się podoba.
Motyw zerwania ze starym, aby
mogło zacząć się coś nowego, pojawia się też w wątku Charlotte, która musi
zerwać z tradycją Bożego Narodzenia, aby stać się żydówką. Przychodzi jej to z
bólem. W ogóle jak chodzi o konwersję Charlotte, to w tym odcinku widzimy ją na
zajęciach przygotowujących do oficjalnej zmiany wiary i podoba mi się, że
Charlotte pokazano na nich jako kujonkę, która zgłasza się do odpowiedzi na
każde pytanie, bo nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie zachowywała się w
szkole.
Swoją drogą ciekawe jest, że nie
ma ani słowa o tym, co zmiana religii oznacza dla duchowości Charlotte. Zawsze
wiedzieliśmy, że religia Charlotte jest dla niej przede wszystkim częścią jej
tożsamości społecznej, ale pomyślałabym, że porzucenie pewnych dogmatów może
nie przyjść jej tak łatwo. Tymczasem ona robi wrażenie zupełnej ateistki, dla
której religia to lista informacji, które trzeba zapamiętać, i tradycji,
których trzeba przestrzegać, aby stać się częścią danej grupy społecznej.
Do Carrie w środku nocy dzwoni
Big, żeby uprawiać z nią telefoniczny seks, podobno nie po raz pierwszy. Carrie
uważa, że to okej, bo z Jackiem to jeszcze nie na poważnie, a poza tym ona nie
miała nic do gadania, bo nie ma grzecznego sposobu na odmowę telefonicznego
seksu.
Steve ma nową dziewczynę. W torbie
na pieluszki Miranda znajduje prezerwatywy, które musiał tam przypadkiem włożyć
Steve i jest zła, bo, jak pamiętamy, kocha Steve’a. Później chce mu to
wygarnąć, ale nie ma tak naprawdę żadnego argumentu, dlaczego miałoby to być
niewłaściwe. Próbuje się wyplątać, wyolbrzymiając jakieś sytuacje z
przeszłości, kiedy Steve mógł coś zrobić lepiej, jako powód zaniedbania podając
seks z Debbie, który na pewno go rozprasza. Ta rozmowa rozprasza ją na tyle, że
za jej plecami Brady spada z kanapy.
Carrie pisze pełen gramatycznych
sucharów artykuł o tym, czy można zbudować szczęśliwy związek, gdy wciąż myśli
się o byłym. Później podczas kolejnego spotkania z Jackiem w jego mieszkaniu
odzywa się automatyczna sekretarka. Dzwoni była z prośbą, żeby oddzwonił. Jack
reaguje na to, mówiąc, że jego była powinna się jebać. Carrie wcześniej nie
podobało się, że Jack za dużo ją wspomina, bo to mogło oznaczać, że dalej ją
kocha, ale teraz zastanawia się, co zaszło, że pała do niej taką nienawiścią. Okazuje
się, że go zdradziła i straszliwie go to zraniło. Jak reaguje Carrie? Myślałam,
że będzie jej głupio, bo dokładnie to samo zrobiła Aidanowi, ale nie, jest
super wesoła, bo w końcu wie, co zaszło i obiecuje, że opowie mu o tym, jak
sama została tak skrzywdzona przez swoich byłych. Serio, nawet przez moment nie
ma żadnego odniesienia do tego, że Carrie zdradzała Aidana z Bigiem. I że kilka
dni temu uprawiała telefoniczny seks również z Bigiem. Według Carrie to okej,
bo nie ustalili, że ich związek jest na wyłączność, ale nie wiem, czy Jack wie,
że ten związek nie jest zamknięty. A przypomnę sytuację z początku serialu,
kiedy ona i Big się nie dogadali i Carrie nie podobało się, że Big widuje się z
innymi i z nią naraz. Zresztą właśnie o tym pewnie Carrie opowie Jackowi.
Po tej rozmowie dzwoni do Biga i
mówi, że już nie będzie z nim uprawiać telefonicznego seksu, bo ma kogoś, Jack
nie dowiaduje się o sprawie.
Po kolejnym seksie z kelnerem
Samantha chce mu zapłacić trzysta dolarów, bo stracił pracę przez ich ostatnie
ruchanie. No i wygląda to trochę jak wręczenie napiwku. Kelner stanowczo
odmawia i sobie idzie. W ramach przeprosin przy kolejnej wizycie Smitha, bo tak
on się nazywa, Samantha przebiera się za seksowną kelnerkę. W tej scenie
Samantha dowiaduje się, że Smith jest nie tyko kelnerem, ale też aktorem i to
jej się nie podoba.
Mimo że jest lipiec, Charlotte
ubiera ostatnią choinkę w życiu, żeby pożegnać się z Bożym Narodzeniem. Harry
mówi, że mogą mieć choinkę i obchodzić święta, jeśli ona tego chce, bo tak robi
mnóstwo żydów. Ona jednak odmawia, mówiąc, że chce naprawdę zostać żydówką.
Decydują się jednak zostawić na pamiątkę bardzo starą bombkę od babci
Charlotte. (Swoją drogą cały czas zastanawiam się, co rodzina Charlotte uważa
na temat jej zmiany religii). W ostatniej scenie tego wątku Charlotte dokonuje
oficjalnej konwersji.
Podobały mi się wątki Charlotte i
Mirandy, bo wciągnęłam się w śledzenie rozwoju ich związków. Samantha popisała
się po raz kolejny tym, że naprawdę nie obchodzi jej zupełnie nikt oprócz niej
samej, ani to po raz pierwszy, ani z pewnością po raz ostatni. U Carrie w sumie
podobnie, znowu jest pokrzywdzona przez wszystkich i dzielnie znosi bagaż
swoich nieudanych poprzednich związków, ale w ogóle nie widzi tego, że ona
również nie była dobrą partnerką.
Wątki udało się połączyć jednym
motywem lepiej niż zwykle, ale czy dobrze, to nie powiedziałabym, bo w
przypadku Samanthy trudno mówić, żeby zostawiała coś z przeszłości za sobą,
żeby rozwijać relację ze Smithem.
Koniec końców był to kolejny
bardzo przeciętny odcinek „Seksu w wielkim mieście”. Czekam na wasze
komentarze, może według was był to ciekawszy odcinek niż według mnie.
***
S06E04 – Pick-A-Little, Talk-A-Little
Samantha i Smith bawią się w łóżku
w odgrywanie napaści. Gdy Samantha opowiada o tym koleżankom, mamy być
zszokowani. No jakoś mnie to nie rusza. Charlotte mówi, że nie powinna odgrywać
takich rzeczy, bo przemoc wobec kobiet to poważna sprawa. Bawi mnie Charlotte
Chcę Mieć Niewolników York prawiąca komukolwiek wykłady moralne na temat tego,
że coś jest problematyczne. Zwłaszcza gdy chodzi o dwie dorosłe osoby świadomie
odgrywające swoje fantazje i nierobiące nikomu krzywdy.
Można by było o tej scenie więcej
napisać, ale ile razy mogę pisać o tym, że Carrie, dziennikarka pisząca o
seksie, jest zdziwiona często spotykanymi zachowaniami seksualnymi, albo o tym,
że serial pokazuje nam pewne rzeczy jako szokujące, przez co wcale nie
normalizuje rozmów o nich, ale uczy ludzi, że o takich rzeczach można mówić
tylko z wypiekami na twarzy, a najlepiej w ogóle o nich nie mówić. Zostawmy już
to. Przechodzimy do głównego konceptu omawianego w tym odcinku: „he’s just not
that into you” – chodzi o to, że gdy facet nie przyjmie zaproszenia, żeby iść z
kobietą do łóżka albo zwleka z umówieniem się na drugą randkę, to kobieta
znajdzie dla niego mnóstwo wymówek, tymczasem Jack mówi, że faceci to istoty
proste: jak naprawdę podoba im się kobieta, to przyjmą zaproszenie od niej,
wyjdą z inicjatywą, żeby umówić się na koleje spotkanie i tak dalej. Bohaterki
na początku odrzucają jego słowa, bo burzy to ich całe spojrzenie na związki,
ale Jack nie zmienia zdania. Miranda szybko dochodzi do wniosku, że to
wyzwalające tak po prostu zaakceptować, że facet nie jest zainteresowany i
tyle.
Teoria Jacka przechodzi dość
oczywistą weryfikację. Otóż czasem te wszystkie wymówki mają sens, co
zobrazowane zostaje sceną, w której po randce z Mirandą facet zostaje
przyciśnięty do muru i poproszony o szczere przyznanie, że po prostu nie jest
zainteresowany. Okazuje się, że facet ma biegunkę.
Samantha i Smith dalej sobie
odgrywają scenki z porno. Problem pojawia, gdy podczas sceny Smith wspomina, że
jest anonimowym alkoholikiem, to nie pasuje Samancie, bo wprowadzenie do
fantazji rzeczywistego problemu zepsuło jej zabawę. Podczas odgrywania kolejnej
fantazji to Smith przerywa scenę i prosi o zwykłą rozmowę, bo chce, żeby lepiej
się poznali.
Carrie czyta powieść Jacka i
strasznie jej się podoba, ale Jack zniechęca się do rozmawiania z nią o
książce, gdy ta zwraca mu uwagę na to, że postać w jego książce, która obraca
się w kręgach, w których takie rzeczy są istotne, nosi niemodną gumkę do
włosów. Carrie wini się, że to jej wina, bo zaczęła od negatywu. No nie wiem,
powiedziała to w miłym i żartobliwym tonie, wcześniej mówiąc, że absolutnie
zakochała się w powieści, jeśli coś takiego miałoby zagrozić ich związkowi, to
raczej kwestia Jacka niż tego, że Carrie zrobiła coś nie tak. Jeżeli Jack rzeczywiście
wymaga takiego tańczenia dookoła swojego kruchego ego, to ja nie wiem, czy
związek z nim brzmi atrakcyjnie. Carrie postanawia napisać artykuł o tym, czy
baby nie powinny siedzieć cicho dla ratowania swoich związków, bo facet się
obrazi o krytykę.
Potem idą na kolację i przez cały
czas Carrie tylko zachwala jego książkę, mimo że ten nic nie mówi i siedzi
naburmuszony, w nadziei, że Jack wybaczy jej, że miała rację. Na koniec randki
on znajduje wymówkę, żeby nie zachodzić do Carrie, zachowując się dokładnie
tak, jak sam wcześniej opisywał, ze zachowuje się facet, który nie jest
zainteresowany. Carrie orientuje się, co się dzieje i zwraca mu na to uwagę. On
w końcu przyznaje, że ubodła go jej uwaga o gumce do włosów, bo książka okazała
się porażką. Godzą się i idą do Carrie.
Tymczasem w wątku Charlotte dzieje
się, matko, mnóstwo się dzieje.
Charlotte jest pewna, że ona i
Harry niedługo się pobiorą, mimo że nie rozmawiała o tym z Harrym. Żeby mu
pokazać, jak bardzo jej zależy, przygotowuje tradycyjny posiłek jako
niespodziankę na ich pierwszy szabat. Wkłada w niego naprawdę mnóstwo starań i
zaprzęga do pracy dwie przyjaciółki. Gdy siadają do stołu, Harry cieszy się i
chwali jedzenie, ale woli jednak oglądać mecz i Charlotte czuje się tym bardzo
skrzywdzona. Zaczynają się kłócić. Charlotte wypomina mu, że zmieniła dla niego
religię, a on nie może dla niej wyłączyć telewizora. Harry’emu bardzo nie
podoba się ten argument, bo nie chce, żeby w przyszłości ciągle mu wypominała,
że zmieniła dla niego wiarę. Charlotte jednak dalej mówi o tym, ile pracy
włożyła w to, żeby zostać żydówką i jedyne, o co go prosi, to żeby w końcu
porozmawiali o ślubie. Harry jest zdziwiony tym żądaniem, czym z kolei ja
jestem zdziwiona, bo przecież oczywiste było, że to dla małżeństwa Charlotte
zmienia religię. Byłam przekonana o tym, że już coś planowali, skoro Charlotte
dokonała konwersji, ale okazuje się, że nie. Charlotte wyjeżdża z ostrzejszą
amunicją: wypomina Harry’emu, że on jest brzydki, a ona ładna, więc powinien
docenić, jaki z niego szczęściarz. Harry odpowiada: „Yeah, I know what people are thinking. I just didn’t
think you were one of them”. Po tym tekście wychodzi, na odchodne
mówiąc, że już miał kupiony pierścionek.
Te scenę oglądało się świetnie. Z
każdą kolejną linijką dialogową sytuacja się zmieniała, na wierzch wychodziło
mnóstwo nieprzepracowanych problemów, oboje źle się nawzajem potraktowali, ale
w sposób, który pasuje do ich postaci doskonale. Polecam odcinek choćby dla tej
jednej sceny, ale tylko jeśli znacie kontekst historii Charlotte w serialu.
Koniec końców TO W SUMIE BYŁ
CAŁKIEM FAJNY ODCINEK.
Na początku bałam się, że Jack ze
swoim stereotypowo męskim podejściem okaże się jedynym oświeconym, który nauczy
baby, że za dużo filozofują, a faceci to rach-ciach, tak albo nie. Ale wcale
tak nie było. Okazało się, że tak, czasem coś w tym jest, że kobiety wmawiają
sobie, że facet na pewno ma jakiś ważny powód, żeby nie oddzwaniać, ale czasem
naprawdę ma biegunkę. Dodatkowo z zakończenia wątku Carrie wynika, że to stereotypowo
babskie podejście polegające na gadaniu o wszystkim rozwiązało problem, a wcześniejsze
działanie polegające na sztucznym pompowaniu ego faceta nic nie dało.
Wątek Charlotte oglądało się
świetnie. Ona i Harry zachowywali się okropnie i niezbyt mądrze, ale oglądanie
tego było dobrą zabawą, a wszystko, co robili, służy za świetny przykład tego,
jak nie należy traktować osoby, z którą chce się związać przyszłość.
Mój największy zarzut dotyczy tak
naprawdę poziomu żartów, głównie żartów Carrie i Jacka. No po prostu nie bawią
mnie suchary Carrie ani teksty Jacka, które postaci w serialu uznają za zabawne
i chyba są żartami. Wiele sytuacji jest komicznych, nie podoba mi się jednak
okraszenie ich wszystkich narracją pełną suchych żartów Carrie, zwłaszcza tych,
które polegają wyłącznie na wstawianiu słowa „żyd” w przypadkowe inne słowa.
Moja końcowa refleksja jest taka,
że przyszło mi czekać siedemdziesiąt osiem odcinków, żeby w końcu dostać
chociaż jeden taki odcinek, na jaki miałam nadzieję od samego początku
oglądania serialu.
Czy wam też odcinek się podobał?
Może widzicie go zupełnie inaczej niż ja? W każdym wypadku czekam na wasze
opinie.
***
S06E05 – Lights, Camera,
Relationship!
„Świat jest teatrem, aktorami
ludzie” – wszyscy pisaliśmy na ten temat rozprawkę w gimnazjum. Jak to wyszło
„Seksowi w wielkim mieście”?
Carrie zabiera Jacka do Prady,
żeby naciągać go na niemożliwie drogie ciuchy, których on nie chce ani nie
potrzebuje. Zastanawiam się, czy ta scena to nie jakieś lokowanie produktu, bo
Jack zostaje przedstawiony jako osoba tkwiąca w błędzie i nierozumiejąca, że powinien
na ciuchy wydawać fortunę. Carrie oczywiście kupuje sobie sukienkę. Później
Carrie kupuje w prezencie Jackowi koszulę, którą proponował mu ekspedient. Nie
ma to jak kupić komuś coś, czego ta osoba ewidentnie nie chce. I na co ją nie
stać, a tak drogi prezent nakłada pewne zobowiązanie, żeby odwdzięczyć się
czymś o podobnej wartości. Wyjątkowo Carrie stać na te zakupy, bo dostała czek
z Paryża, wydawnictwo sprzedało prawa do francuskiego wydania jej książki.
Carrie później przypadkowo spotyka
swoją wydawczynię, która właśnie została zwolniona. Okazało się, że zarzucono
też wydawanie książek Jacka. Jack o niczym jej nie powiedział, więc teraz
Carrie czuje się głupio z tym, że chwaliła się przed nim swoim sukcesem. Jack
mówi, że jest dumny z osiągnięcia Carrie. I odmawia, kiedy proponuje, że
porozmawia ze swoim nowym wydawcą i spróbuje mu coś załatwić.
Smith zaprasza Samanthę na sztukę,
w której gra. Samantha nie chce iść, bo to na Brooklynie. Ostatecznie podoba
jej się występ, bo Smith pokazał się nago na scenie. Gdy zapytał, co myśli o
jego monologu, Samantha powiedziała, że nie słuchała, bo patrzyła tylko na jego
seksowne ciało. Smith mówi, że dla tej sztuki rzuca pracę kelnera. Samantha
widzi, że sztuka ma bardzo marną promocję i Smith na pewno nie zbuduje na niej
swojej kariery aktorskiej, więc bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna lansowanie
Smitha na gwiazdę.
Carrie pisze artykuł o tym, czy
mężczyźni teraz mniej boją się odnoszących sukcesy kobiet, bo Samantha mówi
jej, że Smith, który jest jeszcze przed trzydziestką, nie ma problemu z tym, że
ona mu pomaga w karierze.
Miranda spędza czas ze Stevem,
udając, że wcale nie jest w nim zakochana. Jest to fajnie zagrane, reakcja
Mirandy, gdy dowiedziała się, że pomaga Steve’owi piec babeczki dla jego nowej
dziewczyny, była niezastąpiona.
Charlotte nie czuje się gotowa
spotykać z kimś nowym po zerwaniu z Harrym, chociaż wszyscy ją do tego
namawiają. W tym jej kolega gej w niezwykle stereotypowej scenie, w której gej
istnieje tylko po to, żeby pocieszać heteroseksualną kobietę w trudnej sytuacji
sercowej.
Wszystkie bohaterki są zaproszone
na premierę sztuki Smitha, jest to część akcji promocyjnej Samanthy. Miranda nie
idzie, bo ze łzami w oczach kończy robić babeczki. Carrie udało się namówić ją,
żeby nie przyjeżdżała, skoro nie jest w stanie, ale nie kończyła tych babeczek,
bo to masochizm. Sama za to ubiera się w eleganckie ciuchy z Prady, ale zamiast
umówionej taksówki czeka na nią Jack na motorze. Do Jacka nie dociera argument
o kasku psującym fryzurę, bo ma ochotę się przejechać, Carrie się zgadza, bo
wie, że jest przybity decyzją wydawniczą co do jego książek, prosi go jednak,
żeby nie jechał szybko. Ale on jedzie szybko, więc Carrie jest wściekła. Jack
przeprasza i mówi, że chciałby nie mieć problemu z tym, że Carrie odniosła
sukces, bo uważa, że na niego zasługuje, ale że mimo to czuje się z nim źle.
Godzą się i wtedy Jack ściąga kurtkę, okazuje się, że pod spodem miał koszulę
od Carrie.
To jednak nie koniec, wchodzą
razem do teatru, przed którym Samantha zorganizowała prawdziwy czerwony dywan z
chmarą fotografów. Dziennikarze znają Carrie i proszą, żeby Jack się odsunął,
bo chcą zrobić zdjęcia jej samej, mimo że Carrie prosi, żeby fotografować ją
razem z jej chłopakiem pisarzem. Jack odchodzi, żeby dziennikarze mogli zrobić
zdjęcia samej Carrie, po czym mówi, że wraca do domu, bo źle się czuje w tej
sytuacji. Ok, rozumiem, że mamy tu ten cały wątek podskórnej urazy, ale czy
nienawidzi jej aż tak, żeby gazety pisały, że została wystawiona na czerwonym
dywanie? Nie powiem, strasznie mnie irytuje Jack w tym odcinku, ale nie mam
tego serialowi w żaden sposób za złe, bo zabiegi Carrie mające podnieść jego
ego nie są pokazane jako coś pozytywnego, a w tej męskiej zawiści o sukces
partnerki jest coś prawdziwego, o czym często słyszy się w prawdziwym życiu.
Carrie sprowadza Charlotte
sprzedawcę z Prady, z którym wcześniej chciała ją ustawić na randkę, ale
Charlotte odmówiła. Teraz Charlotte przyjęła sugestię randkową z radością, bo
siedziała sama pośród par. Dziwne zakończenie wątku, bo wcześniej była mowa o
tym, że nie jest jeszcze na to gotowa, a zakończenie wcale nie sugeruje, że
przepracowała rozstanie, ale że było jej smutno i niezręcznie samej w teatrze.
Seksowne ciało Smitha robi furorę,
no i okazuje się, że recytował monolog właśnie dla Samanthy. Zobaczymy, czy w
kolejnych odcinkach jego kariera aktorska się rozwinie, czy zjedzą go
recenzenci. Ogólnie miło było zobaczyć jak Samantha w taki sposób pomaga
kochankowi, zwłaszcza że jego aspiracje i wybory niezbyt jej się podobają.
Z odcinka ostatecznie wynika, że
faceci z nowego pokolenia nie mają takiego problemu ze związkiem z kobietą
sukcesu jak faceci starsi o dekadę, ale jakoś nieszczególnie przekonuje mnie
ten morał. Myślę, że to chyba bardziej kwestia wieku niż pokolenia, a jeśli
pokolenia, to w niewielkim stopniu. Oglądając odcinek z perspektywy dwudziestu
lat, uważam reakcje Jacka za jak najbardziej prawdopodobne, ba, wręcz zdziwiona
byłam, że stać go było na tyle autorefleksji, żeby wprost przyznać, że tak,
zżera go zawiść, mimo że chciałby się cieszyć sukcesem Carrie.
Wszystkie wątki łączyć miały
elementy aktorstwa i udawania, mowa była o tym, że nie trzeba wychodzić na
scenę, żeby przed innymi ludźmi udawać, że czujemy się inaczej, niż czujemy się
naprawdę. Wątki Mirandy i Carrie dobrze to pokazywały, u Samanthy to aktorstwo
było bardziej dosłowne, ale można też powiedzieć, że jej pociąganie za sznurki,
aby wykreować nową gwiazdę, również ma w sobie coś ze spektaklu dla mediów. Jak
chodzi o Charlotte, to nie bardzo widzę tu jednak jakąś realizację motywu.
Stanowisko jest częściowo adekwatne do problemu podanego w poleceniu, rozprawkę
oceniam na 4+.
Nie podobało mi się prowadzenie
wątku Charlotte, ale poczynania Mirandy, Samanthy i Carrie oglądałam z
zaciekawieniem, mimo że wkurzało mnie to gloryfikowanie markowych ciuchów.
Jak zawsze czekam na wasze opinie.
Jeśli nie zgadzacie się z moją oceną, możecie napisać odwołanie w komentarzach.
***
S06E06 – Hop, Skip and a Week
W tym odcinku Carrie zastanawia
się, czy czasowe oddalenie się od drugiej osoby może pomóc związkowi.
Charlotte i Harry zerwali, ale nie
oznacza to, że Charlotte porzuca judaizm, by wrócić do chrześcijaństwa. Dalej
chodzi do synagogi. I okazuje się, że kobiety z jej społeczności religijnej
mają synów, z którymi chętnie by ją wyswatały. Charlotte idzie na randkę z
jednym z nich. Randka jej się nie podoba, więc prosi Carrie (która jest w tej
samej restauracji z Jackiem), żeby do niej zadzwoniła. Charlotte uda, że stało
się coś złego, przerwie randkę, a gdy facet też sobie pójdzie, ona wróci i
dołączy do Carrie i Jacka. W kolejnej scenie Jack, jak w poprzednim odcinku,
okazuje swoje wrażliwe ego i w ogóle zachowuje się słabo. Kobiety żartują na
temat rzeczy, które je zniechęcają do facetów (niewłaściwy wybór kwiatów,
niemodne buty), zaznaczając, że jak się kogoś kocha, to te rzeczy nie mają
znaczenia. Jack bierze to do siebie i traktuje jako atak na mężczyzn. Potem też
czepia się sposobu, w jaki Carrie wyjaśnia kelnerowi, że nie chciałaby, żeby w
zamawianej przez nią potrawie znalazła się pietruszka, bo Carrie skłamała, że
jest na nią uczulona, a po prostu jej nie lubi. Charlotte nie chce się siedzieć
z Jackiem, który psuje wszystkim wieczór, więc po prostu sobie idzie.
Scena jest świetna. Charlotte i
Carrie kłamią, żeby szybko załatwić sprawy, bo wiedzą, że powiedzenie prawdy
może skutkować tym, że wcale nie zostaną wysłuchane przez mężczyzn, z którymi
rozmawiają, bo ich ego byłoby zranione, gdyby kobiety powiedziały im wprost, że
randka nie idzie dobrze albo że danie im nie smakuje. Musiałyby się dłużej o
wszystko kłócić, bo nikt nie uszanowałby ich decyzji. Gdy dowiaduje się o tym
Jack, zaczyna robić im z tego powodu wyrzuty, więc teraz muszą znosić jego
humory. Jack jest absolutnie okropny i nieznośny (też bym wyszła na miejscu
Charlotte), ale w sposób nieprawdopodobnie blisko znajomy wielu kobietom. Ta
postać w ogóle jest świetna. Jest to niby miły facet, który skrywa w sobie olbrzymie
pokłady przekonania o tym, że wie wszystko lepiej. Przy tym ma
nieprawdopodobnie kruche ego i domaga się, aby chodzić dookoła niego na
palcach. W scenach z tą postacią serial naprawdę dotyka rzeczywistości.
W kolejnej scenie Jack ma Carrie
za złe, że skrytykowała go przy swojej przyjaciółce i pyta, od kiedy nie stoi
już po jego stronie. Następnie proponuje, żeby zrobili sobie przerwę na
tydzień, żeby mógł wyjechać do swojego domu w Hamptons i zastanowić się, co
dalej. Carrie się to nie podoba. Nie wiem czemu, bardzo ułatwił jej w tym
momencie rzucenie go w cholerę, ja bym się cieszyła.
Samantha kontynuuje lansowanie
Smitha na gwiazdę. Na skutek jej działań Smith pojawia się w reklamie alkoholu
kompletnie nagi, z genitaliami zasłoniętymi butelką. Z czasem Smith zaczyna
mieć do niej o to pretensje. Znajomi z AA mają mu za złe, że reklamuje alkohol,
znajomi aktorzy zarzucają mu, że się sprzedał, a jego matka chowa gazety z tą
reklamą w sklepach, żeby nie zobaczyła ich jego babcia. Samantha mówi, żeby nie
słuchał pijaków, zer i bigotek. Smith mówi też, że wcale nie dostaje więcej
zaproszeń na castingi dzięki tej reklamie. Zyskał jedyny popularność wśród
gejów, co Samantha akurat bierze za dobrą monetę. Generalnie widzimy tutaj, że
Smith chciał grać w sztukach alternatywnych, a Samantha widzi jego karierę
zupełnie inaczej i nie obchodzi jej, co o tym myśli sam zainteresowany. Z
czasem rzeczywiście dostaje rolę w filmie jako jakiś seksiak i mamy
powiedziane, że bardzo go to cieszy, ale mi tu coś nie gra. Nie podoba mi się,
że Samantha, która obrażała wszystkich bliskich Smitha i ustawiła mu całą
karierę nie tak, jak on chciał, jest pokazana jako ta, która ma rację. Przebija
z tego jakieś podskórne założenie, że kariera hollywoodzka jest tak po prostu
lepsza od grania w małych teatrach, a każdy, kto uważa inaczej, jest
nieudacznikiem.
Miranda godzi macierzyństwo i
pracę. W pracy idzie jej świetnie, ale czasem się spóźnia, więc musi słuchać
wyrzutów. Jako że mimo jej dobrych wyników w pracy robią jej pod górkę, Miranda
pracuje zacięcie i przez to traci czas ze swoim dzieckiem, którym opiekuje się zatrudniana
przez nią pani sprzątająca. Aby rozwiązać ten problem, prosi o skrócenie jej
godzin pracy do… pięćdziesięciu pięciu tygodniowo, a do tego nakleja swoje
zdjęcia na zabawki na pałąku. Problem uznany zostaje za rozwiązany. Serio? To
jest niesamowicie antyludzkie przesłanie. Że niby praca jedenaście godzin
dziennie i POKAZANIE DZIECKU ZDJĘCIA, ŻEBY NIE ZAPOMNIAŁO TWARZY MATKI to ma
być świetny sposób na pogodzenie macierzyństwa i kariery? Czyj to jest pomysł
na prawa pracownicze, Sknerusa McKwacza?
Społeczność religijna Charlotte
urządza spotkanie dla singli. Na nim Charlotte rozmawia z facetem, który w
sumie by się jej podobał, ale jego zasadniczą wadę stanowi fakt, że nie jest
Harrym. Na szczęście okazuje się, że na spotkaniu jest też Harry. Szybko się
godzą. Harry się oświadcza. Jest to o tyle śmieszne, że pozostali single nie
znają ich historii i z ich punktu widzenia para singli zaręczyła się w minutę
od spotkania.
Czas na zakończenie wątku Carrie.
Jack do niej wraca, wyznaje miłość, spędzają razem noc, a rano Carrie znajduje
karteczkę od Jacka. Za pośrednictwem tej karteczki Jack z nią zrywa.
Jak oceniam odcinek? W sumie każdy
wątek oceniam inaczej.
Ocena wątku Carrie: bardzo
pozytywna. Wyżej pisałam, dlaczego uważam Jacka za świetną postać i zakończenie
jego wątku pasowało do niej doskonale. Niby fajny facet, a jednak straszny
dzieciak.
Ocena wątku Charlotte: taka sobie.
Odbyła kilka mniej lub bardziej udanych randek, by uświadomić sobie, jak bardzo
kocha Harry’ego. Nic niesamowitego, ale działało w kontraście z wątkiem Carrie,
bo w przypadku Charlotte i Harry’ego dystans tylko pomógł.
Ocena wątku Samanthy: raczej
słaba. W tym przypadku z dystansem chodziło o to, że Samantha i Smith musieli
zaczekać na efekty swoich działań, co jest naciągane. Ale do naciągania wątków
pod główny motyw już wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, większym problemem jest
przesłanie tego wątku.
Ocena wątku Mirandy: ziemniak/10.
Mirando, załóż związek zawodowy.
Wątek finansów Carrie zapewne
pasjonuje was tak samo jak mnie, więc donoszę, że w tym odcinku Carrie uznaje
kupowanie na przecenie za osobisty upadek i płaci prawie dwieście dolarów za
wynajęcie samochodu, żeby za chwile się rozmyślić i jednak nie jechać do Jacka.
Jak ona spłaca to mieszkanie?
Jak złożycie sobie do kupy zdanie
Carrie o przecenach z wątkami Samanthy i Mirandy, to w głowie zagra wam hymn
pochwalny na cześć kapitalizmu.
Czekam na wasze opinie. Kupujecie
na przecenach?
PS: Z tego miejsca pozdrawiam
prawie czterdzieści osób, które zalajkowało ten funpag po przeczytaniu mojego
poprzedniego posta na Instagramie. Mam nadzieję, że zostaniecie tu, mimo że już
wiecie, że na tej stronie głównie zajmujemy się gadaniem o „Seksie w wielkim
mieście” 😉
***
S06E07 – The Post-It Always Sticks Twice
Carrie pisze artykuł o tym, czy
kobiety przekonują siebie same, że nic się nie dzieje bez przyczyny i że każde
niepowodzenie sercowe miało je czegoś nauczyć, żeby mniej cierpieć po
rozstaniach. Pomysł dała jej Charlotte, która pocieszała ją po rozstaniu z
Jackiem, mówiąc, że gdyby ona się nie rozwiodła, to nie byłaby teraz zaręczona
z Harrym.
Wątek Samanthy zaczynamy w tym
odcinku od homofobii. „You are
going to be the fantasy of every adolescent girl and sexually confused boy in
America” – tak liberalna seksualnie Samantha wypowiada się na temat queerowych
młodych ludzi. Potem przechodzimy do głównego problemu Samanthy w tym
odcinku, otóż Smith chciałby oficjalnie nazwać ją swoją dziewczyną, a jej to
nie pasuje.
Żeby pocieszyć Carrie po wyjątkowo
chamskim zerwaniu (przypominam, Jack zostawił Carrie karteczkę), Samantha zaprasza
ją do nowego baru. Carrie zaciąga do niego całą paczkę, w tym Mirandę, która
była padnięta, bo opiekuje się dzieckiem, pracując, jak policzyłam poprzednio,
jedenaście godzin dziennie. Miranda opiera się, ale gdy odkrywa, że znów pasują
na nią spodnie, które ostatnio mogła na siebie włożyć 1985 roku i to tylko
dlatego, że była chora, leci w podskokach do baru. Okazuje się, że ostatnio
była tak zajęta, że zapominała jeść i dlatego schudła. Samantha mówi, że w
życiu nie zdecydowałaby się na taką dietę, więc serial niby stara się tego nie
gloryfikować, ale sory, gdy wygłodzona Miranda wyrywa facetów na swoją figurę i
pewność siebie, jaką daje jej wychudzenie, przekaz jest jasny – jak chcesz
wyglądać sexy, to masz się głodzić i chorować. Zaburzenia odżywiania były w
latach dwutysięcznych i są nadal prawdziwą plagą. Różnych niezwykle szkodliwych
treści w „Seksie w wielkim mieście” próbuje się bronić, mówiąc, że takie były
czasy, ale jak chodzi o gloryfikowanie głodzenia się, to w 2003 roku byłam
małym dzieckiem, ale pamiętam kampanie szerzące wiedzę na ten temat. Nie widzę
żadnego usprawiedliwienia dla tych scen. Zwłaszcza że na koniec odcinka Miranda
mówi, że warto było rodzić dziecko, żeby być zbyt zmęczoną na jedzenie i
schudnąć.
W barze Carrie widzi kumpli Jacka
i zaczyna z nimi gadać, zupełnie nie wiem po co. Po poinformowaniu ich o
zerwaniu z powodu jakiejś potrzeby zemsty na Jacku rzuca, niezgodnie z prawdą,
że był słaby w łóżku. Czuje się z tym dziwnie, więc pije drinka i wraca do tych
kumpli, żeby opowiedzieć im, jaki zajebisty w łóżku był Jack. Jest to mega
dziwne, ale potem Carrie robi jedyną normalną rzecz, jaką mogła zrobić w tej
dziwacznej sytuacji, w którą na własne życzenie się wpakowała. Mówi im, że rano
Jack zerwał z nią za pośrednictwem karteczki i jest strasznie wkurzona. Ci
kumple robią wrażenie, jakby w ogóle nie chcieli z nią gadać i nie wiedzieli,
dlaczego ona w ogóle im zawraca głowę, ale w końcu wywiązuje się kłótnia, bo
oni twierdzą, że dobrego sposobu na zerwanie i tak nie ma, a, ich zdaniem,
kobiety przy zerwaniach zachowują się nieobliczalnie, więc nie dziwią się
Jackowi, że wybrał taką opcję. Carrie jest oczywiście innego zdania, ona uważa,
że powinien był mieć odwagę powiedzieć jej to w twarz. Żeby było jasne, uważam,
że w tej sytuacji Carrie ma rację, bo i tak ich związek się rozpadał, więc
przespanie się z nią i zostawienie karteczki mówiącej, że to koniec, to
naprawdę szczyt chamstwa (przy czym zdarzają się sytuacje, w których naprawdę
zerwanie z kimś twarzą w twarz może być niebezpieczne, więc też nie
powiedziałabym, że zawsze trzeba się z kimś spotkać, żeby zerwać), tylko po
cholerę ona w ogóle z nimi gada? Ani nie wiem, po co podeszła do nich pierwszy
raz, ani drugi, ani po co zabrnęła w tę kłótnię, ja bym sobie totalnie
odpuściła i została z koleżankami.
Cały żart tej sceny polega na tym,
że faceci, którzy stwierdzili, że kobiety po zerwaniu zachowują się
irracjonalnie, siedzą cicho, gdy Carrie na nich krzyczy. No bo wiecie, hehe,
Carrie udowadnia swoim zachowaniem, że mieli rację. Strasznie to mizogińska
scena, jak oglądanie jakiegoś mema z kwejka o tym, jakie to są kobiety, że
ciągle się czepiają, krzyczą i robią z igieł widły. Tylko znowu – generalnie to
Carrie ma rację, więc strasznie mnie wkurza, że scenę poprowadzono tak, żeby
wyszła na głupią babę z żartów o czepialskich żonach.
Carrie czuje się tak zażenowana
swoim zachowaniem, że zbiera koleżanki (psując Mirandzie flirt) i postanawia,
że muszą się zjarać. W tym celu idą do baru dla niebiałych biedaków. Charlotte
nie chce, ale koleżanki wywierają na niej presję. Normalnie jakby to była
pierwsza scena spotu jakiejś kampanii społecznej kierowanej do gimnazjalistów.
(Ostatecznie palą tylko Samantha i Carrie, ale wciąż takie namawianie kogoś do
zażywania jest słabe).
Jak chodzi o Charlotte, to ma
problem, o którym w życiu nie słyszałam. Nie wiem, może to część kultury
pokolenia moich rodziców. Mimo że mówiła, że bez rozwodu nie poznałaby
Harry’ego, źle się czuje z tym, że Harry będzie jej drugim mężem, a nie
pierwszym, bo według niej to oznacza, że nie będzie mogła zrobić wielkiego
wesela, bo niestosowne jest robienie wielkiego wesela po drugim ślubie. Dopiero
spotkanie z kobietami bawiącymi się na wieczorze panieńskim w barze dla
biedaków poprawia jej humor. Baluje z plebsem jak Kate Winslet w „Titanicu”. Na
koniec odcinka decyduje się na wielkie wesele.
W barze panie oglądają występ
Smitha na MTV. Zapytany, czy ma dziewczynę, odpowiada dokładnie tak, jak kazała
mu Samantha. Mówi, że nie spotyka się z nikim wyjątkowym. Gdy Samantha to
słyszy, stwierdza, że jednak jej się to nie podoba i żeby udowodnić sobie, że
tak, dla niej Smith też nie jest nikim wyjątkowym, leci w ślinę z jednym z
biedaków z baru. Nie podoba się to jego dziewczynie i jej koleżankom, które
wyganiają bohaterki z baru. No bo wiecie, rozgniewane kobiety są niebezpieczne,
kumple Jacka mieli totalnie rację.
Samantha i Carrie wpadają na
świetny pomysł, żeby zapalić kupionego w barze skręta na chodniku przed barem.
Pojawia się policja i zatrzymuje Carrie (Samantha akurat odeszła porozmawiać
przez telefon ze Smithem). Kończy się na mandacie, później bohaterki śmieją się
i dokazują, bo to spotkanie z policjantem to była dla nich super zabawna przygoda,
prawie ją aresztowali, ale beka! Ciekawe, jak by się potoczyło, gdyby Carrie
nie była biała.
Końcowe przesłanie odcinka jest
takie, że czasem nieszczęścia prowadzą do szczęścia, a czasem nie. Ja rozumiem,
że przy takim temacie odcinka w zasadzie nie mogło być jakiegoś bardziej
konkretnego morału, ale gdy słyszymy coś tak ogólnego, nabieramy przekonania,
że cały odcinek był po nic.
Cieszę się, że Charlotte zrobi
sobie takie wesele, jakie chce i nie będzie się dostosowywać do nie wiem przez
kogo wymyślonych zasad. Jeżeli rzeczywiście istniał jakiś społeczny zakaz
cieszenia się drugim małżeństwem, cieszę się, że obalił go raz a dobrze „Seks w
wielkim mieście” i nie dotarł on do moich czasów. Szkoda tylko, że w tym barze
dla biedaków spotkały się wszystkie klasowe i rasowe stereotypy, z jakimi do
tej pory mieliśmy do czynienia w serialu.
Jak chodzi o inne wątki, to już w
sumie wyraziłam moje zdanie wcześniej, więc nie będę się powtarzać.
Nie głodźcie się. Nawet jeśli
wuchudzeni będziecie się sobie bardziej podobać, to nie będziecie się czuć jak
pewna siebie Miranda, ale jak wymęczony wrak człowieka. Mówię to z własnego
doświadczenia. Od zawsze wszystkie problemy psychiczne i fizyczne objawiają się
u mnie tym, że odrzuca mnie od jedzenia i to naprawdę nie jest powód do
radości.
Tyle ode mnie, czekam na wasze
komentarze. Czy wy słyszeliście o tym, że po drugim ślubie nie wypada robić
wielkiego wesela?
***
S06E08 – The Catch
Charlotte się stresuje, bo Harry
zobaczył ją w sukni ślubnej przed ślubem, a do tego na opublikowanym przez
gazetę zdjęciu pary młodej jest jakiś maz, który, zdaniem Charlotte, sprawia,
że wygląda, jakby miała wąsy. Moim zdaniem wygląda jakby zdjęcie miało usterkę
i tyle, jest dziwny i niesymetryczny.
Redakcja „Vogue’a” kazała Carrie
pobujać się na trapezie i napisać o tym artykuł. Carrie dobrze się bawi, ale na
sam koniec nie może się przełamać do wykonania sztuczki. Sztuczka miała polegać
na tym, że Carrie puści drążek rękami, zawiśnie na nogach i za ręce złapie ją
pracownik obsługi bujający się na trapezie obok. Artykuł Carrie to typowa
pisanina w jej stylu, czyli mało odkrywcze wynurzenia wykorzystujące
dwuznaczność słów, aby stworzyć powierzchowną iluzję, że jej nudne wodolejstwo
jest na temat. Sami zobaczcie:
„When you’re young, your whole life is about the pursuit of fun. Then you grow
up and learn to be cautious. You could break a bone or a heart. You look before
you leap, and sometimes you don’t leap at all because there’s not always
someone there to catch you. And in life there’s no safety net. When did it stop
being fun and start being scary?” Carrie wraca na trapez i próbuje
jeszcze raz, ale wciąż nie jest w stanie puścić drążka.
Steve chce, żeby Miranda poznała
jego nową dziewczynę, bo ona też spędza czas z Bradym. Miranda czuje się
zaatakowana przez parę i ich przyjazne gesty, bo wciąż kocha Steve’a. Raz nawet
chowa się pod łóżkiem, żeby uniknąć spotkania. Unika konfrontacji z
rzeczywistością, żeby nie musieć godzić się z faktem, że Steve ma dziewczynę.
Samantha zachęca Carrie do
nawiązania krótkiej seksualnej znajomości ze znajomym Harry’ego, który jest w
mieście tylko na tydzień, na ślub. Carrie w końcu decyduje się na to, ale seks
jest strasznie słaby. Do tego na ślubie strasznie bolą ją plecy, bo pozycja
była niewygodna. Okazuje się, że on wcale nie zakładał, że to będzie jednonocna
znajomość, chciał nawiązać bliższą relację. Potem podczas toastów przed całą
salą narzeka na Carrie.
Sama Samantha w tym odcinku miała
problem, żeby samodzielnie zapinać sobie sukienki i biżuterię, więc prosiła o
pomoc Smitha. Kiedy on wyjechał w związku ze swoją pracą, problem wrócił. Nie
mogła zdjąć bransoletki, walczyła z zapięciem podczas ślubu i bransoletka spada
pod nogi młodej pary. Jest to naprawdę naciągana historia, bo przecież cały ten
dzień spędziła pośród ludzi, Carrie albo Miranda mogły jej pomóc.
Na samym ślubie pech dalej
prześladuje Charlotte, ta bransoletka to nie był jedyny problem. Jeszcze się
poplamiła i poślizgnęła, a Harry miał problem z rozbiciem szkła. Carrie
pociesza ją, mówiąc, że idealny ślub już miała i małżeństwo było nieudane, więc
nieudany ślub to dobry znak. Potem Charlotte przekazuje to samo Harry’emu i
wiemy, że pogodziła się z faktem, że jej wesele nie jest idealne.
Carrie w końcu puszcza drążek, ale
nie udaje jej się wykonać sztuczki. Nie ma to jednak dla niej znaczenia, bo
jest z przyjaciółkami. Mam wrażenie, że odcinki kończą się przesłaniem o magii
przyjaźni po prostu zawsze wtedy, gdy brak pomysłu na jakiś inny morał.
Jak chodzi o motyw łączący wątki,
to chodzi tu o jakieś przełamywanie się, ale całość spina bardziej
wieloznaczność słów niż jeden temat. Nie jest to do końca przetłumaczalne na
polski, ale tytułowe „catch” pada wiele razy w różnych kontekstach.
Wątki Mirandy i Samanthy nie miały
zakończeń. Dostanie bukietem po głowie przez Mirandę na weselu to nie jest
zakończenie jej wątku w tym odcinku, to może być zapowiedź następnych wydarzeń,
ale nijak ma się do problemów Mirandy z tego odcinka. Tak samo wyrzucenie tej
bransoletki pod nogi pary młodej to nie jest zakończenie wątku Samanthy, to
jest współudział w wątku Charlotte. Nie byłabym zdziwiona, gdyby nie miały
wątków w ogóle, a odcinek poświęcony był Charlotte, w końcu to jej ślub, ale
przez pół odcinka sprawy wszystkich bohaterek są równo ważne, a potem śledzimy
już wyłącznie Charlotte i Carrie, co jest dziwne.
W tym odcinku było mi szkoda
Carrie, przespała się z kolesiem, a potem on stwierdził, że w dobrym guście
będzie psuć cudze wesele, żeby zepsuć przy okazji jej reputację. Okropny facet.
Niestety tego rodzaju zachowania można zaobserwować również w prawdziwym życiu.
Tyle ode mnie. Czekam na wasze
komentarze, może wy inaczej oceniacie wątki Samanthy i Mirandy.
***
S06E09 – A Woman's Right to Shoes
Carrie przychodzi na imprezę do kogoś,
o kim nigdy do tej pory nie słyszeliśmy. Ku przerażeniu Carrie okazuje się, że
przy drzwiach trzeba zdjąć buty, bowiem gospodarze mają dzieci, które ciągle
podnoszą coś z podłogi, więc nie chcą, żeby goście nanieśli błota. Buty Carrie
są częścią doskonale zaplanowanego outfitu, więc rozstanie jest bardzo bolesne.
Przechodzimy do sceny, którą
rozumiem jako rozmowę wstępną na stanowisko nowego lokatora w budynku, w którym
mieszka Miranda. Nie słyszałam o czymś takim do tej pory, zapewne dlatego że
nie jestem dość bogata, żeby o tym słyszeć. Kandydat to czarny lekarz, z którym
Miranda od razu rozpoczyna flirt. Sprawa w tym odcinku daleko się nie rozwinie,
skończy się na tym, że będą razem oglądać serial o międzyrasowym romansie,
który tak lubi Miranda, i sprawy staną się niezręczne, gdy w tymże serialu
zacznie się scena seksu.
Charlotte i Harry zaczynają
mieszkać razem (on wprowadza się do niej). Okazuje się, że Harry zostawia na
przypadkowych powierzchniach w mieszkaniu zużyte torebki po herbacie.
Gdy Carrie zabiera się do wyjścia
z imprezy, zauważa, że jej buty zniknęły. Pani domu pożycza jej buty, żeby
miała w czym wrócić, ale strata jest niepowetowana, bo to Carrie, więc buty
były markowe.
Rozmowa o zaginionych butach
Carrie stwarza okazję do rozmowy o tym, w jaki sposób obecność dzieci stwarza
niedogodności ludziom dookoła. Aby zobrazować problem, podczas tej właśnie
rozmowy w restauracji dookoła stolika bohaterek zaczynają biegać dzieci.
Samantha jest przeciwko przeprowadzaniu dzieci w takie miejsca, Miranda
również. Stwierdza, że sama nie wzięłaby Brady’ego do restauracji. Tylko
Charlotte dzieci nie przeszkadzają.
Następnie przechodzimy do rozmowy o
torebkach po herbacie w mieszkaniu Charlotte i Samantha oczywiście myśli, że
chodzi o teabagging. Carrie i Charlotte są dogłębnie zniesmaczone wspomnieniem
o seksie oralnym. No ja nie twierdzę, że restauracja to najlepsze miejsce na
takie rozmowy, ale ile już razy widzieliśmy w tym serialu scenę, w której Samantha
wspomina o jakimś akcie seksualnym, a bohaterki dookoła są zniesmaczone i
oburzone? Ja nie wiem, jak ten serial niby zdejmował tabu z rozmów o seksie,
jak co chwila widzimy, że rozmowy o seksie to jak najbardziej powód do wstydu.
Carrie wraca do tamtego
mieszkania, w którym było przyjęcie, zapytać, czy buty może się znalazły. Po
butach nie ma śladu, ale gospodyni proponuje, że za nie zapłaci. Gdy Carrie
mówi, że kosztowały prawie pięćset dolarów, gospodyni stwierdza, że da jej
dwieście, po czym zaczyna ją oceniać za wydawanie takich pieniędzy na obuwie.
Wspomniany zostaje fakt, że gospodyni też kiedyś nosiła markowe buty, ale potem
założyła rodzinę i zaczęła inaczej prowadzić swoje finanse.
Gospodyni mówi, że nie będzie
płacić takich pieniędzy, bo nie chce płacić za ekstrawaganckie wybory Carrie.
Carrie mówi, że zdjęcie butów to nie był jej wybór. I tak jak osobiście też nie
zgadzam się z ekstrawaganckimi wyborami Carrie, tak gospodyni po prostu chce
być wredna i oceniać fakt, że Carrie jest singielką (gospodyni nazywa swoje
przejście do roli matki „rozpoczęciem prawdziwego życia”). Mówimy o ludziach
ewidentnie bogatych (mają kilka domów), którzy również wydają pieniądze na
głupoty. Impreza dotyczyła dziecka, więc w drinkach pływały małe figurki
bobasów.
Później Carrie mówi o tym, że
wydała ponad cztery razy tyle, ile kosztowały buty, na prezenty z okazji
zaręczyn, ślubu i dla dzieci tej kobiety, która nie chce jej oddać za buty.
Charlotte mówi jej, że przecież też by dostała od niej prezenty, gdyby wzięła
ślub i zaczęła rodzić dzieci. Tylko że przecież nie każdy podejmie w swoim
życiu takie wybory. Nie wiem, czy klucz finansowy jest tu najlepszy (na wesele
i dzieci wydaje się więcej niż dostaje się w prezentach, więc różnie można
patrzeć na takie transfery finansowe), ale Carrie ma rację, mówiąc o tym, że
pewne wybory życiowe celebrujemy, a innych nie.
Charlotte wyjaśnia Harry’emu
problem z torebkami po herbacie, on przeprasza i więcej tak nie robi. Na jaw
wychodzi jednak kolejny problem, Harry lubi chodzić po domu nago, co również
nie za bardzo podoba się Charlotte. Jednak nie chce zwracać mu na to uwagi, bo
chce, żeby wiedział, że jest u siebie. Gdy jednak Harry zaczyna siadać na
wszystkim gołą dupą, Charlotte zwraca mu uwagę i jest po problemie.
Wątek Samanthy zaczyna się i
kończy w tej samej scenie. Samantha siedzi w restauracji i próbuje załatwić
przez telefon sprawę związaną z jej pracą, ale nie może się skupić, bo przy
stoliku obok hałasuje dziecko. Do tego podchodzi do niej kelner i mówi, że w
restauracji jest zakaz prowadzenia rozmów telefonicznych. Jest to naprawdę
dziwny zakaz, bo w końcu w restauracji normalnie się rozmawia, więc co za
różnica, ale zgaduję, że w czasach, gdy technologia telefonów komórkowych była
jeszcze młoda, a ja sama byłam hałaśliwym dzieckiem, mogły istnieć tego rodzaju
zakazy. Samantha podchodzi do stolika z dzieckiem, aby zwrócić uwagę jego matce
i zaproponować jej, aby zabrała dziecko na obiad do miejsca przystosowanego dla
dzieci, ale dziecko rzuca w nią pesto i na tym rozmowa się kończy. Samantha po
prostu wychodzi z restauracji.
Carrie sprawę z butami ogrywa,
zostawiając gospodyni przyjęcia wiadomość na sekretarce mówiącą o tym, że
bierze ślub sama ze sobą i jest zarejestrowana jako Manolo Blahnik. Na jej
liście życzeń znajduje się wyłącznie nowa para butów takich samych jak te,
które straciła. W ostatniej scenie Carrie biega po mieście w swoich nowych
starych butach.
Koncept zdejmowania butów w
gościach jest dziwaczny dla naszych bohaterek i tu widać różnicę kulturową, bo
w Polsce jest to bardzo często spotykane, sama bym nie weszła do czyjegoś domu
w butach, o ile by mi jasno i wyraźnie nie zakomunikowano, że tak się właśnie
robi w tym domu i mam nie zdejmować butów. Wynika z tego tyle, że do Polaka
nakaz zdjęcia butów w cudzym domu nie działa jako metafora narzucania
singielkom uległości względem poślubionych par z dziećmi. Pomijając ten polski problem,
wciąż uważam, że można było wybrać jakiś inny ekstrawagancki element stylu
życia Carrie i z niego uczynić symbol walki z uciśnieniem kobiet, bo jako
widzowie wiemy, że Carrie wydaje na buty sumy naprawdę nieprawdopodobnie wręcz
idiotyczne, sumy, które prawie doprowadziły ją do utraty mieszkania. W takiej
sytuacji instynktownie człowiek zaczyna się początkowo zgadzać z krytyką stylu
życia Carrie, dopiero po chwili widząc, że pani od przyjęcia wcale nie chodziło
o pieniądze.
No i trudno nie poruszyć tu
głębszego problemu, czyli wiązania tożsamości z decyzjami zakupowymi i
uczynienie z wydawania olbrzymich sum na markowe produkty o sztucznie
napompowanych cenach gestu wyrażającego wyzwolenie kobiet spod patriarchalnego
jarzma. Odcinek dosłownie kończy się na refleksji o tym, że życie singielki
jest ciężkie, więc czasem trzeba wydać te pół tysiąca na szpilki, żeby było
przyjemniej. Nie chcę nikomu bronić wydawania dużych pieniędzy na coś, co komuś
innemu może wydać się głupie, ale jemu daje szczęście, jeśli naprawdę jesteście
szczęśliwsi dzięki markowym szpilkom, kupcie je. Ale nigdy nie doradziłabym
komuś wydawania wielkiej kasy jako środka, żeby poczuć się lepiej.
W postaci gospodyni przyjęcia
serial pokazuje kogoś, kto po staniu się rodzicem uczynił z tego faktu całą
swoją tożsamość (jest fotografką i od jakiegoś czasu robi zdjęcia wyłącznie
niemowlaków). Taki obraz macierzyństwa jest jednak bezpośrednio skontrastowany
z postacią Mirandy, która nie ma zamiaru prawić nikomu kazań na temat tego, czy
jego życie jest „prawdziwe” bez dzieci, czy nie, więc z serialu wybrzmiewa
krytyka nie jakiegoś konkretnego wyboru życiowego, ale narzucania innym swojego
stylu życia, co jest okej.
Można by też zapytać co z ojcami,
bo w serialu wygląda to tak, jakby zajmowanie się dziećmi było sprawą wyłącznie
kobiet, a faceci nie mieli z tym żadnego związku. No i uważam to za problem.
Można było chociaż w tej scenie z pesto pokazać ojca zamiast matki, żeby
chociaż zasugerować, że fabularnie sprawa rozgrywa się między kobietami, ale
ojcowie również zajmują się dziećmi i to normalne.
Generalnie podobał mi się pomysł
na pokazanie w jaki sposób społecznie lepiej oceniane są matki od kobiet
bezdzietnych i jak kobiety same podchwytują te patriarchalną narrację, żeby ustawiać
się wyżej w hierarchii społecznej przynajmniej od singielek, bo ze swoją niższą
od mężczyzn wartością w patriarchalnym społeczeństwie już się pogodziły (coś
takiego widać też na spotkaniu lokatorów budynku Mirandy, jedna z kobiet
strasznie narzeka na singielki). Wykonanie jednak nie było szczególnie dobre z
przyczyn, które opisałam powyżej.
W komentarzach wyjaśnijcie mi, jak
do tego wszystkiego na poziomie tematycznym miała się goła dupa Harry’ego.
***
S06E10 – Boy, Interrupted
W omawianym odcinku przejawiają
się uprzedzenia względem osób chorych psychicznie i osób pracujących
seksualnie. Pomińcie ten post, jeżeli nie chcecie czytać tekstu poruszającego
takie tematy.
Carrie spotyka się ze swoim
chłopakiem z liceum, w tej roli David Duchovny. On jest rozwiedziony, ona jest
singielką, nic nie stoi więc na przeszkodzie, żeby znowu zaczęli randkować.
Samantha także spotyka swoją
znajomą z dawnych lat, w tej roli Geri Halliwell. Okazuje się, że znajoma ma
wstęp na basen dla VIP-ów, a Samantha nie. A nie dość, że trzeba zaszpanować,
to jest bardzo gorąco. Próbuje załatwić sobie członkostwo, ale nie jest to
możliwe, basen jest zbyt obłożony. Samantha znajduje jednak cudzą zgubioną
kartę członkowską w łazience i dzięki temu udaje jej się wkręcić.
Po pierwszej randce z Davidem
Duchovnym Carrie jest zdziwiona tym, jak miło spędziła czas, więc zastanawia
się nad tym, czy to jej nie poprawił się gust od liceum, czy też faceci nie
mają zbyt dużo do zaoferowania i dlatego przez tyle lat nie spotkała nikogo
lepszego. Pisze artykuł o tym, czy może właśnie w liceum jest ten moment, kiedy
człowiek umie rozpoznać prawdziwą miłość, a potem już nie.
Mamy jeszcze w tle wątek kolegów
gejów Carrie i Charlotte, którzy toczą między sobą wojenkę. Kolega gej Carrie
szpanuje temu drugiemu swoim chłopakiem, szpan jednak jest nieskuteczny, bo
okazuje się, że jego chłopak był kiedyś pracownikiem seksualnym, a kolega gej
Charlotte ma wobec takich osób uprzedzenia. Tak samo zresztą jak bohaterki.
Nowy sąsiad Mirandy, Robert,
pracuje jako lekarz innej drużyny niż ta, której kibicuje Miranda. Mówimy
jednak o dwóch różnych dyscyplinach sportowych, więc to nie jest tak, jakby
kibicka Lechii zaczęła się spotykać z lekarzem Arki. Robert daje Mirandzie dwa
bilety w pierwszym rzędzie na kolejny mecz, na którym będzie pracował. W przerwie
meczu jest występ tancerek, które, ku niezadowoleniu Mirandy, tańczą seksownie.
A jedna z nich zdaje się podrywać Roberta.
W międzyczasie dowiadujemy się, że
Charlotte była w liceum cheerleaderką i królową promu.
Po drugiej randce Carrie proponuje
Davidowi Duchovnemu seks, on nie ma jednak czasu. Mówi Carrie, że wraca do
szpitala psychiatrycznego.
Gdy panie (i kolega gej Carrie)
wylegują się nad basenem, rozmawiają o tym, jak ciężkie jest ich życie, bo
można znaleźć fajnego faceta, a potem okazuje się, że jest w szpitalu
psychiatrycznym. Jako widzowie mamy zauważyć, że w podobnej sytuacji znajduje
się kolega gej Carrie, którego chłopak był pracownikiem seksualnym. Bohaterki
wprost mówią, że jest to sytuacja poniżająca. Bardzo mi się to nie podoba, bo
pogłębia problem piętnowania społecznego zarówno osób chorych psychicznie albo
pracujących seksualnie, jak i osób, które są w związkach z takimi ludźmi.
Rozmowa kończy się złapaniem na
gorącym uczynku Samanthy podszywającej się pod inną osobę i wygonieniem całej
grupy z budynku.
Miranda rozmawia z Robertem, który
zapewnia ją, że nie podoba mu się cheerleaderka, ale Miranda. Całują się. A
potem uprawiają seks.
David Duchovny jeszcze raz
odwiedza Carrie i przeprasza, że powiedział jej o szpitalu dopiero na drugiej
randce (co nie wydaje mi się wcale być jakimkolwiek ukrywaniem czegoś, przecież
to wcześnie). Wyjaśnia, że jest na bardzo intensywnej terapii i mam mocne
wrażenie, że próbuje się oddzielić od osób ciężej chorych, aby odciąć się od
stereotypów na ich temat. Do tego używa całej listy uznawanych za obraźliwe
określeń na osoby chore psychicznie. Ogólnie nie ma sceny w tym odcinku, która
byłaby w jakikolwiek sposób życzliwa osobom chorym psychicznie. I w końcu
uprawiają seks.
Kolega gej Carrie porozmawiał ze
swoim chłopakiem o jego przeszłości. Tłumaczy Carrie, że bardziej przeszkadza
mu, że to przed nim ukrywał, niż jak pracował, i dlatego zerwali. Tylko… cały
odcinek daje nam dowody na to, że miał rację, ukrywając swój dawny zawód. Ja
też w życiu nie uznałabym Carrie i całej jej ekipy za osoby otwarte i godne
zaufania, nie dzieliłabym się z nimi szczegółami z mojego życia, którymi wiem,
że będą gardzić.
I już kilka sekund później kolega
gej ocenia Carrie za niezrywanie z Davidem Duchovnym.
Do zerwania zresztą i tak dochodzi
w kolejnej scenie, gdy Carrie odwiedza chłopaka w szpitalu. Szpital ma bardzo
wysoki standard, ale wciąż są w nim ci „ciężko chorzy” w odróżnieniu od
chłopaka Carrie, który ma być „tym normalnym”. On stwierdza, że może w ogóle
nie powinien był się z nikim umawiać przed zakończeniem leczenia, które
planowane jest na za ponad osiem miesięcy.
W ostatniej scenie Carrie i jej
kolega gej zostają królową i królową queerowego promu i jakby za mało grup
społecznych zostało obrażonych w tym odcinku, Carrie żartobliwie nazywa
otaczające ją osoby queerowe normalnymi w porównaniu do chorych psychicznie. Potem
kolega gej godzi się ze swoim chłopakiem, który też jest na promie.
Odcinek kończy się stwierdzeniem
Carrie, że miłość jest możliwa, a w Nowym Jorku wszystko może się zdarzyć.
Cały odcinek mamy odwołania do
licealnych dynamik znanych z hollywoodzkich filmów. Miranda jest zazdrosna o
cheerleaderkę, Samantha chce dołączyć do klubu fajnych dzieciaków. Gejowska
drama w otoczeniu Charlotte chyba też miała być licealna, bo chodziło o
rozpowszechnianie plotek. Trudno powiedzieć. Tak często problemy bohaterek w
tym serialu są rodem z liceum, że gdy bohaterki mają mieć licealne problemy,
ciężko wyłapać różnicę.
W odcinku pada wiele żartów na
temat osób chorych psychicznie, których tutaj nie przytaczałam, ale zaufajcie
mi, trochę tego jest. Odradzam oglądanie odcinka osobom, którym słuchanie
takich rzeczy podnosi ciśnienie. Tak samo osobom, które nie lubią słuchać, jak
o pracy seksualnej wypowiadają się osoby uprzedzone do pracy seksualnej. Jeśli
nie chcecie oglądać bardzo, bardzo stereotypowych przedstawień gejów, to też
sobie odpuśćcie. Pozostałych osób również do odcinka jakoś szczególnie nie
zachęcam, bo trudno mi powiedzieć, żeby było warto.
Jestem ciekawa waszych komentarzy.
Jak myślicie, taki odcinek mógłby być wyemitowany dzisiaj, czy jednak coś się
rzeczywiście zmieniło w postrzeganiu osób chorych psychicznie w popkulturze?
***
S06E11 – The Domino Effect
Carrie je kolację z Bigiem.
Podczas kolacji Big mówi jej, że niedługo będzie miał operację serca, na co ona
reaguje wybuchem płaczu. Potem płacze zawsze, gdy sobie o tym przypomni.
Normalnie nie piszę tu raczej o
poziomie aktorskim, ale te sceny wybuchów płaczu Carrie naprawdę nie były
dobrze zagrane. Zdecydowanie wyglądały bardziej jakby ktoś w przesadzony sposób
udawał, że płacze i na początku uznałam, że tak właśnie jest. Byłam zdziwiona,
gdy okazało się, że to miało być na serio.
Miranda i Robert oficjalnie
zostają parą. On jej gotuje i jest bardzo uroczo. O zgrozo, nagle proponuje
jej, żeby wzięła następnego dnia wolne, aby mogli spędzić dzień razem, bo Brady
jest u Steve’a. Mirandę pomysł przeraża, bo ona nie bierze wolnego, ale się
zgadza.
Następnie stajemy się świadkami
komediowej sceny, w której Steve wchodzi do mieszkania Mirandy i widzi ją
uprawiającą seks z Robertem. Zszokowany obija się o framugę, więc Robert
śpieszy z pomocą lekarską. Okej, myślałam, że to będzie wymuszenie śmieszna
scena, ale od momentu, gdy Robert pospieszył na ratunek, zrobiło się z tego coś
całkiem zabawnego. Jak zwykle najlepsze sceny w kwestii humoru opartego o
interakcje postaci znajdujemy w wątku Mirandy. Scenę jednak trochę niszczy
fakt, że zaraz po niej widzimy rozmowę czterech przyjaciółek wyjaśniających
przy lunchu krok po kroku, dlaczego to, co właśnie zobaczyliśmy, było zabawne.
Pamiętacie tamten odcinek, w
którym jakaś dawna znajoma bohaterek brała ślub z facetem, który wpisywał się w
wiele stereotypów o gejach, dlatego bohaterki uznały małżeństwo za lipę? Ta
pani pojawia się ponownie i okazuje się, że jest w ciąży, z czego niezwykle się
cieszy, bo długo starała się o dziecko.
Jak reagują bohaterki na to, że
ich znajoma spełniła swoje marzenie? Gdy tylko odchodzi od stolika, zaczynają
się z niej nabijać, bo jest stara, a jej mąż to gej. Dla dalszej części odcinka
istotne będzie tyle, że Charlotte wybierze się do akupunkturzysty-cudotwórcy,
który, zdaniem tej znajomej, sprawił, że udało jej się zajść w ciążę.
Carrie odwiedza Biga po operacji.
Big prankuje ją, udając, że jest słaby, prawie umierający. Wciąż nie ogarniam
umysłem, jaki ten facet jest absolutnie beznadziejny. Widział, jak Carrie się
rozpłakała na myśl o operacji, a mimo to uznał ten idiotyczny żart za dobry
pomysł. A potem się z niej nabijał, bo tak się przejęła, że z nim może być coś
nie tak.
Smith i Samantha się ruchają, a
potem spacerują po mieście. Żart polega na tym, że on robi jej dobrze palcami,
a potem, gdy chce chwycić Samanthę za rękę, ona go odtrąca. I to z taką siłą,
że potyka się i łamie palec u nogi. Dlaczego ten gest tak przeraził Samanthę?
Bo gdy był poza miastem, to nie ruchała nikogo innego i za nim tęskniła. W
końcu godzi się na chodzenie za rękę, ale tylko do czasu, aż jej noga
wyzdrowieje.
Carrie zastanawia się, czy nie
zakochuje się na nowo w Bigu, więc… zjawia się w jego pokoju hotelowym, strojem
i zachowaniem nawiązując do… yyy, określiłabym to jako fantazję z porno o
bardzo nieletniej pielęgniarce, która mówi o sobie w trzeciej osobie. Big nie
może jednak uprawiać seksu, więc bawią się domino. Gdybym miała możliwość
usunięcia z pamięci jednej sceny z „Seksu w wielkim mieście”, to byłaby to ta
scena.
Steve i Debbie niespodziewanie
spotykają Mirandę i Roberta. Poprzednio Steve’owi było niezręcznie, bo facet
Mirandy okazał się przystojnym lekarzem jego ulubionej drużyny, ale teraz to
Mirandzie jest niezręcznie, bo spotyka dziewczynę Steve’a, a ona okazuje się
być młoda i seksowna. Widzę tu temat do rozważań na temat tego, jak różne
rzeczy uważamy za imponujące u mężczyzn i u kobiet, ale serial tego tematu nie
podejmuje.
Wracamy do wątku Charlotte, która
podczas zabiegu akupunktury ma podróżować do swojego wnętrza, ale jej to nie
wychodzi, bo za oknem hałasuje protestujący Front Wyzwolenia Kuby. Charlotte
zaczyna panikować. Akupunkturzysta mówi jej, że w mieście zawsze będzie hałas i
musi się nauczyć słuchać tylko siebie. Ta scena świetnie działa jako niezamierzona
satyra na uprzywilejowanych białych amerykanów, którzy uczą się być ślepi na
problemy innych krajów dla własnej wygody. Fakt, że scena ma miejsce w
zachodnim komercyjnym studiu akupunktury, dodaje jej jeszcze smaczku.
Sprawa kończy się tak, że Charlotte
spotyka po raz kolejny tamtą ciężarną znajomą, która zaczyna jej udzielać
dobrych rad, ale Charlotte udaje się wyłączyć zmysł słuchu, czego nauczyła się
na akupunkturze.
Miranda i Steve spotykają się po
raz kolejny, patrzą sobie w oczy i już mają coś wyznać, ale zjawia się Robert.
Na tym kończy się wątek Mirandy.
Big zaczyna źle się czuć. Niestety
fabuła nie idzie w stronę opowieści o chłopcu, który krzyczał „Wilk!”, Carrie zajmuje
się Bigiem. Zaczynają rozmawiać o ich relacji, ale nie dochodzą do żadnego
wniosku. Ważne jest jednak to, że Big w końcu się otworzył. Tylko że rano wraca
do bycia niedostępnym. Wtedy Carrie stwierdza, że wcale do niego nie wraca i
już nie chce jej się płakać.
Na to, co mi się nie podobało,
narzekałam na bieżąco. Napiszę więc tutaj, co mi się dla odmiany podobało: sam
motyw skomplikowanych uczuć do byłego, do którego nie wie się, czy chce się
wrócić. U Mirandy wypadło to lepiej, ale i z wątku Carrie dałoby się zatrzeć
wierzchni cringe i coś by mogło z tego być, na pewno podobało mi się
zakończenie. No, dla mnie facet spalił wszystkie swoje możliwe szanse,
decydując się na prank w szpitalu (no okej, w tym odcinku wtedy właśnie spalił
wszystkie swoje szanse, jako postać zrobił to dużo, dużo wcześniej), ale cieszę
się, że nawet ktoś, kto ma dość niskie standardy, żeby wybaczyć coś tak
żenującego, go nie chce.
Wątki Charlotte i Samanthy były
zupełnymi zapychaczami. Samantha dostała bardzo leniwy wątek (ile już razy była
mowa o tym, że Samantha boi się związków), a Charlotte jakieś bzdury.
Jak oceniacie odcinek? Czy wątki
Samanthy i Charlotte miały według was jakiś związek z wątkami Mirandy i Carrie?
***
S06E12 – One
W poście jest mowa o poronieniu.
Wiem, że są osoby, dla których jest to trudny temat, dlatego wcale nie obrażę
się, jeśli zdecydują się pominąć ten wpis.
Charlotte i Carrie idą do galerii
zobaczyć performens kobiety, która nie odzywa się i nie je od sześciu dni (i
planuje to robić jeszcze przez dziesięć). Charlotte jest zainteresowana
koncepcją, a Carrie komentuje rozczochrane włosy artystki, po czym zauważa, że
patrzy na nią jakiś mężczyzna, więc pora na podryw.
Mężczyzna okazuje się uznanym
artystą, Aleksandrem Petrovskym. Rozmowę bohaterek z nim ogląda się
niezręcznie, Charlotte wchodzi w tryb fanki, a Petrovsky ucisza ją, żeby
porozmawiać z Carrie, która zainteresowała go, bo zaśmiała się (z własnego
żartu), oglądając performens. Carrie mówi, że to żadna sztuka, bo każda kobieta
w Nowym Jorku tak wygląda, czekając na telefon of fagasa. Carrie stwierdza też,
że artystka pewnie nocą je w McDonaldzie. Pokazuje się nam to w kontraście do
czołobitnej postawy Charlotte jako błyskotliwą i trzeźwą obserwację, ale dla
mnie brzmi to jak 95% komentarzy na temat sztuki współczesnej, no i naprawdę
irytuje mnie założenie, że życie każdej kobiety obraca się tylko i wyłącznie
dookoła randkowania.
Robert wyznaje Mirandzie miłość, co
ją przeraża, mimo że w związku układa się świetnie.
Samantha zaczyna potrzebować
okularów do czytania i z tego powodu koleżanki się z niej nabijają. Moja
wiejska podstawówka w Polsce B była bardziej tolerancyjna pod tym względem. Od
Samanthy dowiadujemy się, że Petrovsky to przystojniak, który umawiał się z
supermodelkami w latach siedemdziesiątych. Następnie dwie bohaterki dzielą się
wielkimi wieściami. Charlotte jest w ciąży, a Samantha zapuszcza włosy łonowe.
Petrovsky dzwoni do Carrie, numer
wziął od znajomego znajomego. Umawiają się na spotkanie nocą w tej samej
galerii, żeby sprawdzić, czy artystka będzie jeść big maki. A wcześniej zjeść
razem kolację.
Następnie Carrie dostaje telefon
od Harry’ego, Charlotte poroniła. Jest to dla Charlotte bardzo trudne, bo
wiemy, od jak dawna stara się o dziecko, ale dobra wiadomość jest taka, że w
ogóle zaszła w ciążę, bo głównie w tym lekarze widzieli problem.
Miranda stwierdza, że jest z nią
coś nie tak i nigdy nie będzie szczęśliwa, bo nie może tak po prostu powiedzieć
Robertowi, który jest absolutnie idealny, że go kocha. Mówi, że sądziła, że jej
problemy emocjonalne znikną, gdy znajdzie tego jedynego idealnego faceta, ale
wcale tak się nie stało. Podoba mi się ta scena. Serial od początku starał się
(z różnym skutkiem) konfrontować współczesną rzeczywistość z baśniową fantazją
o księciu na białym koniu. Komentarz na ten temat zawarty w tej scenie uważam
za udany (tylko że to nie koniec odcinka…)
Carrie rozwija myśl Mirandy w
swoim artykule na ten tydzień, w którym pisze o tym, że często w jakiejś jednej
rzeczy upatrujemy rozwiązania wszystkich swoich problemów, może chodzić o
faceta, ale też o pracę albo założenie rodziny.
Zastanawiacie się pewnie, co tam słychać
w wątku włosów łonowych Samanthy. Już mówię. Samantha znajduje na wzgórku
łonowym siwy włos i czuje się przerażona. Decyduje się go jednak nie wyrywać,
ale zafarbować wszystkie włosy łonowe. Problem polega na tym, że za długo
trzyma farbę na włosach i robią się rude. Czemu to tragedia? Bo zapuszczała
włosy dla Smitha, więc teraz będzie musiała mu wytłumaczyć, dlaczego je
zafarbowała, a wstyd jej, że jej wzgórek łonowy się starzeje. W końcu goli te
włosy na zero i mówi Smithowi, że po prostu tak woli.
Miranda organizuje przyjęcie z
okazji pierwszych urodzin Brady’ego. Nie przebiega dobrze, bo Miranda musi się
widzieć z Debbie, a do tego matka Steve’a zatrudniła klauna, czego sobie nie
życzyła. No i nie ma Charlotte, zamiast niej pojawia się Harry.
Gdy Miranda i Steve lądują razem w
pokoju z ciastem urodzinowym, Miranda wyrzuca z siebie wyznanie miłości. On
odpowiada tym samym. Zapytany o Debbie mówi, że to Miranda jest dla niego tą
jedyną. Całują się.
Charlotte ogląda na kanale E
dokument o Elizabeth Taylor i wysłuchanie historii o tym, jak aktorka zmagała
się z problemami zdrowotnymi, dodaje jej siły. Decyduje się pójść na urodziny
Brady’ego.
W narracji Carrie mówi nam, że
trzy tygodnie później Steve i Miranda znowu byli razem.
Randka Carrie i Petrovskyego
odbywa się w rosyjskiej restauracji. Carrie próbuje pytać go o przeszłość, gdy
randkował z supermodelkami, ale on nie jest zainteresowany wspominaniem tego,
co było, mówi, że interesuje go to, co jest i będzie. No i to chyba właśnie
podoba się Carrie. Do tego urzeka ją atmosfera randki po północy z wielkim
artystą, który składa zamówienie po rosyjsku.
Idą do galerii i artystka wcale
nie je big maka. Petrovsky proponuje, żeby poszli do niego, ale Carrie odmawia
i tylko się całują na pożegnanie.
Ten odcinek był dłuższy niż
pozostałe, bo doszliśmy do cezury szóstej serii, drugą część serii wyemitowano
kilka miesięcy później. Zwłaszcza w wątku Mirandy widać, że coś się kończy i
zaczyna się coś nowego. No i od jej wątku zacznę. Nie jestem przekonana co do
tego, czy w jej przypadku zadziałało pokazanie nam idealnego faceta, z którym
nie układa się, chociaż teoretycznie powinno, w kontraście z kimś mniej
imponującym, ale tak naprawdę bardziej pasującym do bohaterki. No bo tutaj w
zasadzie drugi raz obserwujemy to samo, co działo się wcześniej w historii
Charlotte, tylko bardziej na szybko. I u Charlotte to rzeczywiście zadziałało,
bo ta bohaterka akurat cały czas liczyła na to, że znajdzie kogoś takiego jak
Trey, a gdy dostała to, czego myślała, że chciała, okazało się, że potrzebowało
czegoś innego (no i widzieliśmy też przez cały czas, że Trey nie był pozbawiony
wad). To był świetnie przygotowany grunt pod wprowadzenie postaci Harry’ego.
Tymczasem Robert… naprawdę po prostu jest idealny. Do tego Miranda nie była jak
Charlotte i nie fantazjowała cały serial o doskonałym mężu. Śledząc poczynania
Charlotte, rozumiemy, dlaczego Harry to lepszy kandydat na męża, śledząc
poczynania Mirandy, zastanawiamy się, dlaczego wolała Steve’a od Roberta, a
mówię to przy całej mojej sympatii do Steve’a i jego związku z Mirandą, której
potwierdzenie można znaleźć w poprzednich wpisach – świadczy to o tym, że coś
tu nie zagrało.
No i wracając do tej rozmowy o
szukaniu faceta, który rozwiąże wszystkie twoje problemy. Chyba zmierzamy w
stronę jedynie pozornej krytyki tego założenia.
Jeśli chodzi o Charlotte, miałam
poczucie, że serial jednak ocenia osoby, które na miejscu Charlotte
zdecydowałyby się nie iść na przyjęcie urodzinowe dziecka, bo było to pokazane
jako decyzja, która świadczyć miała o tym, że Charlotte była słaba, a stała się
silna dopiero dzięki dokumentowi na kanale E. To chyba jednak jest lokowanie
produktu kosztem uczuć osób po poronieniu. No ale trudno mi to tak naprawdę
ocenić, nie byłam w takiej sytuacji.
U Samanthy moim zdaniem znowu
zabrakło pomysłu na wątek. Problem z farbowaniem włosów miał dosyć oczywiste
rozwiązanie. Nie kupuję tego, że przyznanie albo nieprzyznanie się do siwego
włosa to jakiś wybór moralny, nie sądzę, że taka drobnostka to jest coś, o czym
koniecznie trzeba informować partnera. Przynajmniej tyle, że tym razem godzenie
się Samanthy z przemijaniem pokazano trochę inaczej, bo na początku widzieliśmy,
że nie ma problemu z tym, że potrzebuje okularów do czytania, dopiero gdy musi
myśleć o starzeniu się w kontekście własnej seksualności, pojawia się problem.
Jeśli chodzi o Carrie, to
Petrovsky jakoś mnie nie urzekł, ale pierwszy raz miałam wrażenie, że widzę
coś, co mogło zdarzyć się tylko w Nowym Jorku (nieważne, na ile to prawda,
chodzi mi o stworzenie na ekranie pewnej unikatowej wizji miejsca) i to
doceniam. W końcu udało się pokazać Nowy Jork jako miejsce, w którym w galerii
zwróci na ciebie uwagę tajemniczy artysta, a jeden żart zmieni się w eskapadę w
środku nocy.
Podsumowując, odcinek był z tych
ciekawszych, ale nie powiem, że jakoś z czystym sumieniem polecam. Dalej
większość żartów wcale nie bawi (przynajmniej mnie), po prostu nie wyliczałam w
tym wpisie każdej sceny, która moim zdaniem nie wypaliła.
Jakie jest wasze zdanie? Petrovsky
zwalił was z nóg?
***
S06E13 – Let There Be Light
Zaczynamy od konstatacji Carrie: singielka
większość życia spędza na szukaniu idealnego faceta.
Za idealnego faceta uznaje
Petrovskyego w momencie, gdy otrzymuje od niego listowne zaproszenie na spacer.
Carrie czuje się uwiedziona i gdy tylko wydepiluje sobie krocze, planuje
zaprosić go do łóżka. Podczas depilacji pyta obsługującą ją kobietę, która
również jest Rosjanką, o kilka słówek, żeby zabłysnąć na randce.
Mirandzie i Steve’owi układa się
super, ale dochodzi do niezręcznych sytuacji, gdy spotykają się z Robertem w
windzie. Z tego powodu Miranda zaczyna chodzić schodami. Robert wpada na ten
sam pomysł i teraz mijają się na klatce schodowej. W końcu ze sobą rozmawiają i
Miranda przeprasza, że tak wyszło między nimi, on pasywno-agresywnie stwierdza,
że nic się nie stało, po czym czyni bardzo niesmaczne aluzje do ich życia
seksualnego.
Charlotte zastanawia się, czy
powinna wracać do pracy, skoro stara się o dziecko i być może zaraz musiałaby z
pracy odejść. Jej kolega gej ma dość słuchania rozważań na ten temat, więc
Charlotte wpada na pomysł, że zamiast rozwodzić się nad swoim życiem, zajmie
się pomaganiem innym i zapisuje się na wolontariat.
Carrie wybiera się do Petrovskyego
na seks tuż przed jego wyjazdem do Europy. Na randce błyszczy, mówiąc
„spasiba”. Okazuje się, że Petrovsky ma w budynku całe piętro dla siebie. Gdy
rano Carrie schodzi na śniadanie szykowane jej przez kochanka, mija trójkę
zapracowanych menadżerów, którzy nie zwracają na nią uwagi, zupełnie jakby to
był dla nich chleb powszedni.
Petrovsky jest po pięćdziesiątce i
jest bardzo doświadczony na polu miłosnym, tego doświadczenia brakuje Smithowi,
dlatego Samantha zaczyna się robić zazdrosna. Carrie za to zaczyna się
zastanawiać, ile dokładnie kobiet przed nią dostało od Petrovskyego takie samo
śniadanie. Znajduje jakiś artykuł na ten temat (w cudownej retro scenie
guglania w 2004 roku). Postanawia napisać artykuł o wszystkich watpliwościach
dotyczących przyszłości związku, które chodzą kobiecie po głowie po pierwszym
seksie z facetem. Używa
dwuznaczności słowa light: When it comes to men, even when we try to keep it
light, how do we wind up in the dark?”, stąd światło w tytule odcinka.
Smith zostaje zaproszony na imprezę
organizowaną przez Richarda, czyli byłego Samanthy, który był właśnie takim
doświadczonym facetem uosabiającym to, czego Samancie brakuje. Samantha z
entuzjazmem decyduje, że wybierze się na imprezę razem ze Smithem, nie mówiąc
mu, że Richard to jej były.
Charlotte chce zostać wolontariuszką
pomagającą niewidomym. Przed rozpoczęcie wolontariatu polecono jej, aby wybrała
się do sklepu w opasce na oczy, ale nie sama, lecz z kimś, kto będzie służył
jej za przewodnika. Tą osobą zostaje Carrie. Niestety dzwoni do niej Petrovsky
z Amsterdamu, a zasięg jest słaby, więc zostawia na chwilę Charlotte samą.
Charlotte porywa tłum i wybiera się do sklepu bez Carrie. Obija się o wszystko,
aż w końcu wpada na półkę ze szpilkami na przecenie i zdejmuje opaskę, a wtedy
jej oczom ukazuje się Carrie. Okazuje się, że Carrie szukała jej tylko przez
moment, a potem zajęła się przymierzaniem butów.
Na imprezie Richard zachowuje się
bardzo szarmancko, a kontrast między nim i Smithem jest bardzo wyraźny. Wyznaje
również, że niczego nie żałuje tak jak tego, że stracił Samanthę. Czym mi
jednak podpadł, to ocenianiem Samanthy za spotykanie się z młodszym facetem,
podczas gdy sam widywał się z kobietami młodszymi od Smitha. Samantha decyduje
się zerwać ze Smithem dla Richarda. Wsiada z Richardem do windy, żeby uprawiać
z nim seks na wyższym piętrze. Podczas seksu czuje się niekomfortowo, sprawy
nie poprawia fakt, że Richard nie przestaje narzekać na fakt, że w biznesie
ostatnio gorzej mu idzie. Gdy zjeżdża windą na dół, widzi Smitha, który mimo
wszystko czekał na nią, żeby upewnić się, że bezpiecznie wróci do domu.
Samantha rozkleja się i zaczyna przepraszać Smitha, który z miejsca jej
wybacza.
Steve przeprowadza się do Mirandy.
Gdy ktoś rozbija ekran jego telewizora stojącego na korytarzu, podejrzenie pada
na Roberta, więc Steve wybiera się do niego na stanowczą rozmowę, ale głos
więźnie mu w gardle, gdy zauważa, że w jego mieszkaniu są dwie skąpo ubrane
kobiety. Mówi, że on i Miranda go przepraszają, po czym sobie idzie. Przed
Mirandą pozuje jednak na bohatera, który dogadał jej oszalałemu z miłości
byłemu.
Petrovsky przywozi Carrie z
Amsterdamu chodaki, bo wcześniej żartowała, że nie chce lecieć do kraju z drewnianymi
butami. Po seksie Petrovsky idzie popracować, Carrie dołącza do niego w studiu,
żeby się pożegnać. Chce zakończyć znajomość, bo nie czuje się dobrze w relacji,
w której jej rola ogranicza się do jednej z wielu miłostek wielkiego artysty.
Decyduje się jednak dać temu związkowi szanse, gdy Petrovsky mówi jej, że
naprawdę mu się spodobała i że nie widuje się z nikim innym.
Podsumowanie zacznijmy od tego, że
nie mam pojęcia, do czego zmierzał wątek Charlotte. Chyba tylko do pokazania
nam po raz enty, że Carrie jest okropną przyjaciółką. Myślałam, że zobaczymy
ten wolontariat, Charlotte czegoś się dzięki temu nauczy albo stwierdzi, że to
nie dla niej, nie wiem. Albo że dowiemy się czegoś nowego w temacie jej starań
o dziecko, nic z tego.
W wątkach Mirandy i Samanthy
widzimy pewną symetrię, obie konfrontują się ze swoimi byłymi, będąc z
facetami, którzy są od nich bardzo różni. W sumie pomysł, żeby idealny Robert
pokazał swoją drugą twarz po zerwaniu, jest ciekawy, ale moim zdaniem
zadziałałby lepiej, gdybyśmy wcześniej dostali jakieś delikatne wskazówki
dotyczące tego, że wcale nie jest taki doskonały, jakieś zachowania, na które
Miranda przymykała oko wcześniej albo takie, które można było zinterpretować
dwojako. Jeśli chodzi o Samanthę, to w sumie nie był jej wątek, ale wątek
hagiograficzny Smitha. To, co zrobiła, było absolutnie paskudne, no i okej,
wiemy, że Samantha to postać kierująca się głównie libido, ale wciąż nie
spodziewałam się po niej takiego czegoś w imię seksu z byłym. Zastanawiam się,
czy już zgadzając się na wyjście na imprezę, planowała zerwanie ze Smithem, co
czyniłoby ją osobą po prostu podłą.
Wątek Carrie był najnormalniejszy
ze wszystkiego. Chce zbudować nowy związek, zastanawia się, czy tego samego
chce upatrzony facet, on mówi, że tak, więc są razem. Jej wątpliwości co do
uczuć Petrovskyego mają w sobie coś realnego, a jako rozwiązanie problemu
przedstawiono rozmowę o uczuciach, z czym wszystko jest w porządku.
W komentarzach proszę o propozycję
interpretacji odcinka w perspektywie tytułowego cytatu z Biblii.
***
S06E14 – The Ick Factor
Podczas zwyczajnej rozmowie w
ogródku piwnym Miranda oświadcza się Steve’owi. Zostaje przyjęta. W następnej
scenie Petrovsky gra Carrie na pianinie melodię, którą specjalnie dla niej
skomponował i zatytułował po francusku. Panie uznają to za kiczowate posunięcie
(ale Charlotte się podoba). Jasno rzuca się w oczy kontrast pomiędzy tymi dwoma
randkami.
Miranda nie lubi hucznych wesel,
więc chce urządzić coś skromniejszego. Nie zależy jej na weselu, ale na samym
ślubie. W końcu ona i Steve decydują się na ślub i wesele w ogrodzie między
budynkami mieszkaniowymi w niewielkim gronie najbliższych.
Tymczasem Samantha rozważa
chirurgiczne powiększenie piersi. Charlotte jest przeciwko, powód: Samantha
jest na to zbyt pewna siebie i inteligentna, nie powinna wyglądać jak, eee, nie
będę szukać polskiego odpowiednika, powiedziała „bimbo”. Samantha mówi, że tak
się nie stanie, bo nie wstawi sobie wielkich implantów. Żeby znaleźć dobrego
chirurga, prosi o namiary barmankę z ładnymi piersiami.
Na kolejnej randce Petrovsky czyta
Carrie wiersz Iosifa Brodskiego, co również nie przypada Carrie do gustu.
Odpowiada, czytając mu fragment gazety o modzie, mówiąc, że dla niej to poezja.
(Oczywiście ma to być kontrast, więc na marginesie chciałam dodać, że moim
zdaniem niezaliczanie zainteresowania modą do grona zainteresowań
intelektualnych wynika tylko i wyłącznie z mizoginii, przecież to wymaga
ogromnego wyczucia artystycznego i wiedzy historycznej). W końcu Carrie mówi,
że prowadzi kolumnę gazetową opartą na założeniu, że romans jest albo martwy,
albo jest tworem sztucznym.
Carrie dochodzi do wniosku, że
gesty, które wydały jej się sztuczne, w przypadku Petrovskyego są szczere. Ale
wciąż nie są w jej guście. Postanawia napisać artykuł o tym, że współczesne kobiety
odzwyczaiły się od takich prawdziwie romantycznych gestów, dlatego mają je za
kiczowate. Mam strasznie dużo problemów, z założeniem, że kiedyś to miłości
były wielkie, a teraz wszystko tak na szybko i po łebkach, więc nie doceniamy
prawdziwego romansu. Historia miłości romantycznej nie jest wcale taka długa,
więc trudno powiedzieć, żeby w tym akurat modelu zalotów było coś szczególnie
„prawdziwszego” niż w jakimkolwiek innym. Carrie ewidentnie widziała cztery
filmy kostiumowe na krzyż i na ich podstawie buduje swoje teorie na temat
miłości kiedyś i dziś.
Na następnej randce Carrie zjawia
się w domu Petrovskyego i widzi go w smokingu. On oznajmia jej, że idą do
opery. Ma dla niej sukienkę na tę okazję. To sukienka, która Carrie podziwiała
w gazecie (Petrovsky zna się z jej projektantem). Tym razem Carrie jest
zachwycona. Niby Petrovsky całkiem nieźle tutaj zagrał, włączył do swojego
stylu podrywu zainteresowania Carrie, ale (nie poruszając w ogóle sprawy tego,
czy rozmiar był dobrze dobrany), przecież ktoś, kto kocha modę tak jak Carrie,
raczej nie czułby się komfortowo, nie mając możliwości dobrania do sukienki
butów i akcesoriów, wiec nie wiem, czy w prawdziwym życiu takie coś by
wypaliło.
Przed budynkiem opery słyszą
muzykę i Petrovsky prosi Carrie do tańca. Carrie mdleje z nadmiaru romantyzmu i
na odtrutkę zabiera Petrovskyego do McDonalda. W McDonaldzie tańczą po
otrzymaniu zamówienia. W tej scenie najbardziej podoba mi się mina obsługującej
ich pracownicy, która wyraża absolutny brak zdziwienia całą sytuacją. To twarz
osoby, która widziała już w życiu wszystko.
Miranda i Steve są praktyczni,
Carrie i Petrovsky reprezentują romans z filmów kostiumowych, a małżeństwo
Charlotte jest zawieszone gdzieś pomiędzy. Charlotte pragnie romantycznych
gestów, ale Harry jest bardzo przyziemnym człowiekiem. Bohaterka jest
zachwycona, gdy mąż zaprasza ją do francuskiej restauracji na wykwintny
posiłek, później niestety oboje dostają zatrucia pokarmowego. Wtedy już nie
jest romantycznie, ale wspierają się w chorobie, co znowuż jest romantyczne. I
to cały wątek Charlotte w tym odcinku.
Podczas konsultacji z chirurgiem
lekarz wyczuwa w piersi Samanthy guzek. Po biopsji okazuje się, że Samantha ma
raka. Dzieli się to informacją z Carrie i prosi, żeby nie mówiła jeszcze
Mirandzie i Charlotte, żeby nie zepsuć im wesela. Bardzo podobała mi się ta
scena, bo widzimy u Samanthy całe spektrum emocji, szok, strach, ale też radość
w związku z tym, że guz okazał się nie być duży.
Na weselu nie udaje jej się
utrzymać tajemnicy, Samantha mówi Charlotte, a potem Mirandzie, która chciała
wiedzieć, o czym rozmawiają. W końcu siedzą we cztery przy stoliku i rozmawiają
o problemach, czyli jest jak każdego innego dnia – dokładnie tak, jak chciała
tego Miranda.
Mam swój problem z pokazywaniem
pewnej konkretnej wizji miłości jako bardziej prawdziwej od innych, ale
pomijając to – był to całkiem niezły odcinek. Pokazano nam różne wersje
związków, szukanie kompromisów między partnerami odnośnie tego, jaki język
miłości najbardziej im pasuje, Do tego dowartościowano lekko niekonwencjonalne
podejście do wesel.
Nawet wątek, który z początku
zirytował mnie podejściem do kobiet, które decydują się na powiększenie piersi
(że ten serial ma czelność krytykować powiększanie piersi, gdy tyle razy
widzieliśmy, jak wychwalał toksyczne standardy piękna i wydawanie
nieprawdopodobnych sum na wygląd), na koniec zaoferował nam naprawdę dobrą
scenę.
Jakie są wasze opinie? Chcecie,
żeby facet komponował wam utwory z francuskimi tytułami?
***
S06E15 – Catch-38
Samantha przeszła zabieg usunięcia
guza, ale czeka ją prewencyjna chemioterapia. Gdy pyta, dlaczego to ją
spotkało, lekarz pośród różnych czynników wymienia statystyczne dane mówiące o
tym, że kobiety, które nie rodziły, obciążone są większym ryzykiem. Samantha
wyczuwa w tym oskarżenie i ocenę jej decyzji życiowych, więc postanawia zmienić
lekarza. Uważa, że chemia wcale nie jest potrzebna, ale lekarz chce ją ukarać
za wybory życiowe, których nie pochwala. Na kolejną wizytę chce iść do kobiety,
konkretnie chce się umówić do jednej z topowych onkolożek w Nowym Jorku.
Miranda i Steve wybierają się na
czterodniową wycieczkę. Mają zabrać ze sobą Brady’ego, ale przyjaciółki
namawiają, żeby zostawili dziecko w mieście i zrobili sobie prawdziwy miesiąc
miodowy. Do opieki zgłaszają się Charlotte i Carrie, Samantha się nie oferuje.
Lekarka, do której chce się dostać
Samantha, nie ma żadnych wolnych terminów. W poczekalni Samantha spotyka
zakonnicę i czuje się pocieszona, że nie jest karana rakiem piersi za seks,
skoro na to samo zachorowała osoba, która nie uprawia go w ogóle. Tylko… czy
Samantha zapomniała, co jej mówił tamten lekarz? On mówił tylko o rodzeniu
dzieci, nie o aktywności seksualnej.
Carrie zabiera Brady’ego do
Petrovskyego. Rozmawiają o dzieciach i okazuje się, że Petrovsky lata temu miał
dziecko i nie planuje ich więcej, jest po wazektomii. Carrie za to wciąż nie
jest pewna, czy chce mieć dziecko, czy nie. Charlotte przekonuje ją, że skoro
nie jest pewna, to powinna pozostawić sobie tę opcję i albo nie wiązać się z
kimś, kto nie chce mieć więcej dzieci, albo zapytać Petrovskyego, czy może
jednak nie planuje odwrócenia wazektomii. Mowa jest też oczywiście o tym, że
Carrie lat przybywa, więc czas na poważne decyzje w tej kwestii.
Miranda nie bawi się dobrze na
swoim miesiącu miodowym, chociaż czuje, że powinna. Dzwoni do Carrie, żeby jej
o tym powiedzieć. Carrie w tym momencie czuje się natchniona, żeby napisać
felieton o tym, czy kobiety chcą mieć dzieci i doskonałe miesiące miodowe, czy
tylko czują, że powinny ich chcieć.
Carrie zaczyna kolejną rozmowę o
dzieciach z Petrovskym. Opowiada jej o swojej córce, która aktualnie ma 22 lata
i mieszka w Paryżu, w którym mieszka też jej matka, a jego była żona. Carrie
stwierdza, że z nim nie założy rodziny, bo on już to życie przeżył z kimś
innym. Tak jak Charlotte mówiła Carrie, że pewnie tak naprawdę chce dziecka,
tak Samantha przekonuje ją, że to wcale nie jest takie ważne.
Carrie porusza ciekawą kwestię:
mówi o tym, że jeśli zostanie z Petrovskym, to musiałby ją kochać
wystarczająco, aby wynagrodzić jej to, że nie została matką. Tylko że jest z
nim od dwóch miesięcy i na takie rozmowy za wcześnie. A jednocześnie ma 38 lat,
więc czuje, że jest za późno, żeby takich pytań nie zadawać.
Przebywając u Charlotte, Brady
widzi jak Charlotte i Harry uprawiają seks. Pomimo że Miranda telefonicznie
uspokaja ją, że nic się nie stało, Charlotte jest przekonana, że skrzywdziła go
na całe życie. I to w sumie cały watek Charlotte w tym odcinku.
Steve lubi wypoczywać, uprawiać
seks i czytać książki w ciszy, podczas gdy Miranda nie chce tyle siedzieć w
łóżku i chce mieć dostęp do technologii. W końcu rozmawiają/ kłócą się o formę
spędzania czasu na miesiącu miodowym, ale szybko dochodzą do porozumienia i tak
jak Miranda miała dość seksu, tak nabiera na niego ochoty, gdy Steve przypomina
jej, że ich wyjazd dobiega końca. I to tyle, jeśli chodzi o wątek Mirandy.
Samantha próbowała powoływać się
na różne osoby, które zna, żeby wkręcić się na wizytę do lekarki, ale nic nie
działało. Dopiero gdy recepcjonistka okazała się fanką Smitha, Samantha dopięła
swego. Udało jej się nawet załatwić wizytę zakonnicy, która czekała dłużej od
niej.
Gdy Carrie po raz trzeci rozmawia
z Petrovskym o dzieciach, on mówi, że podobnie jak ona widzi w tym związku
potencjał na coś poważnego, ale na pewno nie zmieni swojego zdania co do dzieci
i nie odwróci wazektomii. Mówi też, że jeśli Carrie chce mieć dzieci, to nie
powinna z nich rezygnować dla niego. Rozumiem tę scenę jako zerwanie.
Problem poruszony w wątku Carrie
jest bardzo prawdziwy. Podoba mi się, że mijający czas jest tu tylko dodatkową
przeszkodą, prawdziwy problem jest taki, że Carrie wciąż nie jest pewna, czy
chce mieć dziecko, po części dlatego, że nie jest w stanie odróżnić własnych
potrzeb i aspiracji od tych wmawianych jej przez społeczeństwo. Myślę, że to
jest w ogóle prawdziwe dla wielu decyzji życiowych.
W wątku Samanthy końcowa scena, w
której Samantha pomaga zakonnicy, jest naprawdę urocza i wynagradza mi fakt, że
wcześniej musiałam słuchać, jak Samantha zupełnie nieproszona opowiada
zakonnicy o tym, jak robiła loda Mickowi Jaggerowi. Można by się przyczepić do
tego, że Smantha powiedziała recepcjonistce, że w zamian za wizytę Smith ją
pocałuje, a nie wiemy, co Smith o tym myśli, lecz bohaterka użyła słów „być
może”, więc niczego nie obiecała.
Ciekawie byłoby, gdyby okazało
się, że Samantha naprawdę nie potrzebuje chemioterapii, a lekarz był mizoginem,
bo byłaby to świetna okazja, żeby poruszyć realny temat dyskryminacji
pacjentek, ale wiem z Wikipedii, że chemioterapia się odbędzie, więc nie ma co
liczyć na to, że jakoś zmieni się perspektywa, w której pokazano sprawę. Bo ten
odcinek przedstawia Samanthę jako przewrażliwioną i doszukującą się problemu
tam, gdzie go nie ma, a lekarza jako tego racjonalnego. Widzę tutaj zmarnowaną
okazję, żeby powiedzieć coś ważnego.
Jak zawsze zapraszam do wyrażania
własnych opinii o odcinku pod tym postem. Czy według was dobrze pokazano
rozterki Carrie odnośnie planowania lub nieplanowania rodzicielstwa?
***
S06E16 – Out of the Frying Pan
Okazuje się, że Carrie i Petrovsky
wcale jednak nie zerwali na koniec poprzedniego odcinka.
Petrovsky gotuje Carrie w jej
mieszkaniu i świetnie mu to wychodzi, po kolacji dochodzi jednak do
nieprzyjemnej sytuacji, gdy w kuchni zauważają mysz i Petrovsky zabija ją
uderzeniem patelnią (przewińcie sobie tę scenę, śmierć gryzonia jest brutalna).
Przyjaciółki odwiedzają Samanthę w
szpitalu i jedzą razem lody. Oczywiście trzeba zażartować o seksie oralnym, ale
ten gimbusiarski żart Samancie wybaczam, bo może to być jakiś sposób na
odreagowanie stresu związanego z chemioterapią.
Wątek Petrovskyego jest w tym
odcinku mocno powiązany ze śmiercią, bo główny problem, jaki ma z nim Carrie w
tym odcinku, jest taki, że gdy tylko powiedziała mu o raku Samanthy, wspomniał
swoją znajomą, która miała raka piersi i umarła, a potem nie dawał sobie
wytłumaczyć, że to zraniło Carrie. Uważa śmierć za coś tak normalnego, że nie
widzi w braniu pod uwagę śmierci Samanthy niczego niestosownego. Przez to
wszystko (i przez fakt, że Petrovsky zrobił jej na noc espresso) Carrie nie
może spać.
Mirandzie i Steve’owi robi się w
mieszkaniu za ciasno. Steve proponuje przeprowadzenie się na Brooklyn, co
bardzo nie podoba się Mirandzie, ale teraz ma rodzinę, kota i psa, więc nie
może myśleć wyłącznie o swoich potrzebach i się zgadza w nadziei, że
przyjaciółki będą ją odwiedzać, mimo że na Brooklyn nie dojeżdżają taksówki z
Manhattanu.
Carrie porównuje swoje
przekonanie, że Samantha przeżyje, które Petrovsky uznał za odrzucenie
realistycznego myślenia, z niemożnością pogodzenia się z niepłodnością
Charlotte i z perspektywą wyprowadzki Mirandy z Manhattanu w felietonie o
wypieraniu rzeczywistości.
Charlotte zaczyna godzić się z
faktem, że nie uda się jej zajść w ciążę i zapisuje się z Harrym na listę oczekujących
do adopcji. Do tego w tym odcinku adoptują psa. Historia jest taka, że
Charlotte zaznajomiła się z kobietą wyprowadzająca psa, na którym nie za bardzo
jej zależało, a z którym Charlotte poczuła więź. Poprzednia właścicielka
chciała, żeby był psem wystawowym, ale miał za krótką łapkę, więc czuła się nim
zawiedziona. Wiedziała, że Charlotte będzie dla niego lepszą panią, więc bez
pytania przekazała jej psa kurierem.
Carrie jest przekonana o tym, że
Samancie na pewno nic się nie stanie, okazuje się jednak, że sama Samantha nie
podziela tej pewności. Boi się, że może umrzeć, jeśli rak wróci. Ten lęk
potęguje widok wypadających włosów (sytuacja była tym bardzie niezręczna, że ma
to miejsce podczas seksu). Próbuje znaleźć perukę, która będzie wyglądała
dokładnie jak jej włosy, ale jej się nie udaje, więc decyduje, że nie pójdzie
ze Smithem na premierę jego filmu.
Bardzo podobała mi się scena, w
której Samantha mówi Carrie, żeby przestała wciąż powtarzać, że nic złego się
nie stanie, bo to nie pozwala jej wyrazić swoich obaw.
Carrie półżartem proponuje Samancie,
żeby ogoliła się na łyso i nosiła wielkie kolczyki. Jako że Samantha jest
Samanthą, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rzeczywiście zgolić głowę
zanim straci włosy. Do mieszkania akurat wchodzi Smith i Samantha mówi mu, żeby
zostawił ją teraz samą, bo nie jest gotowy na to, żeby radzić sobie z jej
nowotworem. On stwierdza, że wprowadzi się, żeby ją wspierać, i w geście
solidarności sobie również goli głowę. Scena jest naprawdę urocza. Zarówno ta,
jak i kolejna, w której Smith i Samantha pojawiają się na premierze razem, on
ze zgolonymi włosami, ona w różowej peruce.
Carrie jest dalej zła na
Petrovskyego za mówienie o śmierci, ale dzwoni do niego, gdy mysz budzi ją w
nocy i trzeba rozłożyć trutkę. Znowu rozmawiają o tej samej sprawie i on
wyjaśnia, że śmierć przyjaciółki bardzo go zraniła, bo wzięła go z zaskoczenia,
więc nie chciał, żeby Carrie przeszłą przez to samo, gdyby Samantha umarła.
Różnica w ich podejściu zostaje porównana do preferencji kawowych, Petrvsky
pije mocną, czarną kawę, a Carrie dodaje mleka.
Wątek Samanthy zostaje spuentowany
wizualnie, gdy Samantha spotyka się z koleżankami bez peruki, nosząc wielkie
kolczyki.
To był całkiem niezły odcinek. Nawet
udało się historie wszystkich bohaterek połączyć motywem bycia na wyparciu i
godzenia się z rzeczywistością na swój sposób, najbardziej było to widoczne w
wątkach Charlotte i Samanthy, które również zmagały się z największymi
problemami.
Wątek Samanthy był zdecydowanie
najlepszy w odcinku. Nawet motyw seksu oralnego wraca, każda scena ma swoją
funkcję. Pozostałe wątki są raczej okej, pewnie można by krytykować to
przekazanie psa w wątku Charlotte, ale moim zdaniem tej właścicielki w ogóle
nie pokazano w dobrym świetle i nie sądzę, żeby serial mówił nam, że takie
postąpienie z psem jest w porządku, nawet mimo tego, że akurat w przypadku
Charlotte pies trafił w lepsze ręce. No i Petrovsky mówi o śmierci, bo tak
Amerykanie wyobrażają sobie rosyjskich artystów, trochę mnie męczył ten
stereotyp. Swoją drogą dalej nie mam pojęcia, co łączy Carrie i Petrovskyego.
To tyle ode mnie. Wam też odcinek
się spodobał? A może wątek Samanthy wcale nie był dobry, a ja się nie znam?
Chętnie przeczytam wasze komentarze.
***
S06E17 – The Cold War
Podczas randki Carrie i Petrovsky
przypadkowo spotykają jego znajomych ze świata sztuki. Okazuje się, że Carrie
nie ma pojęcia, nad czym pracuje Petrovsky, nie powiedział jej nawet, że
niedługo ma w Paryżu pierwszą solową wystawę od sześciu lat. Dodatkowo Carrie
czuje, że nie jest na tym samym poziomie co jego znajomi i ze wstydem
przyznaje, że jest autorką, ale nie powieści, lecz artykułów o seksie dla New
York Star (nie mam pojęcia, czemu nie powiedziała, że pisze o modzie do Vogue’a,
brzmiałoby to dużo lepiej w tym towarzystwie).
Później Carrie prosi Petrovskyego,
żeby opowiedział jej coś o swojej twórczości, ale on nie chce z nią rozmawiać o
sztuce. Zamiast tego on woli się z nią tulać w łóżku. Spędzają cztery dni na
tulaniu się.
Z kolei Samantha i Smith na randce
spotykają kolegę geja Carrie i jego chłopaka. Paparazzi robi im zdjęcie, a
potem przycina je tak, aby nie było na nim widać Samanthy. Do prasy trafia
artykuł mówiący o tym, że Smith jest gejem, bo widziano go z gejami. Samantha
zostaje uznana za brodę. Na początku jej to nie przeszkadza, ale gdy zaczyna
wpływać na jej reputację jako osoby z najgorętszym życiem seksualnym w Nowym
Jorku, pojawia się problem. Aby zakończyć plotki, Samantha i Smith nagrywają,
jak uprawiają seks. Samantha wysyła nagranie anonimowo osobom, co do których
jest pewna, że rozpuszczą plotki.
Po powrocie do mieszkania Carrie
ma na skrzynce cztery wiadomości od Biga (w ogóle strasznie mi się nie podoba,
że Big zwraca się do Carrie „Hey, kid”), ale wszystkie usuwa. Chodzi o to, że
przy Petrovskym o nim zapomina.
Charlotte stwierdza, że brak
sukcesów jej nowego pieska na wystawach z poprzednią właścicielką był
spowodowany tym, że właścicielce w ogóle nie zależało na suczce i postanawia
sama zabrać ją na wystawę. Tylko jest jeden problem – tuż przed rozpoczęciem
wystawy u suczki zaczyna się krwawienie związane z cieczką (trzeba porównać ją
do okresu i rzucić żart o tym, że wcześniej zachowywała się sukowato). Sędzia
to zauważa, ale i tak suczka Charlotte wygrywa, bo sędzia zauroczył się
Charlotte.
W kolejnej scenie wątku Harry
namawia Charlotte, żeby na chwilę spuściła suczkę ze smyczy w parku pełnym
innych psów. Psy zbierają się dookoła suczki i jeden po drugim spółkują z nią,
Harry odważnie rusza po suczkę, ale nie daje rady zatrzymać tego procesu.
Jak mówi Carrie, jej związek jest
świetny, jest w nim tylko jeden problem, albo raczej coś, co dla niej jest
problemem, a dla Petrovskyego nie. Łączy ich tylko… ich związek. Nie rozmawiają
o swoich pasjach, o swojej pracy, nie znają nawzajem swoich znajomych. Aby to
zmienić, Carrie organizuje spotkanie, na którym Petrovsky ma poznać jej
przyjaciółki. W ostatniej chwili Carrie dostaje jednak telefon, Petrovsky nie
da rady przyjść, bo pracuje. Dzwoni jednak do restauracji i zamawia paniom
drinki na swój koszt. Coraz bardziej poddająca się działaniu alkoholu Carrie
stwierdza, że posłucha rady Petrovskyego i będzie bardziej spontaniczna.
Decyduje się zabrać przyjaciółki do studia Petrovskyego, żeby mimo wszystko
mogli się poznać. Petrovsky wita się z nimi, zaprasza je, żeby rozgościły się w
mieszkaniu, ale mówi, że nie ma czasu teraz z nimi rozmawiać, bo musi pracować,
robi się więc bardzo niezręcznie.
W ostatniej scenie odcinka
Petrovsky otwiera się przed Carrie i mówi o tym, że boi się, że jego wystawa
nie sprosta oczekiwaniom, dlatego pracował całą noc (nie pierwszą zresztą). Z
jednej strony podoba mi się zakończenie tego wątku – pokazano, że można nie
rozumieć szczegółów czyjejś pracy, ale i tak wspierać w niej emocjonalnie, z
drugiej strony myślę, że Petrovsky mógłby chociaż z grubsza przybliżyć Carrie
temat swoich prac, skoro ten związek wchodzi na kolejne poziomy, a ona jest tym
żywo zainteresowana. No i nie da się usprawiedliwić tego wystawienia
przyjaciółek, przecież mógł to odwołać chociaż dzień wcześniej, cały czas
wiedział, że ma mnóstwo pracy. No i wciąż nie rozumiem, dokąd zmierza ten
związek od czasu rozmowy o tym, że ta relacja nie ma przyszłości, bo Carrie
chciałaby założyć rodzinę.
Miranda w tym odcinku miała dosyć
dyskretny wątek. Na początku czytała prasę plotkarską, a potem jej się
odechciało (przynajmniej na jakiś czas), bo zobaczyła nagranie z Samanthą i
Smithem. Do tego uczyła się lubić mieszkanie w Brooklynie i na koniec doceniła
spokojne życie ze Stevem w kontraście ze związkiem Carrie i Petrovskyego.
Jeśli chodzi o Charlotte, to nie
wiem, ta scena psiej orgii to miała być puenta? Myślałam, że coś się wydarzy z
tym sędzią, ale nie, to prowadziło donikąd. W sumie jedyny przekaz z tego wątku
jest taki, żeby trzymać psy na smyczach.
Jeśli chodzi o Samanthę, to cała
ta historia miała być raczej komediowa, tylko na koniec w sumie nie śmiejemy
się z prasy, która przeinacza fakty, żeby rozpowszechniać kłamliwe plotki, ale
ze sławnych osób, których prywatne nagrania zostały upublicznione (Samantha
zrobiła żart o tym, że to pomogło karierze Paris Hilton).
Odcinek stara się uzasadnić
odwołanie do zimnej wojny w tytule, nieustannie mówiąc, że coś jest ziemne albo
gorące, ale naprawdę mam mocne wrażenie, że to zostało wrzucone w narrację w
losowych momentach i ma sens tylko wtedy, gdy mowa o tym, że Carrie jest
ciepła, a Petrovsky zimny, poza tym trudno się w tym dopatrzeć jakiejś wagi
metaforycznej.
Dodatkowo w odcinku pojawiają się
zarówno kolega gej Carrie, jak i kolega gej Charlotte, wiec musimy oglądać całą
masę scen, w których zachowują się w przerysowanie stereotypowo gejowski
sposób, strasznie to było męczące.
No i cały odcinek Samantha zmienia
peruki, co jest spoko i kontynuuje wątek z poprzedniego odcinka, ale jak
założyła perukę afro i robiła z jej noszenia żart, to czułam się niekomfortowo.
Odcinek jest bardzo mieszany, ale
uczuciem, które towarzyszyło mi przez największą część seansu była żenada, więc
moja ocena jest negatywna.
A jakie jest wasze zdanie?
Widzicie jakąś głębszą myśl w wątku Charlotte? Jeśli ktoś z czytelników ma
jakąś wiedzę o wystawach psów i może coś powiedzieć o odcinku z tej
perspektywy, to byłabym bardzo ciekawa.
***
S06E18 – Splat!
Redaktorka Carrie z Vogue’a
zaprasza ją i Petrovskyego na wesele pewnej nowojorskiej pary, ma jednak w tym
ukryty cel. Sama nie ma z kim iść, prosi więc, aby Carrie poprosiła
Petrovskyego o znalezienie dla niej singla pośród swoich znajomych z
artystycznego świata. Petrovsky bez problemu znajduje redaktorce krytyka
kulinarnego.
Jako że zbliża się wystawa
Petrovskyego w Paryżu, Petrovsky pyta Carrie, czy nie wyjechałaby razem z nim.
Jest to zupełna odwrotność sytuacji, gdy Big zostawił ją i wyjechał do Paryża.
W końcu dochodzi do spotkania
Petrovskyego z przyjaciółkami Carrie i ich partnerami przy kolacji w domu
Petrovskyego. Podczas posiłku Samantha raczy nas swoimi podejrzeniami co do
tego, że jej pomoc domowa używa jej wibratora, serwując dodatkowo ksenofobiczny
żart o tym, że może ludzie na Dominikanie dzielą się wibratorami. Następnie
Petrovsky ogłasza, że Carrie przeprowadza się z nim do Paryża, chociaż Carrie
jeszcze się na to nie zgodziła.
Przyjaciółki mają wiele pytań
dotyczących tego wyjazdu, Carrie jest jednak coraz bardziej przekonana do przeprowadzki,
bo wyjazd z artystą do Paryża jest taki romantyczny. Co wydaje mi się strasznie
dziwne, to traktowanie zadawania praktycznych pytań o opłacenie mieszkania
Carrie w Nowym Jorku, długość wyjazdu, naukę języka obcego czy zatrudnienie
Carrie jako psucia romantycznego nastroju i niecieszenie się szczęściem Carrie.
Carrie nawet pisze artykuł o tym, że za dużo się zastanawiamy, zamiast po
prostu żyć. Nawet nie wiem, czy to ma być wyraz tego, że Carrie po traumie z
Bigiem tak bardzo zachwyciła się ofertą Petrovskyego, że nie chce nad nią
myśleć, czy po prostu dla Carrie rozważanie skutków finansowego uzależnienia
się od typa, który nawet nie przejął się tym, czy ona w ogóle chce jechać,
zanim ogłosił to przed jej znajomymi, to jakiś dziwny pomysł.
Ku zaskoczeniu Charlotte, okazuje
się, że jej suczka zaszła w ciążę po wydarzeniach z poprzedniego odcinka. Boli
ją, że suczka jest w ciąży, a ona nie. I to z jakimś kundlem, i teraz będzie
musiała wychowywać małe kundle. Gdy jednak pieski się rodzą, Charlotte jest
zachwycona szczeniakami.
Petrovsky ma dosyć Nowego Jorku,
on myśli o przeprowadzce jako zmianie na stałe, Carrie wolałaby jednak wyjechać
na krócej, żyć między dwoma miastami albo spróbować związku na odległość, ona
wciąż nie ma dość Nowego Jorku.
Nadchodzi wesele. Redaktorka nie
jest zadowolona z randki, bo facet jest niski i łysy. No i nie jest Petrovskym,
a tak naprawdę chciałaby być z Petrovskym. Zwierza się Carrie, że boli ją, że
faceci w jej wieku (jak Petrovsky) umawiają się z młodszymi kobietami, więc ona
nie ma zbyt dużego wyboru na polu randkowym, wprost obwinia Carrie za
odbieranie jej opcji randkowych.
Na weselu Carrie spotyka swoją
dawną znajomą, singielkę i imprezową legendę Nowego Jorku, która wkręciła się
na wesele, ale jest dla niej za sztywne, w dodatku jest jedyną osobą, która
przyszła bez partnera. Ewidentnie nie pasuje do całego towarzystwa. Wciąga kokę
i narzeka na to, że już nikt poza nią nie wciąga koki, pyta o zapalniczkę i
narzeka na to, że nikt już poza nią nie pali, a do tego w pomieszczeniu jest
zakaz palenia. W tej postaci mamy widzieć mroczną przyszłość czekającą Carrie,
jeżeli nie zdecyduje się zawrócić ze złej drogi imprezowego singielstwa.
Szczególnie wyraźnie pokazuje to jej nieprzejmowanie się zakazem palenia w taki
sam sposób, jak robiła to Carrie, zanim rzuciła.
No i nadszedł czas na scenę o
subtelności przekazu rodem ze średniowiecznego egzemplum albo kampanii antynarkotykowej.
Znajoma Carrie zaczyna palić papierosa przy oknie, narzekając na to, że nikt na
tym weselu nie wie, czym jest zabawa, a Nowy Jork stał się tak nudny, że
mogłaby umrzeć. Wypada przez okno i umiera.
Po śmierci grzesznicy Carrie
nawraca się i decyduje porzucić Nowy Jork, aby wyjechać do Paryża. Na
pogrzebie, który staje się ważnym wydarzeniem społecznym w Nowym Jorku, na
którym wszyscy pokazują się w najlepszych ciuchach, Carrie widzi, że redaktorka
pojawiła się z krytykiem, a więc z braku opcji próbuje budować związek z
facetem, który wcale jej się nie podoba. Wtedy Carrie dzieli się z nami swoim
przemyśleniem: „Ladies, if you are single in New York, after a certain point
there is nowhere to go but down”, po czym oznajmia przyjaciółkom, że rzuciła
pracę i się przeprowadza. Tę decyzję najbardziej podważa Miranda, która cały
czas uważała Petrovskyego za pretensjonalnego aroganta. Twierdzi, że jest to
decyzja powodowana strachem przed skończeniem jak zmarła grzesznica. Carrie
twierdzi, że wcale tak nie jest, że otwiera się na nowe możliwości. Carrie jest
na Mirandę zła, bo jej zdaniem nie chce jej pozwolić na ruszenie dalej ze swoim
życiem, bo tak jest jej wygodniej. Miranda twierdzi zaś, że Carrie nie będzie
żyła swoim życiem, ale życiem Petrovskyego.
Ten odcinek był niebywale dołujący
i całkowicie zaprzeczał wszystkiemu, co teoretycznie próbował mówić nam serial
wcześniej: że życie samotnej kobiety może być tak samo wartościowe jak zamężnej
i że bratnimi duszami mogą być przyjaciółki, a nie partner romantyczny. Pod tym
względem już wcześniej serial zaliczał liczne wpadki, więc ten odcinek nie jest
zaskoczeniem, bardziej to widzę jako porzucenie wszelkiego udawania
postępowości w postrzeganiu kobiet po trzydziestce. Teraz Carrie na głos mówi
to, co przez cały czas serial gdzieś tam przebąkiwał w tle (pamiętacie odcinek
o przemocy domowej?). Powiedziano nam, że zostanie starą panną to
najstraszniejszy los, jaki może spotkać kobietę, i że aby go uniknąć, warto
porzucić wszystkie więzi społeczne, bo co jak potem się nie uda znaleźć faceta?
A przecież wejście w stały związek to jedyny w życiu sposób na ruszenie do
przodu.
Odcinek jest bardzo świadomy tego,
że kobiety są w dużo gorszej sytuacji niż mężczyźni, ale w pełni to akceptuje i
nie ma tutaj miejsca na jakiekolwiek podważanie tego układu. Nie podoba ci się
facet, którego przedstawili ci znajomi? Nieważne, innego nie znajdziesz. Żeby
związek przetrwał musisz wyjechać na inny kontynent, rzucając pracę i
pozwalając facetowi, żeby płacił za wszystko, włącznie z twoim mieszkaniem w
Nowym Jorku, dając mu tym samym całkowitą władzę nad swoim życiem? No trudno,
bierz go, bo za kilka lat już chłopa nie złowisz. A w dodatku to takie
romantyczne! Proponuję zmianę tytułu odcinka na „Niechby pił, niechby bił, byle
był”, bardziej pasowałby do tej realizacji scenariusza znalezionego w archiwum
wiktoriańskiej plebanii.
Według mnie to był jeden z
najgorszych odcinków w serialu. Sam motyw porzucenia kwestionowania wszystkich
decyzji życiowych i podążania za głosem serca w poszukiwaniu szczęścia mógłby
wypaść dobrze, ale nie wypadł, bo jedyne do czego w tym odcinku nas zachęcono,
to do niekwestionowania zdania się na łaskę faceta.
Jeżeli ktoś z was widzi powód do
oglądania tego odcinka inny niż zobaczenie szczeniaczków, to proszę o
podzielenie się nim w komentarzach. Ja nie mam pomysłu.
***
S06E19 – An American Girl In Paris (Part Une)
Akurat gdy Carrie wychodzi na ostatnią
nowojorską kolację z przyjaciółkami przed wylotem do Paryża, przed jej domem
zjawia się Big. Próbuje jej powiedzieć, że dużo o nich myślał i jednak chce z
nią być, ale ona w ogóle nie chce z nim gadać i w końcu mówi mu, że przenosi
się do Paryża ze swoim chłopakiem. On robi sobie z tego żarty i wkurza zarówno
Carrie, jak i mnie. Carrie ogłasza, że ma dość tego, jak ciągle wkracza do jej
życia, gdy jest szczęśliwa, i wszystko psuje. On chce jej powiedzieć, że teraz
będzie inaczej, ale ona nie słucha, bo z nim nigdy nie jest inaczej, i każe mu
raz na zawsze dać jej spokój i zapomnieć, że istnieje. Ma rację we wszystkim,
co mówi, ale czy ta postawa utrzyma się do końca tego dwuczęściowego odcinka?
Zgadujcie.
O wszystkim opowiada z pasją przy
sentymentalnej kolacji pożegnalnej, na którą w końcu udaje jej się dotrzeć.
Samantha zostaje poproszona o
wygłoszenie inspirującej przemowy na beneficie na rzecz walki z rakiem piersi.
Dodatkowo zmaga się z falami gorąca wywołanymi przyspieszeniem menopauzy przez
chemioterapię.
W Paryżu Carrie poznaje córkę
Petrovskyego, która akurat przechodzi jakieś poważne problemy w związku. Carrie
z entuzjazmem zachęca ją, żeby jej o tym opowiedziała, ale ku jej zdziwieniu
kobieta, która widzi ją pierwszy raz na oczy, nie chce się jej zwierzać z
prywatnych spraw. Wiadomo, że chodzi o pokazanie różnic kulturowych (tak samo
chwilę później, gdy Carrie jara się zobaczeniem wieży Eiffla na żywo, a córka
Petrovskyego nazywa ją szkaradztwem), no i może rzeczywiście się to udało,
skoro dla mnie, Europejki, zachowanie Carrie jest naprawdę bardzo dziwne.
Już pierwszego dnia w Paryżu
zaczynają się problemy z Petrovskym. W ogóle nie ma dla niej czasu. Umawia się
z nią na wieczór, ale nie przychodzi po nią do pokoju hotelowego, aż w końcu
Carrie zasypia w sukni balowej.
Następnego dnia Carrie wybiera się
na zakupy i wywraca na podłogę w Diorze, więc robi ogromne zakupy, żeby
Francuzi nie mieli jej za Amerykankę, która narobiła sobie obciachu, gdy
poślizgnęła się na mokrej podłodze. Pewnie jacyś ludzie rozumują w ten sposób,
ale ja uważam to za usprawiedliwienia kogoś, kto po prostu chciał przepuścić
fortunę w nieprawdopodobnie drogim sklepie.
Gdy Carrie się przewróciła, zawartość torebki wysypała się jej na podłogę, a
później nie mogła znaleźć swojego złotego wisiorka z imieniem, więc wniosek
jest taki, że musiała go zgubić.
W tym momencie sprawa przedstawia
się tak, że Carrie jest w mieście, którego języka nie zna, z facetem, który w
ogóle nie ma dla niej czasu, i nudzi się, zwiedzając w kółko te same rzeczy, a
na domiar złego zgubiła przedmiot o wysokiej wartości sentymentalnej. W tym
momencie widzi wesołe kobiety jedzące lunch i zaczyna tęsknić za
przyjaciółkami. I, co gorsza, za Bigiem. Z czego zwierza się Mirandzie, która
od początku mówiła, że Carrie będzie żałować wyjazdu. No nie jest to sytuacja
godna pozazdroszczenia.
Przenosimy się na benefit, na
którym Samantha wygłasza swoją dosyć sztywną przemowę, która nie zdobywa
niczyjego zainteresowania. Na koniec zaczyna mówić od serca, jak radził jej
Smith na podstawie swojego doświadczenia z AA, i ściąga perukę, żeby się
ochłodzić. Dopiero teraz zaczyna porywać tłum. Inne kobiety na widowni wstają i
również ściągają peruki, rozlega się burza oklasków, występ okazuje się
sukcesem. Mamy kolejną udaną scenę w wątku raka Samanthy, jestem coraz bardziej
przekonana, że jest to najlepszy wątek w całym serialu.
Charlotte zjawia się w mieszkaniu
Carrie, żeby odebrać jej pocztę i przypadkowo odsłuchuje wiadomość od Biga z
automatycznej sekretarki. Słyszy, jak Big wyznaje Carrie miłość. Stwierdza, że
musi dowiedzieć się więcej, więc zaprasza Biga na spotkanie z nią, Mirandą i
Samanthą. One są nastawione sceptycznie, bo to Big, gdy jednak zapewnia o tym,
że rozumie swoje błędy i że odpuści, jeżeli Carrie naprawdę jest szczęśliwa z
Petrovskym, Miranda mówi mu, żeby do niej leciał.
Tymczasem w Paryżu Petrovsky
wręcza Carrie bardzo drogi naszyjnik w ramach pocieszenia po straconym wisiorku,
po czym zapewnia, że będzie miał dla niej więcej czasu po otwarciu wystawy. Następnie
dołączają do nich znajomi, którzy rozmawiają z Petrovskym po francusku, co
stawia Carrie w bardzo niezręcznej sytuacji, bo tak siedzi jak kołek. Na tym
kończy się odcinek.
Co słychać u pozostałych bohaterek
poza Carrie i Samanthą? Charlotte i Harry wypełniają papiery, żeby adoptować
dziecko, a Miranda… w sumie nie robi nic szczególnego. Trudno powiedzieć, żeby
miała jakiś wątek w tym odcinku, ogranicza się w do pchania naprzód wątku
Carrie.
To była pierwsza część
dwuczęściowego odcinka, więc nie będę póki co pisać żadnego podsumowania.
Powiem tylko tyle, że często widzę stylizację, w której Carrie zawitała w Paryżu,
na listach najlepszych kreacji z serialu, a do mnie ona wcale nie przemawia. Zresztą oceńcie sami.
***
S06E20 – An American Girl In Paris (Part Deux)
Carrie i Petrovsky mieli spotkać
się w restauracji z jego byłą żoną, ale on oczywiście spóźnia się i w końcu
dzwoni, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie, bo przygotowuje wystawę. Rozmawiają
we dwie i jasne staje się, że w małżeństwie również problemem było, że gdy
Petrovsky zajmował się sztuką, nikt się dla niego nie liczył. Do tego była żona
jest zdziwiona, że Petrovsky nie ma problemu z tym, że Carrie rozwija karierę i
wydała książkę, bo kiedyś by się tak nie zachowywał.
Kolejne dni mijają i Petrovsky
dalej nie ma czasu dla Carrie. Nasza bohaterka smutno snuje się ulicami Paryża,
a jakby nie było dość żałośnie, wdeptuje w psią kupę. Można powiedzieć, że
dosięgnęła ją sprawiedliwość karmiczna, bo wcześniej widzieliśmy, jak
dokarmiała psa w cukierni wypiekiem, co raczej nie było dla tego psa zdrowe.
Miranda ma problemy rodzinne.
Matka Steve’a zaczyna mylić Brady’ego z małym Stevem sprzed lat i przestaje
rozpoznawać synową. Mieszkanie samej staje się dla niej coraz większym
problemem, Steve chce znaleźć dla niej opiekę pielęgniarską, ale Miranda
proponuje, żeby wprowadziła się do ich domu. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć,
jak trudna jest to sytuacja.
Charlotte i Harry przyjmują na
obiedzie parę, która miała im przekazać dziecko do adopcji, ale okazuje się, że
zmienili zdanie i jednak zatrzymają dziecko. Nie powiedzieli o tym przed
spotkaniem, bo nigdy nie byli w Nowym Jorku, a, jak rozumiem, tę wycieczkę
opłacili Charlotte i Harry. Takie pokazanie ludzi z niższej klasy społecznej
nie za bardzo mi się podoba, ale do niczego innego serial nas nie
przyzwyczajał.
Samantha przez chemioterapię ma
obniżone libido i nie uprawia seksu ze Smithem. Pozwala mu na seks z innymi
osobami podczas wyjazdu do Kanady, gdzie gra w filmie, bo nie chce, żeby
związek rozpadł się przez jego frustrację seksualną, on jednak nie jest
zainteresowany seksem z nikim poza Samanthą. Sama Samantha później zmienia
zdanie, gdy widzi bukiet kwiatów, który jej wysłał, i dzwoni do niego z prośbą,
żeby w miarę możliwości jednak tego seksu nie uprawiał.
Carrie rozwesela się, gdy widzi na
wystawie w księgarni francuskie wydanie swojej książki. Wchodzi do środka i
zostaje rozpoznana przez dwójkę fanów, którzy proponują, że wyprawią imprezę,
na której będzie specjalnym gościem. Carrie jest zachwycona pomysłem, bo w
końcu będzie mogła spędzić czas w towarzystwie, a do tego będzie gwiazdą.
Zaprasza Petrovskyego, ale on oczywiście nie ma czasu.
Cała w skowronkach zbiera się do
wyjścia, ale widzi, że Petrovsky siedzi przybity i zamartwia się, bo jest
niepewny reakcji młodego pokolenia świata artystycznego na jego wystawę, boi
się, że się ośmieszy. Prosi Carrie, żeby olała wyczekaną imprezę i poszła razem
z nim do muzeum, żeby go wspierać. Gdy się zgadza, on obiecuje, że przez cały
czas jej nie opuści, ale robi to w jednej sekundzie, gdy zgromadzeni zaczynają
mu gratulować świetnej wystawy. Carrie siedzi sama w korytarzu i nawet nie może
zapalić. Do tego w podszewce jej markowej torebki jest dziura, ale! Okazuje
się, że w tę dziurę wpadł jej ukochany wisiorek. Gdy już odnalazła siebie na
nowo, wybiega z budynku i leci na imprezę, która jej ucieka, jednak gdy dociera
na miejsce, nikt już na nią nie czeka.
W hotelu słusznie wkurzona Carrie wygarnia
Petrovskyemu, ile dla niego poświęciła, ale on ją zbywa, mówiąc, że taki już
jest i że nie chcę się kłócić, bo jest zmęczony. Czara goryczy się przelewa,
gdy Petrovsky nie do końca celowo, ale jednak, uderza ją w twarz, zrywając jej
wisiorek. Carrie mówi, że żałuje, że z nim tu przyjechała, bo szuka prawdziwej,
głębokiej miłości, a jej nie ma w tym związku. Bohaterka udaje się do recepcji,
próbując załatwić sobie oddzielny pokój. Wisiorek w końcu spada jej na podłogę,
a akurat w momencie, gdy go podnosi, do holu wkracza Big. Kiedy słyszy o
uderzeniu, biegnie do pokoju, żeby pobić Petrovskyego, Carrie powstrzymuje go,
podstawiając mu nogę. Oboje padają na dywan i zaczynają się śmiać. Chodzą po
Paryżu nocą, Big po tych wszystkich latach mówi Carrie, że jest tą jedyną, a
gdy Carrie pyta, czy chce zostać z nią w jej pokoju hotelowym, odpowiada, że abso-kurwa-lutnie,
no wiecie, jak w pierwszym odcinku.
Co tymczasem u innych bohaterek? Charlotte
i Harry dostają wiadomość, okazuje się, że mimo fiaska z adopcją dziecka
amerykańskiej pary, zostaną adopcyjnymi rodzicami, bo ich starania o adopcję
międzynarodową zakończyły się sukcesem i za pół roku w ich domu zjawi się
dziecko z Chin.
Sytuacja w domu Mirandy jest bardzo
trudna, ale widzimy, że mimo wszystko bohaterka odnajduje się w opiekuńczej
roli i dba o matkę Steve’a. Zyskuje aprobatę swojej pomocy domowej, tej samej,
która niegdyś tak wzgardziła stylem życia Mirandy.
Smith niespodziewanie przylatuje
do Samanthy, żeby jej powiedzieć, że ją kocha, i wtedy uprawiają seks. Samantha
wyznaje, że żaden mężczyzna nie znaczył dla niej tyle co on.
W końcowym montażu widzimy, że
Carrie wraca do Nowego Jorku, radośnie wita się z przyjaciółkami, a następnie z
offu opowiada nam o tym, że mamy w życiu różne relacje, ale najważniejszy
związek to ten, który masz sama ze sobą, podczas gdy przez ekran przewijają się
sceny z happy endów poszczególnych bohaterek. Rozbawiło mnie, gdy zobaczyłam
Charlotte i Harry’ego wyprowadzających cztery szczeniaczki. Na sam koniec
widzimy radosną Carrie, która właśnie kupiła nowe buty marki Manolo Blahnik i
rozmawia z Bigiem przez telefon. Okazuje się, że on przez cały ten czas miał na
imię John.
I tak właśnie nasz serial o
różnych stylach singielskiego życia i odkładaniu na bok fantazji o księciu z
bajki na zakończył się, podsuwając wszystkim bohaterkom takie samo szczęśliwe
zakończenie, stały związek z facetem. Tak jak Smith to świetny facet i jego
relacja z Samanthą dostarczyła nam wielu pięknych scen, tak muszę zapytać,
dlaczego serial włożył tyle sił w udowadnianie Samancie, że jednak istnieje
facet tak idealny, że porzuci dla niego tryb życia, który kocha i który dawał
jej szczęście?
Podobnie u Mirandy, oczywiście, że
rodzinne życie, któremu oddała się na koniec serialu, jest czymś wartościowym i
w żaden sposób nie gorszym niż postawienie na karierę, ale mój problem polega
na tym, że bohaterce, która miała zupełnie inne aspiracje, podsunięto coś,
czego pragnęła dla siebie Charlotte, a nie ona, a zwieńczeniem całej jej
historii jest zdobycie aprobaty kobiety, która przy początku ich znajomości
wymieniła jej wibrator na figurkę Maryi. Czy może być tak, że kobieta oddająca
się pracy i swobodnym relacjom seksualnym odnajdzie prawdziwe szczęście dopiero
wtedy, gdy założy rodzinę albo wejdzie w stały związek? Oczywiście, ale tutaj
dosłownie wszystkim bohaterkom kazano się cieszyć tym samym, co zdecydowanie
wskazuje na stawianie jednej drogi życia, którą może wybrać kobieta, ponad
inne. Jeśli chodzi o Charlotte, w ogóle nie mam tego problemu, bo ona od
początku pragnęła rodziny i na koniec spełniła swoje marzenia, tylko w inny
sposób, niż się spodziewała. To normalnie, że bohaterki mogą się rozwijać, a
ich pragnienia zmieniać, ale gdy wszystkie zmieniają się w te same pragnienia,
mamy jasny przekaz co do tego, co jest według twórców właściwe.
A gdy mowa o Carrie… Dobrze, że
jest z Bigiem, bo dzięki temu chroni jakąś niewinną kobietę przed staniem się
jego żoną, a oni we dwójkę są siebie warci. Wiem, że to miało być pozytywne
zakończenie, ale jako takie nie działa, bo nie mamy żadnego powodu, żeby
twierdzić, że Big się zmienił i teraz nagle stanie się oddanym partnerem,
jakiego chciała w nim widzieć Carrie. Powiedział, że się zmienił i mamy mu
wierzyć. Gwoździem do trumny w zakończeniu historii tej bohaterki jest
zamknięcie całego serialu na ujęciu z tą nieszczęsną torbą z zakupami z
kolejnymi butami za, niech zgadnę, czterysta dolarów. Serial nieustannie robił
z tego jej prawa do torpedowania wielkich korporacji swoimi (i pożyczonymi)
pieniędzmi jakiś feministyczny front wyzwolenia, końcowe wpisanie
konsumpcjonizmu w jej tożsamość jest niewiarygodnie smutne. Zakładam, że teraz
przynajmniej naprawdę ją na to stać, gdy osiągnęła szczyt swojego rozwoju
postaci i w końcu stała się trophy wife.
Napiszę jeszcze jakiegoś posta
podsumowującego całość mojego doświadczenia z oglądaniem serialu, obejrzę też
filmy, a kiedyś zapewne sięgnę w końcu po prequelowy serial o Carrie w liceum.
Jak zawsze czekam na wasze opinie,
jakie happy endy wy byście przydzielili bohaterkom?
Zaczynając tę serię, nie
planowałam jednego długiego ciągu narzekań. Myślałam, że moja ocena ostatecznie
będzie bardziej skomplikowana, ale wyszło tak, że mało co mi się podobało. Czy
uważam, że osoby, którym serial podobał się dwadzieścia lat temu, i te, którym
podoba się nadal, są w błędzie, nie znają się, mają zły gust? Ani trochę. Żarty
mnie nie bawiły, ale do kogoś innego mogły trafić, ciuchy bohaterek rzadko
kiedy mi się podobały, ale nie mam monopolu na styl, do tego co do połowy
bohaterek zgodzę się, że wzbudzają dużą sympatię, a wszystkim aktorkom
pierwszoplanowym pogratuluję kreacji tak zapadających w pamięć postaci. Nawet
nie wiem, czy kością niezgody stałaby się ocena przekazu serialu, bo mi
przeszkadza rozdźwięk między marką serialu jako rewolucyjnego w kwestii
pokazywania seksualności kobiet a konserwatywnymi lekcjami, których nam udziela,
jeśli ktoś od początku chciał zobaczyć serial o kobietach szukających mężów w
Nowym Jorku, to nic dziwnego, że mu się spodobał.
No właśnie, konserwatywność „Seksu
w wielkim mieście”. Tak naprawdę to w niej widzę przyczynę jego popularności.
Nie sądzę, żeby serial, który naprawdę rzuca wyzwanie uprzedzeniom widzów, mógł
odnieść taki sukces. Za to serial, który umacnia stereotypy i mizogińskie
przekonania, ale jednocześnie pokazuje kobiety uprawiające nieślubny seks? To
zupełnie inna rozmowa, teraz publika czuje się dowartościowana, bo ten przecież
rewolucyjny serial potwierdza ich przeczucia na temat tego, że związki
lesbijskie nie są na poważnie, ofiary przemocy domowej przesadzają,
biseksualność to zabawa dla młodzieży, a każda kobieta koniec końców marzy o
stałym związku z facetem.
A gdy HBO wypuści nowe odcinki, na pewno poznacie moje opinie na ich temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz