niedziela, 3 października 2021

Seks w wielkim mieście 2 (2010)

 

Film wita się z nami, powtarzając mający nikłe oparcie historyczne, ale zdecydowanie obraźliwy dla rdzennych mieszkańców Ameryki mit mówiący, że Manhattan został kupiony przez Duńczyków za garść koralików. Czy muszę mówić, że rdzenni mieszkańcy zostali nazwani w nieakceptowany przez ich społeczności sposób? Chyba nie, lecimy dalej.

Chociaż nic na to nie wskazywało (może poza faktem, że się nie lubili, co według Amerykanów robiących filmy często oznacza miłość), kolega gej Carrie i kolega gej Charlotte biorą ślub. Nie wiem, co jest gorsze, homofobiczne przedmiotowe traktowanie gejów przez przyjaciółki, które uważają, że to urocze, że ich geje się polubili, czy komentarze na temat tego, że wzięli ślub, bo się starzeją, a niezamężni zostali już tylko oni. Big oczywiście nie chce wyglądać na weselu zbyt dobrze, bo w końcu ślub biorą geje. Chciałabym mieć kiedyś tyle wiary w siebie co hetero facet, który myśli, że jest w oczach każdego geja najgorętszym ciachem, nawet na jego własnym ślubie.

Lecą kolejne homofobiczne teksty, aż w pewnym momencie do poprawności politycznej nawołuje nie kto inny jak Charlotte Chciałabym Mieć Niewolników York Goldenblatt. W tej samej scenie słyszymy jeszcze, że Włochom w małżeństwie trzeba pozwalać zdradzać, bo są Włochami, ale wtedy już Charlotte stwierdza, że w małżeństwie nie może być mowy o ustalaniu własnych zasad, bo każde małżeństwo to małżeństwo i ma operować tak, jak ona mówi. Szybko wróciła do siebie. To nie byłaby Charlotte, gdyby nie twierdziła, że jest jeden słuszny styl życia właściwy dla wszystkich.

Chciałam powiedzieć, że ledwo skończyły się napisy początkowe, to było dopiero kilka pierwszych minut.

Podczas wesela Charlotte martwi się o dziecko zostawione z nianią, Miranda cały czas pracuje z telefonu, Carrie jest traktowana ozięble przez ludzi, którzy podważają jej decyzję o bezdzietności, Samantha się rucha, krzycząc na cały budynek, a Liza Minnelli coveruje Beyoncé.

Wesele się kończy, idziemy dalej. Samantha twierdzi, że zatrudnianie niani, która ma duże piersi i chodzi bez stanika, jest niebezpieczne. Charlotte odpowiada, mówiąc, że nie zwolni kobiety z wykształceniem, która świetnie dogaduje się z jej córkami, tylko dlatego, że według Samanthy jest zbyt atrakcyjna… ale odkąd Samantha zwróciła jej na to uwagę, zaczyna obserwować swojego męża, który wraz z innymi mężami bohaterek obserwuje biust biegającej i skaczącej z dziećmi niani. Osobiście dzielę tę fascynację, jak jej to nie boli?

W rodzinie Mirandy jest problem, ponieważ Miranda ma pracę. Steve widzi, że poświęca firmie zbyt dużo czasu i namawia ją, żeby ją rzuciła i poszukała czegoś innego. Widzimy też, że jej synowi jest przykro, bo mama nie ma dla niego czasu. Mam wrażenie, że film traktuje pracę Mirandy jako jakąś fanaberię, marnowanie czasu w chwili, gdy powinna się oddać rodzinie, a nie coś, dzięki czemu była w stanie kupić tej rodzinie dom i zatrudnić pomoc.

Miranda w końcu rzuca pracę w sumie z dwóch przyczyn, jedna to rodzina, a druga seksizm w biurze: jedna z osób z zespole regularnie ją ucisza.

Od razu mówię, jak skończy się ten wątek: na sam koniec będzie powiedziane, że Miranda znalazła prace w innej firmie, w której już nie będzie dyskryminowana. Na początku myślałam, że to pójdzie w inną stronę. Gdy Miranda zabrała głos na spotkaniu i zaczęła publicznie wygarniać seksiście, spodziewałam się, że to się jakoś rozwinie, Miranda będzie walczyć o swoje, ale nie, wygarnęła mu i rzuciła pracę. No i nie potrafię tego widzieć inaczej niż jako leniwego rozwiązania tego wątku, gdy była okazja, żeby powiedzieć coś więcej o sytuacji kobiet na rynku pracy.

Przechodząca menopauzę Samantha korzysta z osiągnięć medycyny, aby jak najdłużej zachować pełną sprawność fizyczną i seksualną, bierze witaminy, stosuje kremy, dba o bilans hormonów. Czy coś w tym złego? Nic. Ale według filmu to jest śmiechu warte.

W związku Carrie i Biga pojawia się problem, ona chce ciągle wychodzić na miasto, a on siedzieć w domu. Gdy Big w prezencie na rocznicę daje Carrie telewizor do oglądania z łóżka zamiast biżuterii, zaczyna się konflikt. W końcu telewizora używa tylko on, a Carrie gniewa się, że zmieniają się w typowe, nudne małżeństwo.

Cała ekipa dostaje od Smitha zaproszenie na premierę jego nowego filmu. Na imprezę Samantha zakłada sukienkę podobno zbyt młodzieżową dla niej, jak twierdziła ekspedientka. Samantha zjechała ekspedientkę za ten komentarz, co nie spodobało się Carrie. Film mówi nam, że ekspedientka i Carrie miały rację, bo na premierze taką samą sukienkę ma na sobie Miley Cyrus.

Czy film powie mi, co w ogóle będę mogła robić po pięćdziesiątce? Ubrać się w krótką sukienkę źle, dbać o zdrowie źle, przeżywać romanse źle. Pracować też tak jakoś nie wypada, trzeba oddać się rodzinie. A jak się nie ma rodziny, to wszystko stracone, bo brać ślub w takim wieku to co ludzie powiedzą! Dajcie ludziom żyć.

Film, w którym grał Smith, był kręcony w Abu Zabi. Na premierze Samantha spotyka hotelarza stamtąd, który zaprasza ją do swojego hotelu, żeby została jego PR-owcem. Jest pod wrażeniem tego, że dała radę wylansować gwiazdę kina. Samantha zabiera ze sobą przyjaciółki, wszystkie wygodnie nie mają teraz pracy (poza Carrie, ale ona może pisać wszędzie). Problem jest taki, że Charlotte martwi się, czy mąż nie zacznie jej zdradzać pod jej nieobecność. Carrie też coraz bardziej martwi się o swoje małżeństwo, bo Big zaproponował, żeby dwa dni w tygodniu spędzali oddzielnie, by mógł sobie pooglądać telewizję w łóżku w spokoju. Miałby na ten czas wynosić się do jej starego mieszkania.

Carrie nie podoba się ta propozycja, jest jej przykro, że Big chce brać wolne od ich małżeństwa, ale wmawia przyjaciółkom, że również uważa to za dobry pomysł. Charlotte od razu wyczuwa fałsz i stwierdza, że to na pewno tak naprawdę nie pasuje Carrie, bo nie tak powinno wyglądać małżeństwo. No i wiemy jako widzowie, że ma rację, bo Carrie tak naprawdę nie chce tych dwóch dni bez Biga, co jest strasznie słabe, bo przyznając Charlotte rację w tej kwestii, film przyznaje rację jej logice, która opiera się na tym, że jest jeden model małżeństwa i nie ma takiej możliwości, żeby komuś coś niestandardowego pasowało bardziej.

Oczywiście Carrie musi pozachwycać się, że jedzie na Bliski Wschód, który tak uwielbia za… piękno księżyca nad pustynią, Szeherezadę i latające dywany. Nie powiem, jest w tym pewna ciągłość, był w serialu odcinek, w którym Carrie urządziła sobie turbo białaskie urodziny w arabskim stylu. Tak teraz jak i wtedy – polecam poczytać Saida.

Zaczynają się komentarze społeczne. Carrie widzi nikab chyba po raz pierwszy w życiu, co jest niezwykle dziwne, bo mieszka w jednej z najbardziej wielokulturowych metropolii świata, i stwierdza, że kobietom są zakrywane usta, bo mężczyźni nie chcą, żeby się odzywały. Niezwykle światła refleksja na temat natury patriarchatu, Carrie, dziennikarko i pisarko od lat zajmująca się sprawami kobiet.

W hotelu Carrie spotyka przedstawiciela niższej klasy społecznej, niesamowita sprawa. Pracownika hotelu stać, żeby odwiedzić żonę w Indiach tylko raz na trzy miesiące, podczas gdy ona narzeka na luksus dowolnego zarządzania czasem spędzanym z małżonkiem, to otwierające oczy doświadczenie. Ta kobieta naprawdę zna życie tylko i wyłącznie z gazet o modzie, nie uwierzę w nic innego. Nie chodziła do szkoły, nigdy nie wyszła z domu (chyba że do modnej restauracji), nie przeczytała ani jednej książki.

Nie zsiadamy z karuzeli zabawy, Carrie kupuje buty na rynku i jest zdziwiona, że można w ogóle kupić buty za dwadzieścia dolarów xD, zmieniam zdanie, ona się wychowała w jakimś pancernym schronie, do którego nie dochodziło nic poza dostawami z Diora. Jest tak zszokowana, że daje handlarzowi stówę.

Po dobiciu targu nagle okazuje się, że na tym samym rynku zakupy robił Aidan. Tak, też jest w Abu Zabi. Umawiają się na kolację.

Samancie na lotnisku skonfiskowano hormony, przez co jej libido spada do zera. Jest to prawdziwa tragedia, ponieważ w hotelu przebywa australijska drużyna rugby. Udaje się jej jednak poczuć napalenie, gdy na pustyni spotyka jakiegoś duńskiego architekta, według niej super seksownego, tak przynajmniej wnioskuję po tym, że określiła go mianem „Lawrence of my labia”.

Po powrocie z pustyni bohaterki udają się na karaoke. W politycznym geście emancypacyjnym śpiewają „I am woman”. Do pieśni przyłączają się białe turystki, tancerki brzucha i rugbiści. Przy okazji Samancie udało się wyrwać architekta, z którym randkę przełożyła o jeden dzień, bo ten wieczór spędza z przyjaciółkami. Przyjaciółki byly wzruszone gestem.

Feministyczny przekaz filmu tylko się wzmaga. Bohaterki łączą wątki:

1. Arabki noszą chusty osłaniające usta.

2. Seksista w pracy Mirandy wciąż ją uciszał.

3. Typ z New Yorkera napisał negatywną recenzję nowej książki Carrie. Proponował w niej, żeby nic nie pisała, jak ma pisać bzdury.

Dochodzą do wniosku, że w mężczyźni nie chcą słuchać głosu kobiet. To wygląda jak jakiś żart, że one potrzebowały się oburzyć negatywną recenzją książki Carrie, żeby dostrzec takie problemy jak dyskryminacja kobiet w miejscach pracy i patriarchalne zwyczaje wpisane w wiele kultur i religii świata. Ta scena bardziej pasowałaby do jakiegoś skeczu wytykającego bogatym ludziom, że widzą problemy nękające cały świat dopiero w momencie, gdy wejdą im przez okno do rezydencji i uderzą w twarz.

A jak chodzi o samą negatywną recenzję, to tak, naprawdę rozumiem, jak krytyka dzieła Carrie mogła mieć podłoże szowinistyczne, w końcu mimo wszystko jest kobietą, która otwarcie pisze o seksie, abstrahując od tego, czy mądrze. Chciałam cię jednak, Carrie, zapewnić jako kobieta, która napisała ponad siedemset trzydzieści tysięcy znaków krytyki „Seksu w wielkim mieście”, że można twojej pisaninie wiele zarzucić również z innych przyczyn.

Samantha idzie na randkę z Lawrencem jej warg sromowych, Carrie idzie na kolację z Aidanem, a Charlotte i Miranda przy alkoholu narzekają na trudy macierzyństwa i poczucie winy związane z narzekaniem na trudy macierzyństwa. W sumie ta rozmowa to jedna z najnormalniejszych scen w filmie.

Po kolacji z Aidanem dochodzi do tragedii w formie pocałunku. Tak jak kiedyś Carrie zdradzała Aidana z Bigiem, tak teraz zdradziła Biga z Aidanem. Dzwoni do Biga i mówi mu, co się stało, na co ten odpowiada strasznymi słowami „Nie mogę teraz rozmawiać, jestem w pracy”, po czym smutno patrzy przez okno wieżowca.

Tymczasem randka Samanthy kończy się jeszcze bardziej dramatycznie, bo trafia do aresztu za uprawianie seksu na plaży (chociaż ona twierdzi, że tylko się całowali). Przez ten incydent szejk zrywa współpracę z Samanthą, więc nie mają już darmowego pokoju hotelowego. Do końca doby hotelowej pozostała godzina, a pokój kosztuje dwadzieścia dwa tysiące dolarów za noc, więc czas na szybkie pakowanie bagaży. Carrie zostawia pracownikowi hotelu duży napiwek, żeby mógł odwiedzić swoją żonę. To chyba najmilsza rzecz, jaką zrobiła ta bohaterka dla kogokolwiek kiedykolwiek.

W pewnym momencie podczas drogi bohaterek na lotnisko dochodzi do przepychanki i z torby Samanthy wysypują się prezerwatywy. Zaczyna się afera, mężczyźni są oburzeni, Samantha symuluje stosunek, żeby oburzyć ich jeszcze bardziej. Bohaterki ratuje kobieca solidarność. Arabki, które, jak się okazuje, ucieszyła śmiałość Samanthy, wskazują im drogę i prowadzą do bezpiecznego budynku. Tam dowiadujemy się, że wiele łączy kobiety z Nowego Jorku i Abu Zabi, czytają te same książki o menopauzie, lubią makijaż i markowe ciuchy – Arabki zdejmują nikaby i abaje, odsłaniając drogie ubrania od projektantów. Użyczają swoich czarnych okryć bohaterkom, aby mogły anonimowo przedostać się na lotnisko.

To zdecydowanie najlepsza scena w filmie. Oczywiście dalej nie podoba mi się czynienie z noszenia korporacyjnych produktów o sztucznie wywindowanych cenach jakiegoś gestu tożsamościowego, feministycznego, sama nie wiem, ale to „Seks w wielkim mieście”, to i tak lepsze niż cokolwiek, czego się po filmie spodziewałam w kwestii przedstawiania innych kultur.

Big nie wychodzi po Carrie na lotnisko, żeby ją trochę pomęczyć, ale w końcu wybacza i daje jej w prezencie pierścionek (więc w końcu Carrie dostaję biżuterię, jak chciała), żeby przypominał jej, że jest mężatką. Ja wiem, że to nie jest tekst całkiem na serio, ale sam koncept jest… Jak ktoś musi sobie przypominać, że ma męża, żeby nie całować się z byłym, to nie wiem, czy związek ma przyszłość. Każe jej też obiecać, że przestanie się martwić o to, że staną się nudną parą oglądającą filmy w łóżku. No bo tak rozwiązuje się problemy w związku: wykorzystując sytuację przewagi, gdy druga osoba popełniła błąd, i prosząc, żeby obiecała, że przestanie na nie narzekać.

Miranda zmienia pracę, jak już pisałam.

Samantha w końcu spotyka się na seks na plaży z architektem, ale już w Stanach.

Seksowna niania Charlotte okazała się lesbijką, więc nie było czego się bać. Nie za bardzo czaję to podejście, że jak się jednak mąż nie może przespać z tą laską, co żona myślała, że się prześpi, to po problemie w małżeństwie. Gdyby rzeczywiście chciał zdradzać żonę, a jedyną przeszkodą była orientacja niani, to znalazłby inną chętną osobę, a jeśli wcale nie chciał zdradzać żony, a jedynym problemem były obawy Charlotte, która nie czuje się w związku pewnie, to problem dalej istnieje.

Carrie i Big z czasem czują coraz mniejszą potrzebę spędzania czasu oddzielnie i rezygnują ze spędzania dwóch dni osobno. Nie sprzedają jednak starego mieszkania Carrie, które służy teraz Charlotte do odpoczywania od córek. Przekaz z tego taki, że jest coś niedojrzałego w chęci niespędzania każdego dnia z małżonkiem, z czym się nie zgadzam. Ludzie mają różne potrzeby, a własna przestrzeń jest ważna w związku. Osobiście myślę, że taki układ, jaki proponował Big, wielu parom wyszedłby na dobre i nic w tym niedojrzałego.

Nareszcie koniec.

Co mi się podobało poza tamtą sceną z Arabkami: Carrie i Big nie planują mieć dzieci i film w żaden sposób nie podważa ich decyzji, a osoby, które to robią, są przedstawione jako para błaznów. „Seks w wielkim mieście” przyzwyczaił mnie do niezwykle konserwatywnej wizji życia rodzinnego, więc cieszę się, że przynajmniej na tyle wolność w decydowaniu o własnym życiu pozwala widzom.

Co mi się nie podobało poza tym wszystkim, na co do tej pory narzekałam: Rozciągnięcie filmu, w którym tak mało się dzieje, że Miranda i Charlotte dostały wątki mające może po kilka scen, do dwóch i pół godziny, żeby zmieścić reklamy dóbr luksusowych. Bohaterki ciągle zmieniają ciuchy, to widzimy zestaw strojów na wesele, to na pustynię, to stylizacje w stylu lat osiemdziesiątych odwołujące się do czasów, kiedy bohaterki się poznały, jakby to był film o Barbie, który ma nam sprzedać kolejne serie zabawek.

Humor ma poziom… nawet mniej mnie bawi niż serial. No nie wiem, może dla kogoś to jest super zabawne, że Charlotte po zejściu z wielbłąda ma camel toe, dla mnie nieszczególnie.

Cała fabuła prowadzona jest podobnie jak w poprzednim filmie, Carrie jest główną bohaterką, a jej problemy z Bigiem grają pierwszoplanową rolę, tylko że tych problemów jest za mało, żeby zapchać film, więc dzieją się w sumie dosyć przypadkowe rzeczy, aby tylko wsadzić więcej występów gościnnych i reklam.

Rozumiem, czemu osoby, które lubią serial, nie lubią tych filmów. Nie dość, że ciągną się w nieskończoność i obrażają serialowych Steve’a i Aidana, to porzuciły serialową ambicję, by komentować w inteligentny sposób życie seksualne nowojorczyków (mówię o ambicji, nie o tym, na ile było to udane), zamiast tego oferując nam komedię pikującą w stronę stylu Adama Sandlera.

Chciałabym zakończyć ten post, mówiąc, że w końcu jestem wolna, ale to nieprawda. Specjalnie dla mnie HBO kręci jeszcze jedną serię. Nie mówię więc żegnajcie, mówię do zobaczenia.

No nic, czekam na wasze opinie.

1 komentarz:

  1. No cóż, nie będę ukrywać, że cieszę się, że jedziesz po całej franczyzie:)Bardzo lubię twoje streszczenia, recenzje i analizy!

    OdpowiedzUsuń