niedziela, 31 grudnia 2023

Moje opinie na temat wszystkich odcinków drugiej serii „I tak po prostu...”

Posty oryginalnie były publikowane na mojej stronie na Facebooku.

***

S02E01 – Met Cute
Odcinek skupia się na statusach związków bohaterek, nie tylko głównej trójki, ale również Seemy, Nyi i Lisy. W otwierającej scenie większość z nich widzimy podczas seksu, wyjątkiem jest Nya, której mąż w poprzedniej serii wyruszył w trasę z zespołem. Do tego Carrie, Charlotte, Lisa i Seema przygotowują się do wyjścia na Met Galę.

Carrie uprawia seks z producentem podcastu, Franklynem, z którym całowała się w finale. Po wszystkim oglądają razem program o gotowaniu, co prowokuje rozmowę, w której Carrie mi zaimponowała, jak tylko jedna niegotująca osoba potrafi zaimponować drugiej niegotującej osobie. Mówi, że od dwudziestu lat miała fantazję, by przyrządzić sobie rano jajko w koszulce, a chociaż ta czynność zajmuje trzy minuty, nigdy nie zebrała się, żeby to zrobić. Wow, tak długie odkładanie na później tak krótkiej czynności to już naprawdę coś.

Lisa jest zabieganą pracującą matką. Mąż proponuje jej pomoc: nie będzie musiała latać po spotkaniach ze sponsorami dla swojego nowego filmu dokumentalnego, jeśli on po prostu da jej pieniądze. Jego motywacja wydaje się jednak mało altruistyczna – jeśli żona wyluzuje, będzie bardziej chętna na seks. Lisa odmawia, woli sama zdobywać fundusze. Moim zdaniem facet by bardziej pomógł, ogarniając dzieciaki i nie zawracając jej głowy szukaniem krawata. Może jeszcze na to wpadnie. Scena kończy się wymianą dwuznacznych komentarzy, co wydaje mi się trochę dziwne, ponieważ jest z nimi jedno z dzieci. Chyba zakładają, że dziewczyna nic z tego nie zrozumie, ale nie byłabym taka pewna.

Podczas przymiarek sukni od Valentino na Met Galę Lisa i Charlotte narzekają na swoich mężów, którzy zawsze mówią, że powinny się odstresować, ale wcale nie zmniejszają wymagań, co do wykonywanej przez nie w domu pracy, żeby im to umożliwić. Przerywa im kolega gej Charlotte, który stwierdza, że to problemy bogatych ludzi.

Co?

Po pierwsze, od kiedy kolega gej Charlotte jest jakoś szczególnie biedniejszy i z poważniejszymi problemami niż bohaterki, żeby akurat on się o to czepiał? Czy o czymś nie pamiętam? Po drugie… nie? Akurat ze wszystkiego, co nam pokazywano przez lata w „Seksie w wielkim mieście”, narzekanie na to, że mężowie pozostawiają większość pracy w domu kobietom, a potem się dziwią, że ich żony są wiecznie zmęczone, wcale nie wydaje mi się problemem zarezerwowanym dla bogaczy. Jeśli już, to właśnie dla klas niższych, bo Lisę i Charlotte mimo wszystko stać na wynajmowanie osób do sprzątania i opieki nad dziećmi. Zanim kolega gej Charlotte nie wygłosił tego dziwnego komentarza, myślałam, że to ciekawe, jak serial pokazuje, że i bogate kobiety dotyka ten problem, nawet jeśli w mniejszym stopniu niż te biedniejsze.

Carrie i Franklyn spotykają się na seks co tydzień w czwartek po nagraniu odcinka podcastu z poradami. Carrie pasuje ten schemat, bo na obecnym etapie żałoby jest gotowa na seks, ale nie na związek. Jedno ze skierowanych do niej pytań dotyczy tego, jak rozpoznać, że osoba, z którą się uprawia seks bez zobowiązań, jest otwarta na zbudowanie romantycznej relacji. Carrie odpowiada, że taka osoba przełamie dotychczasowy schemat. Franklyn traktuje to jako poradę dla siebie i przełamuje schemat, zapraszając Carrie na imprezę z jego znajomymi we wtorek. Carrie zgadza się z grzeczności, ale natychmiast tego żałuje, bo ona chciała tylko seksu. Podejrzewałam, że zmyśli jakąś wymówkę, ale Carrie decyduje się szczerze powiedzieć Franklynowi, jak widzi to wszystko. On rozumie i zgadza się na to, żeby poprzestali na czwartkowym seksie.

Miranda… oglądanie jej aż boli. Zachowuje się jak ktoś w ciężkim kryzysie wieku średniego, kto desperacko próbuje siebie przekonać, że bawi się najlepiej w życiu. I naprawdę nie wiem, czy jest to zamierzone, czy też mamy wierzyć, że wyjazd z Che do Los Angeles to najlepsze, co ją w życiu spotkało. W jej idealnym życiu pojawia się jednak problem, a raczej wątpliwość. Miranda po rozmowie z Carrie na temat jej relacji z Franklynem zaczyna podejrzewać, że Che chce, aby ich relacja zaczynała się i kończyła w sypialni.

Kochanek Seemy zaprasza ją na lunch z jego synem i byłą żoną. To duży krok naprzód w ich znajomości, na który Seema się zgadza. Niestety lunch jest zaplanowany na ten sam dzień co Met Gala, więc bohaterka staje przed konfliktem wartości. Ja nie wiem, co to w ogóle za wybór: iść na wymarzone, światowej skali wydarzenie czy na lunch z rodziną faceta, którego ledwie się zna (czemu nie zaproponuje, że wybierze się z nimi na lunch w innym terminie?), ale Seema stwierdza, że nie może iść na Met Galę, także zwalnia się miejsce osoby towarzyszącej na jednym zaproszeniu. Tym samym rozwiązuje się problem kolegi geja Charlotte, któremu Charlotte obiecała bilet, ale nagle okazało się, że Harry był przekonany, że to jego zabierze, więc musiała porzucić kolegę na rzecz męża. Carrie zabierze kolegę geja Charlotte zamiast Seemy jako swoją osobę towarzyszącą i po problemie.

Che nie tylko nie chce wychodzić nigdzie z Mirandą, ale nie ma też ochoty na kontakt fizyczny. Gdy Miranda zaczyna rozmowę na ten temat, okazuje się, że problemem nie było to, że Che żałuje związku z Mirandą, ale że przez przymiarki podczas przygotowań do kręcenia pilota jenu serialu, zaczęłu się czuć nie do końca dobrze w swoim ciele, bo usłyszału komentarz na temat tego, że w dżinsach jenu brzuch źle wygląda. Po szczerej rozmowie zbliżają się na nowo i to w sumie tyle w tym wątku.

Nya próbuje się jakoś emocjonalnie odnaleźć na nowo w małżeństwie, ale słabo jej to wychodzi. Upija się w barze, po czym w domu rozbiera do bielizny i chce nawiązać wideorozmowę z mężem. Ten jednak nie jest w pokoju hotelowym sam, przesiaduje tam razem z koleżanką z zespołu, z którą pisze piosenkę. Nya uznaje, że coś więcej musi być na rzeczy, mówi mężowi, że ma ochotę z nim zerwać, i się rozłącza. Jest szczególnie rozgoryczona, bo tego samego wieczoru jako mężatka odrzuciła zaloty faceta, który jej się spodobał w barze.

Sukienkę Carrie na Met Galę projektuje żona typa, z którym prowadziła podcast w poprzedniej serii. Jest ona początkującą projektantką i to dla niej szansa, by zabłysnąć. Niestety dwie różne krawcowe się rozchorowały i gotowa jest tylko peleryna, sukienkę trzeba dopasować na szybko tuż przed imprezą. Nie udaje się osiągnąć pożądanego efektu, więc projektantka proponuje, żeby Carrie wyciągnęła jakąś inną z szafy i założyła ją z peleryną. Carrie idzie więc na Met Galę w sukni ze swojego pierwszego (nieudanego) ślubu z Bigiem.

Na lunchu, dla którego Seema olała Met Galę, wychodzi na jaw, że jej kochanek wciąż mieszka w jednym domu z byłą żoną. Ma wydzielone osobne wejście do swojej części, ale dla Seemy to wciąż nie brzmi zachęcająco. Stwierdza, że facet nie był wart Met Gali i wsiada w taksówkę, żeby jeszcze zdążyć na wydarzenie.

Przez to kolega gej Charlotte nie ma z kim iść… ale nie na długo, bo gdy Harry dowiaduje się, że koledzy z pracy nie zobaczą go w telewizji, nie spotka Rihanny i do tego będzie musiał nosić niewygodne buty, jego entuzjazm znika i już nie chce iść z Charlotte, więc mogą wrócić do pierwotnego planu. Charlotte zakładała, że z tych właśnie powodów Harry nie będzie chciał iść, więc nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nie uświadomiła mu wcześniej, z czym wiąże się wyjście na Met Galę i że nie idą tam jako celebryci.

Lisa zapomina o zamówieniu samochodu, który dowiezie ją na Met Galę, ponieważ mąż koniecznie chciał jej zrobić minetę przed wyjściem, przez co muszą iść pieszo, co jest trudne ze względu na poziom skomplikowania jej kreacji. Orgazm był dobry, ale nie był wart spaceru przez dziesięć przecznic w sukni z długim trenem.

Samej gali nie widzimy, może w przyszłym odcinku nam ją pokażą.

Poza kilkoma tekstami, które sprawiły, że uniosłam brew w zdumieniu, nie był to zły odcinek. Temat tego, jak seks może ludzi zbliżać, ale też oddalać, nie był tu może eksplorowany w jakiś odkrywczy sposób, ale z zaangażowaniem śledziłam rozwój wszystkich relacji. Na razie w większości wróciliśmy do punktu wyjścia (poza być może Nyą), ale zarysowano pewne problemy, które, jak zakładam, będą poruszane w kolejnych odcinkach. Podobało mi się również, że bohaterki przejmowały się tematem strojów na Met Galę (są nim woalki), celebryci powinni brać z nich przykład.

Najgorsza była cała sprawa z zabieraniem Harry’ego na Met Galę – oboje wypadli na straszne dzieciaki, które mogły rozwiązać swój problem jedną krótką rozmową. Carrie, Miranda i Seema same zainicjowały takie rozmowy, gdy czuły, że coś im leży na sercu albo nie czuły się w danej sytuacji komfortowo. Charlotte zanim wyraziła swoje zdanie, czekała, aż Harry powie, że cisną go buty.

Wszystkie żarty w podcastach i występach komediowych wypowiedziane przez Carrie i Che były agresywnie nieśmieszne, za to dwa razy zaśmiałam się przy kwestiach Seemy. Może z tych wszystkich postaci to ona powinna dostać podcast.

*** 

S02E02 – The Real Deal

Carrie nagrywa reklamy do podcastu. Wszystko idzie dobrze, aż przychodzi czas na reklamę czopków zmieniających zapach waginy – Carrie nie chce jej odczytać. Byłam przekonana, że serial poruszy kwestię wątpliwości medycznych, jakie budzą takie specyfiki, ale nie, chodzi wyłącznie o to, że Carrie jest zbyt pruderyjna, by na antenie mówić o czopkach waginalnych. O ile to nie ma być jakiś metakomentarz na temat tego, że lansowana przez poprzednią odsłonę serialu na wyzwoloną Carrie tak naprawdę była bardzo konserwatywną osobą, to nie mam pojęcia, jaki to ma sens. W poprzedniej serii już to przerabialiśmy, gdy Carrie pokonała zahamowania i opowiedziała o swojej przygodzie z diafragmą i Samanthą, dalej ciągniemy to samo?
Seema rozstaje się z fryzjerem, który czesał ja od lat, ponieważ pozwolił sobie na komentarz na temat tego, że ma ona zbyt wysokie standardy i we wszystkim widzi czerwone flagi, dlatego nic dziwnego, że nie może znaleźć faceta. W końcu do niego wraca, bo inni fryzjerzy się mu nie równają. Rozwiązanie całej sytuacji jest takie, że Seema nie powinna się przejmować jego komentarzem, ponieważ obraża on wszystkie klientki. Aha.

Miranda ma dużo czasu dla siebie w Los Angeles, ponieważ Che zajmuje się pracą nad serialem. Uczęszcza na spotkania AA i dołącza do akcji sprzątania plaży, podczas której gubi telefon. Pomaga jej grupa przyjaznych serferów. Z pożyczonej komórki dzwoni do Carrie, która podaje jej numer do Che, ponieważ Miranda nie zna go na pamięć. Che wysyła po Mirandę swojego byłego (a w świetle prawa obecnego) męża i tak właśnie Miranda dowiaduje się, że Che ma byłego męża. Przez to wszystko czuje, że w ogóle nie zna Che. Odpowiedzią Che jest prośba, żeby Miranda nie podchodziła do tego wszystkiego tak poważnie.

Lisa wraz z mężem mierzy się z wymaganiami teściowej. Chodzi o to, że członków dyskryminowanych mniejszości, którym udało się przebić do wyższych warstw społecznych, dotyczą inne standardy niż osób bardziej uprzywilejowanych. W tym przypadku historia rodzinna również odgrywa znaczenie, ponieważ teściowa musiała o więcej w życiu walczyć niż jej syn i synowa, dlatego nie może się pogodzić z tym, że młodsi pozwalają sobie na więcej luzu. Konkretnie chodzi o to, że jej wnuczka ma afro, a synowi puszczają nerwy, gdy taksówkarz nie chce zabrać jego rodziny. Wielokrotnie słyszałam o problemach, o których opowiada ten wątek, ale naprawdę trudno mi się odnieść do tego, czy przedstawiono je w sensowny sposób. Czarne elity Nowego Jorku to krąg społeczny bardzo odległy od mojego.

Córka Charlotte, Lily, prosi rodziców o dosyć drogi keyboard. Jest jej potrzebny do nagrania piosenek, które napisała. Charlotte mówi, że skoro tak jej zależy, powinna sama na niego zarobić. Lily za pośrednictwem aplikacji The Real Deal sprzedaje drogie, markowe ciuchy, które wypełniają jej szafę, po czym prezentuje rodzinie piosenkę o tym, że jest zamknięta w złotej klatce przywileju.

Piosenka piosenką, Charlotte odchodzi od zmysłów, gdy dowiaduje się, jak Lily zarobiła na keyboard. Idzie do sklepu The Real Deal i stara się odzyskać przynajmniej jedną sukienkę Chanel, z której jej córka i tak już pewnie wyrosła. W tym wszystkim chodzi oczywiście o to, że Charlotte czuje, że Lily odrzuca wszystko, co kiedykolwiek dostała od matki. Bonusowo dostajemy scenę, w której Charlotte zachowuje się jak stereotypowa Karen i próbuje straszyć wezwaniem menedżera kasjerkę. Carrie wykazuje się rozsądkiem i mówi przyjaciółce, żeby dała sobie spokój i pozwoliła córce dorastać, a do tego kupuje sobie używane buty.

Lisa po rozmowie z mężem decyduje się na rozwód. Nie tylko powiedział jej, że jej nie zdradził, ale tylko póki co, bo ma na to ochotę, to jeszcze zupełnie olał fakt, że Nya nie jest pewna, czy w ogóle chce mieć dziecko, i jako rozwiązanie wszystkich problemów zaproponował skorzystanie z usług surogatki.

Odczytanie reklamy czopków jest kluczowe dla utrzymania całej firmy produkującej podcasty. Carrie dostaje od szefowej polecenie, by napisała jej treść po swojemu, ale reklamę musi odczytać, inaczej zaczną się kłopoty. Carrie niechętnie przygotowuje własną wersję, lecz gdy jest gotowa do nagrania, okazuje się, że zwlekała zbyt długo i wszystkie podcasty spadają z anteny w powodu nieopłacalności przedsięwzięcia. Trudno mi się dziwić. Wszystkie fragmenty ich produkcji, które słyszeliśmy do tej pory, były słabe i nieśmieszne. Od początku zastanawiałam się, kto tego w ogóle słuchał. Okazuje się, że nikt. Do tego Carrie i Franklyn zrywają, bo on jednak wolałby bardziej się zaangażować w związek i sam seks to dla niego za mało.

Podobały mi się sceny z Lily i Rock. Rock nie chce słuchać piosenek Lily, ale czuje, że musi ją wspierać, ponieważ Lily nu wspierała, gdy odkrywału transpłciową tożsamość. Ich dynamika była przyjemna. Do tego rozbawiła mnie scena recitalu.

Najzabawniejsza postacią w odcinku był Tony Danza. Aktor ma zagrać meksykańskiego ojca Che. Problem w tym, że jest Włochem, a nie chce zostać scancelowany. Proponuje, żeby serialowy ojciec Che był Włochem, a matka Meksykanką. Gdy Che zwraca uwagę na to, że serial ma opowiadać o jenu życiu, a pochodzenie ma meksykańsko-irlandzkie, Tony mówi, że najważniejsze jest zachowanie meksykańskiej części jenu dziedzictwa. Bo wiadomo, europejskie kultury można wymieniać jedna na drugą i nikt się nie skapnie.

Zastanawiam się, czy wśród scenarzystów jest chociaż jedna osoba, która jest na bieżąco z językiem współczesnych aktywistów, bo scena, w której koleżanka Mirandy z AA na sprzątaniu plaży mówi o związanych ze squishmallowem mikroagresjach w przedszkolu, budzi we mnie przekonanie, że nie. Do tego mamy jakiś motyw, że osoby biorące udział w sprzątaniu plaży krzywo patrzą na korzystanie ze smartfonów, który wydaje mi się mega dziwny, ale nigdy nie sprzątałam plaży w Los Angeles.

Mam wrażenie, że serial dalej uderza w tony znęcania się nad bohaterkami jako nad grupą konserwatywnych Karen, które nie nadążają. Męczy mnie to, naprawdę wolałabym, żeby postaci ruszyły dalej. Okej, mają swoje uprzedzenia i zahamowania, ale cała poprzednia seria pokazywała, jak starają się je pokonać, dlaczego wałkujemy dalej to samo w ten sam sposób?

Największy plus odcinka jest taki, że przekonał mnie, bym się nauczyła na pamięć numeru do mojego chłopaka.

***

S02E03 – Chapter Three

Carrie zostaje poproszona o nagranie audiobooka książki, którą napisała w poprzedniej serii. Problem w tym, że to książka o śmierci jej męża, więc trudno jej przez nią przebrnąć. W pewnym momencie bohaterka spotyka Bitsy von Muffling, wyjątkowo postać nie została wprowadzona po to, żeby nabijać się z faktu, że niby wzięła ślub z gejem, a po to, by podniosła bohaterkę na duchu jako wdowa z dłuższym stażem. Przyjemnie mnie to zaskoczyło. Bitsy zachęca ją, by robiła rzeczy, które ją pocieszą, więc Carrie kupuje bardzo dużo butów. To nie wystarcza, Carrie dalej nie może przeczytać rozdziału opisującego śmierć Biga, więc żeby się wykręcić z nagrania, udaje, że ma covida, bo głupio jej powiedzieć, że to dla niej za trudne. Na jej nieszczęście wydawca po prostu wynajmuje studio na dłużej.

Mówiąc o stracie (nie ja jestem autorką tego porównania, pada ono w odcinku), Seema zostaje okradziona ze swojej torebki Birkin, która nie tylko była droga, ale miała dla niej wartość sentymentalną. Historia ma szczęśliwe zakończenie, ponieważ złodziej zatrzymał portfel, ale torebkę wyrzucił w krzaki i Seemie udało się ją wypatrzyć podczas głaskania pieska na ulicy.

Okradziona zostaje również Lisette. Pamiętacie ją? To młoda sąsiadka Carrie, która robi karierę jako projektantka biżuterii. Podczas targów kelner-złodziej zbiera wyeksponowane egzemplarze, po czym podchodzi do Carrie i Seemy i rozkazuje im, by oddały mu swoją biżuterię. Ochrona nic nie robi, wzbudzenie przez Carrie paniki wykrzyczeniem, że ma covida, również nic nie daje, pomaga dopiero wyciągnięcie przez Seemę zapalniczki w kształcie pistoletu. Złodziej ucieka, niestety z biżuterią. Teraz Lisette musi zacząć wszystko od nowa, podobnie jak pocieszająca ją po kradzieży Carrie. Razem leżą na łóżku i przeżywają stratę, co pomaga Carrie przebrnąć przez opis śmierci Biga i skończyć pracę nad audiobookiem. Na sam koniec odcinka ironicznie naprawdę łapie covida od spotkanej w barze australijskiej drużyny rugby.

Serial Che miał opowiadać o jenu życiu, ale mało co może w nim kontrolować, a do tego scenariusz wydaje się bardzo słaby. To, co wydawało się wielką szansą, zapowiada się na wielką porażkę, więc trudno dziwić się jenu frustracji. Mimo sytuacji, w której Che łatwo współczuć, dialog o cannoli z odcinka pilotażowego jest tak durny, że sceny próby i nagrania są najzabawniejsze w odcinku.

Miranda chce sobie zrobić tatuaż, by uwiecznić to, kim jest teraz, i nigdy nie wrócić do bycia osobą, którą była wcześniej. Na wieść o tym Carrie namawia ją, by wróciła do Nowego Jorku (pewnie dlatego, że Miranda w ogóle nie brzmi jak osoba, która naprawdę jest szczęśliwa). Na koniec odcinka dowiemy się, że wytatuowała sobie swoje inicjały na nadgarstku.

Bohaterka ma również problem z nowym telefonem (zdaje się dlatego, że to jej pierwszy z Androidem) – nie dzwoni, kiedy powinien. Brady próbował się do niej dodzwonić z wycieczki po Europie. Gdy w końcu mu się to udaje, dowiadujemy się, że Luisa z nim zerwała i chłopak jest zupełnie rozbity. Istnieje nawet podejrzenie, że zrobi sobie krzywdę. Matka bardzo się przejmuje i chce pozostać z nim w kontakcie, przez co nielegalnie wnosi komórkę na nagranie na żywo odcinka serialu Che. Pech chce, że telefon głośno dzwoni podczas nagrywania emocjonalnej sceny, co oczywiście rujnuje moment. Na domiar złego osoba współtworząca scenariusz upokarza Che przed publicznością, mówiąc, że nie dadzą rady tego powtórzyć, bo Che nie umie grać, tylko robić stand-up. Sytuację ratuje Tony Danza, który nie zgadza się z tym stwierdzeniem i stara się poprawić atmosferę w studiu.

To wszystko wywołuje kłótnię między Mirandą i Che. Dla Mirandy najważniejszy jest jej syn, a dla Che serial, który właśnie kręci, do tego trudno im nawzajem w pełni zrozumieć swoje priorytety, ale zanim Miranda odlatuje do Nowego Jorku, gdzie ma się spotkać z Bradym, wymieniają się dobrymi życzeniami.

Wątek Charlotte i Lisy jest dosyć dziwny. W szkole, do której chodzą ich dzieci, jest afera, ponieważ uczniowie stworzyli listę MILF-ów. Matki udają, że to oburzające niezależnie od treści listy, ale tak naprawdę każda chce być uznana za MILF-a. Wysokie miejsca na liście zajmują właśnie Charlotte i Lisa. Gdy wychodzi na jaw, który z uczniów stworzył listę, bohaterki chcą chłopakowi odpuścić, ponieważ uważają go za atrakcyjnego. Oglądam to ze smutkiem. Jeśli w wieku pięćdziesięciu lat będę stać na szkolnym korytarzu i komentować seksapil nastolatka, uznam moje życie za porażkę.

W życiu Nyi dzieje się tylko tyle, że Miranda skontaktowała ją z Lisą na rzecz pracy przy jej nowym filmie dokumentalnym. Przy okazji zaczyna flirtować z dźwiękowcem, który szukał zaginionego w jej dekolcie mikrofonu. Wymieniają się numerami.

Najlepiej oceniam wątek Carrie. Nie żeby jej zachowanie było szczególnie mądre, ale tym razem przynajmniej takie niedojrzałe załatwianie swoich spraw miało swój sens. Cały odcinek był o tym, że Carrie czuje wstyd, bo po roku wciąż nie może wrócić do ciężkich wspomnień i to ze wstydu kłamała na temat wirusa. Wszyscy dookoła wykazywali się zrozumieniem dla jej żałoby, ale ona czuła potrzebę, by wszystkim udowadniać, że tego zrozumienia nie potrzebuje. Gdy przestała odsuwać na bok przykre emocje, udało jej się przeczytać rozdział, przy czym myślę, że równie dobrze można było skończyć odcinek na stwierdzeniu, że Carrie nie jest w stanie nagrać audiobooka.

Wyczekuję kontynuacji historii Mirandy, bo naprawdę nie mam pojęcia, w którą stronę się ona rozwinie. Wiemy, że od początku poprzedniej serii przechodzi kryzys tożsamości, ale kim będzie, kiedy z niego wybrnie?

Większość pozostałych wątków była zapychaczami, z wyjątkiem wątku Charlotte i Lisy, on był żenującym zapychaczem.

No i to tyle ode mnie. Jestem już prawie na bieżąco.

***

S02E04 – Alive!

Carrie spotyka w kawiarni swoją dawną redaktorkę z „Vogue’a”, Enid. Już nie pracuje dla tej gazety, ale prowadzi popularny newsletter. Bohaterka proponuje jej, żeby wspomniała w newsletterze o jej najnowszej książce, ale Enid nie chce tego robić, więc sytuacja robi się niezręczna. Carrie nie udaje się zdobyć platformy do promocji książki, ale zostaje zaproszona na imprezę ze zbiórką funduszy na rzecz jej nowego portalu internetowego Vivante!. Jak rozumie, Enid zaprasza ją do pisania tekstów na portal, z czym Carrie czuje się trochę dziwnie, bo w założeniu strona ma być kierowana do kobiet w wieku emerytalnym. Poza tym bohaterka dostaje SMS-y z ofertami romantyczno-seksualnymi od jakiegoś starszego faceta, którego nie zna. Typ twierdzi, że ktoś dał mu jej numer.

Miranda mieszka aktualnie ze Stevem i Bradym. Uczęszczają na terapię rodzinną. Brady czuje, że wygadał się na niej o swoim rozstaniu i proponuje, żeby teraz rodzice zajęli się swoim. Problemem dla wszystkich jest fakt, że decyzja o rozwodzie jeszcze nie zapadła. Decydują się zamieszkać oddzielnie, bo atmosfera w domu jest bardzo napięta, gdy przebywają w nim razem.

Lisa i jej mąż organizują przyjęcie z okazji dwudziestej rocznicy ślubu. Niestety mąż Lisy zapomniał rozesłać zaproszenia, więc na wielkiej sali zjawiają się tylko osoby, które zaproszono ustnie. Wśród tych osób jest właściciel galerii, który miał wpaść tylko na chwilę, ale został na dłużej, bo było mu głupio wyjść w sytuacji, gdy garstka gości oczekuje na obiad z czterech dań dla trzydziestu osób. Proponuje Charlotte, by wróciła do zawodu i pracowała dla niego.

Poza tym, że zaproszeń nie wysłano, Lisa zapomniała zamówić tort, więc robi się już tylko dziwniej, a od początku było niezręcznie, bo wszystkie spotkania z ich teściami są niezręczne. Teściowa Lisy ma pretensje do synowej, ponieważ jej zdaniem powinna była sama upiec tort, a w ogóle to rzucić pracę po urodzeniu dzieci, ojciec Lisy zaś ma pretensje do zięcia, bo myśli tylko o pieniądzach, a jego córka jest artystką. Żeby poprawić wizerunek małżonka, Lisa ogłasza, że jej mąż wystartuje w wyborach na rewidenta, mimo że wcześniej powiedział jej, że wstrzymuje się z kandydaturą, bo podczas kampanii Lisa musiałaby sama zajmować się domem.

Charlotte i Harry wykorzystują fakt, że dzieci wyjechały na obóz letni, i uprawiają seks. Jako że to specjalna okazja, Charlotte proponuje mu, by spuścił się jej na cycki. Harry ma orgazm, ale spermy ani śladu. Ta scena prowadzi nas do rozmowy w restauracji o seksie, jakich widzieliśmy mnóstwo w poprzednim serialu. Co zaskakujące, chociaż może już niczemu nie powinnam się dziwić, Carrie mówi, że przed tą rozmową ani raz w życiu nie zastanowiła się nad tym, czy lubi kontakt ze spermą. Już pomijając fakt, że zarabiała na pisaniu o seksie, to przecież przyjaźniła się z Samanthą, która regularnie proponowała takie tematy konwersacji przy lunchu, naprawdę ją jeszcze zdumiewa poruszenie podobnej kwestii? No cóż, i w poprzednim serialu na teksty Samanthy bohaterki często pąsowiały, więc zachowano ciągłość.

Kolejna zadziwiającą mnie częścią sceny, chociaż znowu, mnie już nic nie powinno dziwić, jest moment, w którym Charlotte z przejęciem opowiada o tym, jak kocha wytrysk. No i super, nie to mnie dziwi. Dziwi mnie, dlaczego tylko przy specjalnych okazjach, jak urodziny męża czy wyjazd dzieci, oddają się podobnym aktywnościom, skoro oboje je lubią. Raczej nie ma innego uzasadnienia poza tym, że mają jako małżeństwo jakąś wizję rzeczy, które się powinno i których się nie powinno w łóżku robić. W sumie to bardziej mi ich szkoda niż się dziwię.

Podczas badania lekarskiego okazuje się, że sperma wpadała do pęcherza, dlatego nie pojawiała się przy orgazmie. Po prowadzonych przez Charlotte ćwiczeniach mięśni Kegla udaje się przywrócić jej normalny bieg. Cieszę się, że znowu będą mogli raz na rok realizować się seksualnie.

Che przeprowadziłu się z powrotem do Nowego Jorku. Carrie i Miranda przychodzą na parapetówkę i zaskoczone odkrywają, że jest na nią zaproszony też jenu były mąż. Ma to sens, ponieważ to on przewiózł dobytek Che, ale Mirandzie mimo to nie za bardzo podoba się, że będzie nocował u Che, nawet jeśli ma spać na kanapie. Podczas parapetówki Che i jej były opowiadają o tym, że gdy brali ślub, byli w poliamorycznej relacji z jeszcze jedną osobą. Gdy zaczynają rozmawiać o strap-onach, Carrie opuszcza imprezę.

Kanapa, na której miał spać były mąż, została źle złożona, więc kładą się do łóżka we trójkę. Pada propozycja trójkąta, którą Miranda czuje się w obowiązku najpierw odrzucić, ale po chwili namysłu stwierdza, że w sumie to czemu nie. Od tego momentu scena robi się smutna, najpierw Che i jenu były mąż zajmują się tylko sobą, później Miranda dostaje skurczu, więc rezygnuje z udziału w seksie i idzie spać na rozwaloną kanapę, gdzie dołącza do niej Che, więc przynajmniej zakończenie było trochę milsze. Cała interakcja jest poprowadzona w taki sposób, jakby serial nabijał się z tego, że Miranda chce spróbować seksu grupowego. Od poprzedniej serii konsekwentnie zresztą mam podobne odczucia – cały czas jej odkrywanie własnej seksualności jest pokazane jako fanaberia, na którą Miranda jest zbyt sztywniacka, a dla której jak idiotka zniszczyła małżeństwo. Ile jeszcze odcinków będziemy się tak znęcać nad bohaterką?

Na zbiórce funduszy na Vivante! Carrie spotyka Bitsy. Okazuje się, że to ona przekazała jej numer facetowi, który wypisuje do niej SMS-y. Bitsy uprawiała z nim seks i było fajnie, więc pomyślała, że Carrie też może się spodobać. Był prawie tak dobry w łóżku jak jej mąż, ten, o którym wszyscy mówili, że był gejem. Carrie decyduje się przerwać zmowę milczenia i mówi Bitsy o tym podejrzeniu. Bitsy odpowiada: „He was! That’s why he tried so hard. You know me. I love a challenge. Clearly unfinished business with my father”. Jak mówiłam, mnie już nic nie powinno dziwić. Serial tak bardzo stara się odpowiadać na krytykę kierowaną pod adresem „Seksu w wielkim mieście”, ale jak widać pragnienie udawania, że nie ma żadnej orientacji poza homo i hetero, jest zbyt przemożne, więc nie można było po prostu rzucić, że facet był bi i to cała historia, po prostu Carrie nigdy na to nie wpadła przez swoją bifobię. Nie, lepiej po raz pięćsetny robić żart z tego, że baba wzięła ślub z gejem.

Po scenie Gloria Steinem wygłasza przemowę na temat tego, że nowy feministyczny front to walka o prawo starzejących się kobiet do uczestnictwa w życiu publicznym. To pewnie, przynajmniej w założeniu, jest przesłanie całego serialu – tak jak „Seks w wielkim mieście” mówił o tym, że niezamężne kobiety po trzydziestce wciąż żyją, tak ten mówi, że kobiety po pięćdziesiątce (i w przypadku tego odcinka również po siedemdziesiątce) wciąż żyją. Szkoda tylko, że „I tak po prostu…” wydaje się mieć problem z pełną akceptacją tego przesłania i ciągle wyśmiewa bohaterki za korzystanie z życia.

Po przemowie Carrie nabiera przekonania, że pisanie dla Vivante! byłoby zaszczytem i to właśnie mówi Enid, ta wyjaśnia jednak, że nigdy jej o to nie chodziło. Liczyła na wkład finansowy, ponieważ Carrie niedawno otrzymała duży spadek. Decydują się zacząć negocjacje: Carrie zainwestuje, a Enid napisze o jej książce w newsletterze. Niestety Enid zauważa w telefonie Carrie zdjęcie penisa jej chłopaka – to facet polecany przez Bitsy. W tej sytuacji Carrie chyba zdecydowała się na zainwestowanie bez reklamy książki, ale nie jest to do końca jasne.

Nie dodaję żadnego podsumowania, bo przy okazji streszczenia napisałam wszystko, co miałam do powiedzenia. Dodam tylko, że w dwóch scenach odniosłam wrażenie, że miałam się śmiać tylko dlatego, że postaci głośno mówiły o spermie. Nie zadziałało.

***

S02E05 – Trick or Treat
Od akcji poprzedniego odcinka musiało minąć trochę czasu, ponieważ ostatnio dzieciaki wyjeżdżały na obóz letni, a tym razem zaczynamy od przyjęcia z okazji Halloween, na którym Seema, Carrie i Nya umawiają się na wspólne wyjście na podryw do baru drogiego hotelu. W barze Seema i Nya znajdują sobie facetów, Carrie akurat nie ma szczęścia.

Facet Seemy okazuje się cierpieć na zaburzenia erekcji i przerywa grę wstępną, żeby użyć pompki do penisa. Gdy Seema opowiada o tym przez telefon Carrie, ta jest tak zdziwiona, że zatrzymuje się na ścieżce rowerowej i poznaje swojego faceta na ten odcinek, gdy ten ulega wypadkowi przez jej nieuwagę i bohaterka odprowadza go do przychodni. Najpierw rower stacjonarny zabił Biga, a teraz to.

Z zasłyszanej rozmowy rowerzysty z jego partnerem biznesowym Carrie dowiaduje się, że planują sprzedać aplikację i czeka ich bardzo ważna prezentacja. Pierwsza wyciągnięta przez rowerzystę karta zostaje odrzucona przy płatności, więc Carrie wnioskuje, że ma problemy finansowe, a od sprzedaży apki zależy cała jego przyszłość, stąd proponuje mu pomoc z prezentacją – będzie za niego pisać na klawiaturze, ponieważ jemu zadanie utrudnia złamany nadgarstek. Rowerzysta tak naprawdę odnosi sukcesy i kilka aplikacji już sprzedał, a karta została odrzucona, bo ktoś wcześniej próbował go okraść, więc wcale nie jest w tak złej sytuacji, ale Carrie i tak mu pomaga. Zaczynają się dotykać po nadgarstkach i całować, ale przerywa im partner biznesowy, który przyniósł ubrania rowerzysty z pralni. Podobnych sytuacji jest więcej i zdaje się, że do seksu nie doszło ani razu. Carrie stwierdza, że w tym biznesowym małżeństwie nie ma dla niej miejsca i kończy znajomość.

Jak chodzi o Seemę i jej faceta, to spotykają się jeszcze raz. Tak jak poprzednio Seema zaakceptowała pompkę, chociaż jej użycie raniło jej dumę, tak facet nie potrafi zaakceptować użycia przez nią wibratora. Raczej więcej go nie zobaczymy.

Jakiś typ zaczepił Rock w skate parku i przedstawił nu ofertę modelowania dla Ralpha Laurena. Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu oferta okazuje się nie być oszustwem. Harry jest przeciw, ale Charlotte, która jako nastolatka pozowała dla tej samej marki, jak najbardziej za. Harry’ego miało nawet nie być na sesji zdjęciowej, ale zakłada perukę od swojego kostiumu halloweenowego i przychodzi dowiedzieć się, czy kampania reklamowa nie będzie w jakiś sposób zdrożna. Sytuacja służy chyba tylko komedii i pokazaniu, że wyjątkowo to Charlotte jest rodzicem, który pozwala na więcej.

Style życia Mirandy i Che są niekompatybilne. Miranda wstaje rano, by jeździć do Steve’a i Brady’ego na śniadania oraz studiować, a Che wieczorami imprezuje i późno się kładzie. Nya proponuje, żeby Miranda u niej zamieszkała do czasu, aż Steve się wyprowadzi, bo czuje się samotna w separacji.

Ojej, teraz przechodzimy do wątku serialu Che. Przygotujcie się.

Che otrzymału nagrania z feedbackiem po pierwszych pokazach odcinka pilotażowego. Wszystkim podobała się postać Tony’ego Danzy, ale jak chodzi o Che… nie było już tak wesoło. Widzowie nie mieli do powiedzenia nic dobrego. Szczególnie gorzkie słowa krytyki oferuje znajdująca się pośród nich osoba niebinarna (konkretnie genderqueer), sami przeczytajcie wypowiedź: „I mean, the whole «Che» character was like a walking boomer joke that felt so fake to me. Just some phony, sanitized, performative, cheesy-ass, dad joke, bullshit version of what the non-binary experience is. It sucked”. Miranda jest oburzona i rozprawia na temat tego, że publika nie była gotowa na postać Che, że widzowie totalnie się nie znają i że producenci chcą tylko sprzedawać reklamy. Jej złość nie poprawia Che humoru. Nie dość, że krytyka była miażdżąca i serial nie powstanie, teraz nie stać nu na mieszkanie, bo zostało wynajęte z myślą o dochodach z produkcji. Miranda stara się pocieszyć Che na inne sposoby, ale nic nie daje rady załagodzić ciosu zadanego w jenu karierę i tożsamość. Che chce się wypłakać w samotności i prosi Mirandę, by przenocowała u Nyi.

W słowach krytyki na temat odcinka pilotażowego słychać echo krytyki, z jaką spotkała się postać Che z „I tak po prostu…”, w tym również z ust osób niebinarnych, i nie sądzę, żeby to był przypadek. Zdarza się, że kolejne odsłony marki odpowiadają na zarzuty stawiane poprzednim (na różne sposoby zresztą robi to właśnie „I tak po prostu…” względem „Seksu w wielkim mieście”), ale pierwszy raz widzę, żeby serial w odpowiedzi na krytykę się po prostu rozpłakał. I teraz co, mam z litości udawać, że bawią mnie żenujące żarty Che? Czy temu służy ten szantaż emocjonalny? Nie bardzo wiem, jak mam na to zareagować.

***

S02E06 – Bomb Cyclone

Lily mówi rodzinie, że jest gotowa na swój pierwszy raz. Harry jest zdziwiony, że córka tak swobodnie podzieliła się planami (i wolałby, żeby zachowała je dla siebie), ale Charlotte cieszy się, że Lily mówi o tym otwarcie i chce ją wesprzeć, co prowadzi do niezręcznej rozmowy. To kontynuacja wątku z poprzedniej serii, moim zdaniem najlepszego. Sceny rozmów Charlotte i Lily budzą zażenowanie, ale ono czemuś służy. Skłania do refleksji nad tym, jak może wyglądać wychowanie dzieci w atmosferze otwartości na temat seksu. Chciałabym, żeby inne wątki w serialu miały tę samą energię.

Lisa i jej mąż mają zaplanowane ważne dla ich karier wydarzenia na ten sam dzień. Każde z nich chciałoby, żeby to drugie mu towarzyszyło, ale widać, że mąż wychodzi z założenia, że jego sprawy są ważniejsze niż żony. W spornym dniu jest zamieć śnieżna, przez co Lisa ma problem z dojazdem. Mąż namawia ją, żeby w takim razie pojechała z nim na lunch z potencjalnymi sponsorami kampanii, ale ona odmawia nawet podwózki, woli zrobić wszystko sama i idzie piechotą, żeby udowodnić, że nie potrzebuje pomocy. Myślę, że ta demonstracja była zbędna, ale zakończenie wątku jest pozytywne, bo mąż wychodzi wcześniej z lunchu, żeby być z żoną podczas spotkania na temat jej dokumentu o historii czarnych kobiet w MoMA.

Carrie zostaje zaproszona na WidowCon. Ma się na niego wybrać razem z dawną współpracownicą – w latach dziewięćdziesiątych pisały razem scenariusz komedii romantycznej, ale Carrie nie stawiła się na spotkaniu, na którym miały zaprezentować pomysł agentowi, więc bohaterka czuje presję, żeby tym razem jej nie wystawić i zjawić się na konwencie, mimo że jest śnieżyca.

Che ma depresję, ponieważ widzi porażkę serialu jako koniec swojej kariery. Miranda stara się być wspierająca, ale dochodzi między nimi do spięć, ponieważ bohaterka chciałaby, żeby Che robiłu więcej, żeby poprawić swój stan, wyszłu z domu i z kimś porozmawiału. Do tego Mirandę irytuje, że Che po nocy nagrywa filmiki dla fanów, bo to jedyne, na czym aktualnie może zarobić. Che nie podoba się, że Miranda chce na siłę przyspieszyć jenu proces powrotu do zdrowia, ale idzie za jej radą, gdy Carrie pyta, czy nie wybrałuby się z nią na WidowCon, i przyjmuje zaproszenie.

Miranda czuje przygniatające poczucie winy w związku z rozpadem jej małżeństwa, dlatego uważa, że pierwszy przyjazny gest powinien wyjść od Steve’a. Carrie dzieli się z nią tym, co Steve powiedział jej na temat swojej obrączki w poprzedniej serii – że nigdy jej nie zdejmie. Mirandę ta wiadomość tylko bardziej dołuje, bo chciałaby, żeby ułożył sobie życie z kimś innym (a jeśli tego nie zrobi, ona będzie się czuła tylko bardziej winna). Carrie mówi o tym Mirandzie tylko dlatego, że chce ją przekonać, żeby to ona zaczęła rozmowę o warunkach rozstania.

W dniu śnieżycy mają odbyć się nie tylko lunch ze sponsorami, rozmowa o dokumencie i spotkanie z Carrie na WidowConie, ale również debiut seksualny Lily. Mimo przypomnienia matki dziewczyna nie zabrała ze sobą kondomów, o czym mówi Charlotte przez telefon, prosząc ją, by dostarczyła prezerwatywy. Bohaterka nie bardzo ma ochotę na taki spacer podczas zamieci, ale na hasło „stosunek przerywany” przystępuje do akcji.

Apteka jest zamknięta, więc Charlotte dzwoni do Carrie po pomoc, myśląc, że może ma w domu prezerwatywy, skoro niedawno miała romans z Franklynem. Odpowiedź Carrie posłała mnie na inny plan astralny. Bohaterka jest zdziwiona pytaniem, bo przecież w ciążę już nie zajdzie. Gdy Charlotte wysuwa temat chorób wenerycznych, Carrie oburza się posądzeniem o to, że mogłaby mieć taki problem i Charlotte wycofuje się z pytania, stwierdzając, że Carrie ma rację i do czego miałyby być jej potrzebne kondomy.

Że co? Te laski uprawiają przygodny seks od lat dziewięćdziesiątych i wyznają przekonanie, że prezerwatywy używa się z nowym partnerem tylko wtedy, gdy się podejrzewa, że ma się chorobę weneryczną? Jak kiedyś coś złapiecie na Manhattanie, będziecie wiedzieć, czyja to wina.

Na WidowConie Carrie ma wystąpić zaraz po stand-uperce, której humor przypomina boomerskie żarty o nienawidzeniu swojej żony, z tą różnicą, że ostrze satyry wymierzone jest w martwych mężów. I wiecie co, to jest najlepszy stand-up, jaki widzieliśmy do tej pory w serialu. Może nie każdy żart mnie rozbawił, ale przynajmniej kilka, a do tego aktorka w tej roli świetnie się sprawdziła.

Stand-uperka porwała publikę, więc Carrie jest przerażona wizją podejścia do mikrofonu i czytania tym samym kobietom smutnych przemyśleń o śmierci Biga. Okazuje się jednak, że książka bardzo się podoba, mimo że wprowadza na salę inną atmosferę. Wdowy są wzruszone i nawet stand-uperka po wystąpieniu Carrie podchodzi do niej i dziękuje za jej książkę. Spodobała mi się ta scena, bo pokazuje, że żałoba nie jest jednoznaczna. Można jednocześnie czuć smutek i śmiać się z niewybrednych żartów o śmierci. Na początku żarty oburzają Carrie, ponieważ estetycznie nie pasują do żałoby po miłości swojego życia, i jest to zrozumiała reakcja, ale ludzie są bardziej skomplikowani i za boomerskim humorem mogą kryć miłość i tęsknotę. Odczyt pomaga również Che, ponieważ dzięki niemu patrzy na swoje nieszczęście z innej perspektywy.

Wracamy do Mirandy. Za radą Carrie zaczyna rozmowę ze Stevem. Steve przyznaje, że skłamał na terapii i nie ma zamiaru się wyprowadzać. Chce zostać w domu, który remontował własnymi rękoma. Wspomina, że ona nawet nie chciała się przeprowadzać na Brooklyn. Wyrzuca jej też, że nigdy nie chciała jego ani Brady’ego, więc to ona powinna znaleźć nowe mieszkanie i wypierdalać. Tymi słowami doprowadza ją do płaczu i zaraz zaczyna przepraszać. W następnym ujęciu widzimy, jak leżą razem w łóżku, zdaje się pogodzeni. Wtedy Miranda znajduje opakowanie po prezerwatywie na stoliku nocnym i w ten sposób dowiadujemy się, że Steve jednak również ruszył do przodu, a narracja o tym, że jest biedną, porzuconą ofiarą, istniała głównie w głowie Mirandy.

Mam wrażenie, że jakoś za łatwo to przyszło, jakby Mirandzie z nieba spadło rozwiązanie problemu poczucia winy, ale tyle dobrego, że Steve będzie mógł jeszcze odnaleźć szczęście. Kolejna dobra wieść jest taka, że Che i Miranda zrywają. W końcu, dziękuję za to. Oglądanie ich razem było okropne, mają ujemną chemię. Na sam koniec przenosimy się do Carrie, która z kolei postanawia odnowić kontakt z byłym i wysyła mejla do Aidana. To mnie akurat bardzo smuci, dajmy już temu facetowi spokój. Cokolwiek dzieje się w jego życiu, musi być lepsze niż związek z Carrie.

Poza tą durną sceną rozmowy o chorobach wenerycznych był to całkiem niezły odcinek. Co zadziwiające, nawet lubiłam w tym odcinku Che. To aż smutne, że w depresji lubię nu bardziej, niż gdy byłu u szczytu swoich sił, ale cóż. Mimo że Che twierdziło, że nie jest w nastroju do żartów, rozbawiło mnie kilka nu kwestii dialogowych, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej.

Zastanawiających się informuję, że Charlotte udało się dostarczyć Lily prezerwatywy na czas.

***

S02E07 – February 14th

Miranda po zerwaniu z Che stawia sobie za cel dowiedzenie się, jaką ma orientację. Z przyczyn, które byłyby dla mnie niezrozumiałe, gdybym nie wiedziała, że oglądam kontynuację „Seksu w wielkim mieście”, pierwsza myśl (jej i przyjaciółek) zmierza w stronę tożsamości lesbijskiej. Miranda chce założyć konto na jakiejś aplikacji randkowej skierowanej do osób queerowych, ale jako że nie jest pewna, kogo szuka, ma problem z wyborem odpowiedniego serwisu.

Bardzo dogodnym fabularnie przypadkiem spotyka w księgarni lektorkę, której audiobooki powieści Jane Austen uwielbia, i jeszcze dogodniejszym przypadkiem lektorka jest zainteresowana kobietami, a dokładniej Mirandą. Po krótkim flircie umawiają się na randkę w Walentynki. Miranda utwierdza się w przekonaniu, że jest lesbijką.

Randka kończy się niepowodzeniem. Zamiast w restauracji mają jeść u lektorki, a jej mieszkanie jest w nieładzie, do tego ciągle ktoś wdeptuje w kuwetę, przed seksem trzeba wysuszyć prześcieradła, a w łazience atakuje kot. Miranda decyduje się zakończyć randkę, zanim dochodzi do zbliżenia.

Kolega gej Charlotte prowadzi piekarnię, która wyróżnia się tym, że jej pracownicy są umięśnieni i pracują w skąpych strojach. Gdy zauważa, że jeden z pracowników wstrzykuje sobie coś w udo, ogłasza, że nie chce zatrudniać dostawców na dopingu, w reakcji na co wszyscy (widoczni na ekranie) rzucają pracę. Podejrzewam, że na decyzji zaważył również fakt, że szef kazał im pracować w krótkich spodenkach w zimie.

Kolega gej ma pecha, bo zbliża cię dzień, w którym miał się pokazać z pracownikiem w programie Drew Barrymore, a zostali mu tylko tacy, którzy wyglądają bardziej jak gwiazdy porno niż jak faceci, na których leci widownia Drew, czyli gospodynie domowe. Gdy opowiada o tym Charlotte, ta akurat widzi przystojnego chłopaka sprzedającego po dolarze wiersze miłosne w sklepie z pocztówkami i składa mu propozycję. Poeta przyjmuje ofertę wystąpienia w programie.

Gdy przebiera się w strój pracownika piekarni, okazuje się, że ma olbrzymiego penisa, którego obrys jest doskonale widoczny w ciasnych spodenkach. Wszyscy mówią tylko o jego przyrodzeniu, występy gościnne Drew Barrymore oraz Rossa Mathewsa kręcą się dookoła penisa. Jest to żenujące, a chłopaka mi aż szkoda. Przynajmniej tyle, że kolega gej zaoferował mu kupę forsy za pracę przez tydzień przy obsłudze zamówień, które zebrał dzięki programowi, chociaż i tej roboty poeta nie chciał, bo nie jara go praca seksualna.

Kampania reklamowa z udziałem Rock okazuje się sukcesem i Rock zaczynają się interesować prestiżowe agencje modelingowe. Charlotte widzi się w roli menedżerki, ale Rock stwierdza, że nie ma już ochoty zajmować się modelingiem, zwłaszcza po tym, jak w jednej z agencji matka narobiła nu obciachu, bo zaczęła robić awanturę w recepcji, gdy spotkanie Rock się opóźniło.

Na placu przed szkołą Lisa zauważa, że dziewczyna jej nastoletniego syna, całując się z nim, trzyma rękę blisko jego krocza, więc postanawia zainterweniować, publicznie zwracając im uwagę (o co syn później ma pretensje). Dalej w tym wątku pojawia się scena, którą nie bardzo rozumiem. Syn mówi rodzicom, że rodzice jego dziewczyny załatwili im pobyt w hotelu na Walentynki. Matka kategorycznie się nie zgadza, żeby skorzystał z oferty, ale przystaje na propozycję męża, by zamiast tego udostępnić im mieszkanie, z pełną wiedzą, że będą w nim uprawiać seks.

Mówi, że nie ma problemu z tym, że syn uprawia seks, ale z jego dziewczyną, która wydaje jej się zbyt nachalna. Dlaczego w takim razie lepiej, żeby seks był uprawiany w mieszkaniu rodzinnym, a nie hotelu? Serio, powiedzcie mi, nie mam pojęcia. Przez to oglądamy, jak Lisa zastawia w sypialni pułapki, które pozwolą jej ocenić, czy para uprawiała seks w jej łóżku, dzięki czemu udowodniłaby, że dziewczyna ma problem z granicami, a ona wcale nie ma dziwnego podejścia do seksualności syna. Sprawa kończy się tak, że nie uprawiają seksu w jej łóżku, ale dziewczyna robi sobie zdjęcia z jej torebką w garderobie – więc w inny sposób narusza granice Lisy. Morał mógłby być z tego taki, że Lisa za dużo myśli o intymnych sprawach syna, ale jako że na koniec jej przeczucie okazuje się słuszne, to nie mam pojęcia, co mieliśmy z tego wynieść. Chyba po prostu miało nas to wszystko śmieszyć.

Lily została rzucona przez chłopaka dwa tygodnie przed Walentynkami, więc w dniu święta organizuje imprezę z koleżankami. Charlotte planuje zabrać Harry’ego na kolację, żeby nastolatki miały mieszkanie dla siebie, bo zależy jej na tym, by dać Lily szansę na wzmocnienie więzi z rówieśniczkami po tym, jak starsze dzieciaki nabijały się z jej piosenki o życiu w klatce przywileju.

Przed wyjściem ma kolację Charlotte zjada jedno z ciastek przyniesionych przez koleżankę Lily, czego efekt jest taki, że w restauracji nagle zaczyna się czuć dziwnie i myśli, że ma udar – to nie był udar, ale marihuana. W karetce życie przelatuje jej przed oczami, co doprowadza ją do konkluzji, że ostatnimi czasy zgubiła samą siebie, więc postanawia odpowiedzieć właścicielowi galerii, który proponował jej pracę.

Seema w dniu Walentynek zabiera Carrie na masaż, ale na miejscu wychodzi na to, że 14 lutego w SPA wykonują tylko masaże dla par, o czym Seemy nie poinformowano, kiedy robiła rezerwację, zakładając, że dwie osoby muszą oznaczać randkę. Recepcjonistka mówi, że mogą udawać parę, ale dla Seemy to kwestia honorowa, ponieważ czuje się dyskryminowana jako singielka. Jest w tym gdzieś obserwacja na temat tego, że mamy święta dla par, a dla singli już nie (na podobne zjawisko uwagę zwracano i w „Seksie w wielkim mieście), ale nie wiem, czy kłócenie się z recepcjonistką pomoże w czymkolwiek. Nawet nie wiemy, czy to ta sama kobieta rozmawiała z Seemą przez telefon. W końcu oburzona Seema wychodzi, mówiąc, że wystawi firmie negatywną opinię w internecie – śmiałe założenie, że recepcjonistkę to cokolwiek obchodzi.

Carrie umawia się na spotkanie z Aidanem na czwartek, przy czym czwartek oznacza, zgadliście, Walentynki. Czeka na niego strasznie długo, aż orientuje się, że obok numeru 60 są dwie restauracje, a ona siedziała w niewłaściwej. Gdy się spotykają, on chwali jej książkę o śmierci Biga i ustalają, że żadne z nich nie spotyka się z nikim innym. Po kolacji chcą iść do niej, ale gdy taksówka odwozi ich pod stare mieszkanie Carrie i do Aidana dociera, że Carrie rezyduje aktualnie w mieszkaniu, w którym ich związek się posypał, mówi, że więcej nie przekroczy jego progu. Aidan już ma sobie iść, ale zmienia zdanie i proponuje hotel. Odcinek kończy się na scenie pocałunku.

A co tam u innych postaci? Nya z okazji Walentynek piecze suflet czekoladowy, a Che wraca do pracy w organizacji pomagającej zwierzętom (nie jestem pewna, czy to schronisko, czy coś innego), gdzie pracowału przed karierą w show-biznesie.

Ten odcinek był dosyć durny. Pełen zupełnie przypadkowych przypadków, niezrozumiałych decyzji postaci i żenującego gadania o penisie poety. Do tego dalej jestem przeciwniczką niedawania spokoju Aidanowi, a oglądanie wygibasów scenarzystów próbujących odwieść nas od myśli, że Miranda może być bi, jest już tylko męczące. Żeby było jasne, jak najbardziej istnieją kobiety, które spędziły dekady na związkach z mężczyznami i późno odkryły swoją homoseksualność, ale akurat w przypadku tej konkretnej postaci spekulacje o biseksualności istniały od lat i jest co najmniej dziwne, by osobę, która na przestrzeni czasu interesowała się mężczyznami, kobietami i osobą niebinarną, od razu uznać za lesbijkę, gdy tożsamość bi albo panseksualna nasuwa się sama. Jeśli twórcy serialu chcą Mirandę pokazać jako late-blooming lesbian, to ich wola, ale mogliby to zrobić, na poważnie odnosząc się do tego, że jej dotychczasowe doświadczenie wskazuje na biseksualność.

Jeszcze jedna kwestia: czy powinnam na koniec każdego odcinka podawać liczbę pracowników obsługi, na których nakrzyczeli bohaterowie serialu? W tym odcinku to by było: recepcjonistka w SPA (1) + recepcjoniści w agencji (2) + ekipa dostawców piekarni (4) = 7.

***

S02E08 – A Hundred Years Ago

Carrie od miesiąca uprawia hotelowy seks z Aidanem, który zapewnia jej najlepsze orgazmy w życiu. Przez to, jak jej dobrze, Carrie zaczyna się zastanawiać, czy związek z Bigiem nie był błędem, który stanął jej na drodze do stworzenia prawdziwej więzi z Aidanem.

Charlotte zbiera rodzinę w salonie i obwieszcza dzieciom, że idzie do pracy na pełen etat, spodziewając się, że jakoś je poruszy informacja, że nie będzie jej w domu, gdy wrócą ze szkoły, dzieciaki nie mają jednak żadnego problemu z jej decyzją i w pełni ją wspierają. Matko, jaki to jest dla mnie kosmiczny koncept, że dla kogoś praca dwojga rodziców to nie jest domyślny układ.

Po przezwyciężeniu tego problemu, który okazał się nie istnieć, Charlotte mierzy się z czym innym – kupiła sobie sukienkę do nowej pracy, ale jej brzuch ma o jakieś pięć milimetrów w obwodzie za dużo i nie wygląda w niej tak, jak by chciała. Przed oczami mam tę scenę z „Seksu w wielkim mieście 2”, gdy musiałam z lupą wypatrywać przyrostu wagi u Samanthy. Swoją drogą długo po obejrzeniu filmu dowiedziałam się, że przyrost wagi był fikcyjny, aktorkę po prostu ubrano w ciaśniejsze ubranie, a widzów poddano manipulacji.

Wracając do Charlotte, to ma chodzić o to (chyba), że bohaterka nie może się pogodzić ze stratą metabolizmu dwudziestolatki, a do tego podejrzewam, że wymogi dotyczące wyglądu ciał kobiet w wyższych sferach Nowego Jorku są dużo bardziej restrykcyjne niż w moim otoczeniu, ale to, co ja widzę na ekranie, to szczupła kobieta, która fiksuje się na kilku gramach tłuszczu.

Problem Charlotte zostaje rozwiązany, gdy orientuje się, że w galerii wbrew jej przewidywaniom pracują nie tylko chude dwudziestolatki, ale też jedna kobieta grubsza od niej. Okropne jest takie wykorzystanie wyglądu innej kobiety jako rekwizytu, żeby Charlotte mogła się poczuć lepiej. Jeśli to pewność siebie tej grubszej kobiety miała ją zainspirować, totalnie nie wyszło, scena wybrzmiewa inaczej.

Miranda rozpoczyna staż w organizacji zajmującej się prawami człowieka, gdzie od razu dostaje bardziej odpowiedzialne zadania niż inne stażystki, bo ma trzydzieści lat doświadczenia prawniczego. Te inne stażystyki mają o to pretensje i mówią, że Miranda jest u p r z y w i  l e j  o w a n a. Nie jestem pewna, czy widziałam kiedyś płytszą próbę sparodiowania rozmów o przywilejach. Trzeba było zostawić te laski jako niezwykle zazdrosne i średnio rozgarnięte, nie trzeba było wrzucać w to modnych słówek, które w ogóle nie pasują do sytuacji. Zresztą w ostatniej scenie tego wątku robi się tylko gorzej, trzymajcie się.

Szefowa Mirandy jest w ciąży i mówi, że wybrała ją na swoją zastępczynię. Miranda odpowiada, że nie może się zgodzić, bo to nie fair w stosunku do tamtych stażystek, i że byłoby to korzystanie z p r z y w i l e j u. Kobieto, ty po prostu masz dekady doświadczenia w zawodzie i od razu powinnaś przyjść do pracy jako pracownica, a nie stażystka, o czym ty pierdolisz? To jest tak dogłębne niezrozumienie dyskusji o przywilejach, że głowa mi pęka. Ta scena wygląda jak nieudany skecz, który zamiast cokolwiek krytykować, stawia sobie strawmana, tylko że mamy to brać serio.

Che pracuje na recepcji w przychodni weterynaryjnej, mieszkając u babci i wynajmując swoje nowe mieszkanie na Airbnb. Carrie składa nu propozycję: zamiast najemców z aplikacji, to ona może od nu wynajmować mieszkanie na odwiedziny Aidana, udostępniając nu w tym czasie swoje lokum w zamian. Zamiast tak kręcić, mogliby się zamienić mieszkaniami i pewnie wszystkim byłoby wygodniej.

Na korytarzu przed mieszkaniem Che Carrie i Aidan robią jakiś cyrk, udając przed sąsiadem, że są kuzynami Che, bo mieszkańcom budynku nie podoba się wystawianie mieszkań na Airbnb. Jest to bardzo niepotrzebne, bo przecież sąsiad widzi, że przychodzą w kółko te same dwie osoby. Wniosek, że to jacyś znajomi, powinien nasunąć się sam.

Carrie jest szczęśliwa z Aidanem, ale przez to szczęście psuje się jej relacja z Seemą. Przyjaciółka czuje się zazdrosna, ponieważ Carrie miała w życiu dwie wielkie miłości, a ona nie ma żadnej. Wie też, że w tej sytuacji nie może spędzić lata z Carrie w Hamptons, bo źle by się czuła, gdy Aidan by ja odwiedzał, więc odwołuje wczasy. To w sumie jedyny wątek w odcinku, który mi się podobał, bo Seema początkowo unika tematu, ale w końcu mówi o tym wszystkim Carrie otwarcie, nie mając do niej o nic pretensji, ale prosząc o przestrzeń.

Gdy poeta z poprzedniego odcinka widzi, jak agresywnie kolega gej Charlotte traktuje ciasto chlebowe, zaczyna go uczyć ugniatać ciasto z miłością, odtwarzając przy tym scenę z „Uwierz w ducha” – przysięgam, że tego nie zmyśliłam. Podczas tego procesu poeta mówi, że jest gejem, za co natychmiast zostaje zwolniony. Kolega gej mógł pracować z facetem, na myśl o którym dostawał erekcji, gdy był przekonany, że ten jest hetero, ale skoro jest gejem, to ryzyko przespania się z pracownikiem wzrasta, więc trzeba go zwolnić. Na początku poeta miał dobrą ideę, by pozwać szefa za dyskryminację, ale gdzieś po drodze zmienił zdanie i postanowił się z nim przeruchać. Totalnie bez sensu, mógł wyrwać każdego innego geja w Nowym Jorku i zabierać go na randki za pieniądze z odszkodowania.

Szef przekonuje Seemę, by wzięła wybrednego klienta, aktora szukającego czegoś na dziewięć miesięcy, mimo że nie zajmuje się wynajmem czasowym. Ma ją zachęcić fakt, że klient jest przystojnym, heteroseksualnym singlem. Zgaduję, że ta sprawa rozwinie się dalej w kolejnym odcinku, tak samo jak wyjazd Carrie na farmę Aidana, który pokazano w ostatniej scenie.

Czy ja powiedziałam o poprzednim odcinku, że był durny? Ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy durny odcinek. Jeśli żenada będzie wzrastała w tak zawrotnym tempie, boję się, co zobaczymy w finale.

Licznik może nie skrzyczanych, ale źle potraktowanych pracowników obsługi wynosi 2: poeta i ekspedientka, do której Charlotte miała pretensje o doradzanie sukienek, w których poczułaby się bardziej komfortowo.

***

S02E09 – There Goes the Neighborhood

Aidan za dużo wdawał się w pogaduszki z sąsiadami Che, przez co zarządcy budynku zorientowali się, że goście bywają tam częściej, niż powinni, i para ma teraz problem ze znalezieniem nowego miejsca na spotkania.

Klient Seemy z ostatniego odcinka, hinduski reżyser kręcący film akcji w Nowym Jorku (poprzednio nazwałam go aktorem, to był błąd z mojej strony), celowo przedłuża proces szukania mieszkania, żeby spędzić z Seemą więcej czasu. W końcu bierze mieszkanie, w którym uprawiał z nią seks, rzucając żarty odnoszące się do świata filmu, podczas gdy drugi agent nieruchomości czekał na tarasie.

Brady wciąż nie ma zamiaru iść na studia, co martwi Mirandę. Bohaterka prosi Charlotte, by namówiła Lily, by go do tego przekonała, wychodząc z założenia, że rozmowa z ambitną naukowo osobą w jego wieku trafi do niego lepiej niż z matką. Spotkanie kończy się seksem – tak przynajmniej Miranda wnioskuje po tym, że zobaczyła rano Lily wychodzącą z pokoju Brady’ego bez spodni. Charlotte jest na wyparciu. Gdy dopuszcza do siebie myśl, że między nastolatkami do czegoś doszło, dochodzi do wniosku, że będą z tego tylko problemy, bo jeśli zaczną się spotykać i ze sobą zerwą, konflikt przeniesie się na nią i Mirandę. Jedyny obrót sytuacji, który jej zdaniem doprowadzi do szczęśliwego zakończenia, to wzięcie przez nich ślubu.

Świeżo upieczona rozwódka Nya uprawia dużo głośnego seksu, przez co jej współlokatorka, Miranda, nie może spać ani iść do łazienki, kiedy potrzebuje, ponieważ musiałaby przejść przez pokój gospodyni. Nya z nowym kochankiem bawi się świetnie, ale tylko do czasu, gdy widzi na Instagramie zdjęcie swojego byłego z nową partnerką, ciężarną. Wtedy humor jej się psuje.

Do kliniki weterynaryjnej, w której pracuje Che, przychodzi osoba, która znalazła karton z porzuconymi kociakami. Początkowo zostaje odesłana do schroniska, ale gdy rozpoznaje Che, zaczynają flirtować i Che decyduje się przejąć odpowiedzialność za kotki. Postanawia również wrócić do stand-upu, ponieważ w ramach flirtu powiedziału, że wciąż występuje.

Seema przyprowadza reżysera na kolację z Carrie i Aidanem. Aidan okazuje się fanem jego dorobku, uwielbia oglądać z synami jeden z jego filmów. Podczas spotkania Carrie wychodzi z Seemą do łazienki i mówi, że potrzebuje jej pomocy ze sprzedażą starego mieszkania i znalezieniem czegoś nowego. Seema proponuje jej wspaniałe, ale ogromnie mieszkanie – pasuje jej to, ponieważ Aidan ma trzech synów, a widzi z nim przyszłość. O kwestie finansowe nawet nie pytam, spadek po Bigu na pewno wynosił dokładnie tyle, ile Carrie potrzeba.

Niestety wątek kolegi geja Charlotte i jego włoskiego pracownika z dużym penisem ciągnie się dalej. Byli na pięciu kolacjach i wciąż nie uprawiali seksu, co zaczyna męczyć poetę. Kolega gej mówi, że to dlatego, że wciąż nie ma rozwodu i kolega gej Carrrie mógłby wykorzystać romans przeciwko niemu w sądzie.

Ich różne temperamenty i żarty na temat języka włoskiego mają nas bawić, ale są wyjątkowo żenujące, nawet jak na ten serial. Za to naprawdę rozśmieszyła mnie teza kolegi geja, jakoby poeta uwodził go tylko po to, by zdobyć Zieloną Kartę. No tak, biedni obywatele Włoch, nie mają dokąd uciec w poszukiwaniu lepszego życia, pozostaje tylko wyrywanie kolegi geja Charlotte. Kolega gej jednak traktuje swoje podejrzenie na tyle poważnie, że konfrontuje z nim młodzieńca, który okazuje się mieć podwójne obywatelstwo i nie potrzebować do niczego Zielonej Karty.

Mąż Lisy wydaje w domu Charlotte i Harry’ego przyjęcie w ramach kampanii wyborczej. Lisa nie ma czasu się zaangażować, ponieważ niedawno dostała ofertę stworzenia serialu dokumentalnego na podstawie jej niedawnego filmu. Na samą imprezę spóźnia się, bo przysnęła, co ostatnio często jej się zdarza, ponieważ, jak się dowiadujemy pod koniec odcinka, jest w ciąży. Mówi o tym mężowi tuż przed jego przemówieniem, ponieważ ochrzaniał ją za spóźnienie, jakby rozmowa nie mogła zaczekać, przez co podczas wystąpienia traci zupełnie wątek i nie wypada zbyt dobrze.

Na imprezie zjawia się szef Charlotte, zdaniem Harry’ego dlatego, że leci na jego żonę, ale z tego, co widzimy na ekranie, próbuje raczej poderwać Carrie. Miranda uważa, że Brady miał podobną motywację i zjawił się na przyjęciu, by spotkać się z Lily. Przez całą imprezę wraz z Charlotte obserwują parę, starając się ustalić, co dokładnie łączy ich dzieci. Raz zamiast nastolatków o mało nie przyłapują kolegi geja na seksie z poetą w pokoju Lily.

Była żona Aidana zaprasza Carrie na kawę i podczas spotkania prosi ją, żeby nie pisała o jej synach w swoich kolejnych książkach, nawet pod pseudonimami, bo chce chronić ich prywatność. Delikatnie przestrzega ją również, by znów nie zraniła Aidana, ponieważ tym razem na szali jest dobrostan jej dzieci. Carrie opowiada o tej rozmowie Aidanowi i utwierdzają się nawzajem w przekonaniu, że chcą być razem mimo błędów w przeszłości i że gdy pojawią się problemy, to się z nimi zmierzą. Gdy Aidan dowiaduje się, że Carrie sprzedaje mieszkanie ze względu na niego, mówi, że nie musi tego robić i to powinna być jej niezależna decyzja.

Carrie odwiedza swoje stare mieszkanie ostatni raz i przed wejściem spotyka sąsiadkę, projektantkę biżuterii, która jest zrozpaczona, bo właściciele jej mieszkania wracają i straci możliwość dalszego wynajmu, a kocha tę dzielnicę i nie wyobraża sobie, jak można chcieć ją opuścić. Byłam przekonana, że Carrie po usłyszeniu jej słów zmieni zdanie i zaoferuje sąsiadce wynajem mieszkania, ale nie, ona tylko mówi, że ona sobie wyobraża i dzwoni do Seemy, by sfinalizować transakcję.

O ile czegoś nie przegapiłam, w tym odcinku nie nakrzyczano na żadnego pracownika obsługi.

***

S02E10 – The Last Supper Part One: Apetizer

Carrie wygrywa kolację dla szesnastu osób przygotowaną przez uznanego szefa kuchni w wybranym przez nią miejscu. W nowym domu jej i Aidana wciąż trwa remont, więc decyduje się wyprawić nie parapetówkę, ale ostatnią wieczerzę w swoim starym mieszkaniu. Samo mieszkanie Carrie sprzedaje sąsiadce poniżej wartości rynkowej, żeby trafiło w ręce singielki.

Na wieczerzę zaproszonych jest dwoje z eksów Mirandy, Steve i Che, przez co Miranda nie ma ochoty brać udziału w kolacji. Jeśli chodzi o Steve’a, to nie chce się z nim widzieć z tchórzostwa, w kwestii Che sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ Miranda chciała przestać nu unikać i niespodziewanie zjawiła się na stand-upie Che, ale stand-up okazał się być poświęcony ich nieudanemu związkowi, a niewybredne, można nawet powiedzieć okrutne, żarty dotyczyły ich życia seksualnego oraz tożsamości seksualnej Mirandy.

Scena występu jest najlepsza w odcinku, ponieważ pierwszy raz dostajemy występ komediowy, o którym można by nawet powiedzieć, że jest zabawny, ale śmiejąc się, stajemy się oprawcami Mirandy. Bohaterka nie jest w stanie dosiedzieć do końca, a gdy wychodzi z baru, zauważa ją Che i na jej widok gubi się w notatkach, przez co przedwcześnie kończy występ. Przed budynkiem Miranda wygarnia Che, a Che jest zdziwionu, że Miranda ma pretensje, bo przecież jenu zawód polega na robieniu takich żartów. Gdy Miranda odchodzi, Che komentuje sytuację słowami: „Why am I always having to remind people who I am. I’m so fucking tired of having to explain myself to people for years. Or go on fuckin’ stage and perform some version of myself that they’ll find acceptable. I’m so fucking over it”. Frustracja dotycząca przypominania ludziom, kim jest, została wcześniej zarysowana, gdy Che musiału przypomnieć współpracownikowi, jakich zaimków używa, ale powiązanie tych dwóch rzeczy wydaje mi się dziwaczne. Brzmi to tak, jakby dla Che publiczne szydzenie z intymnych problemów swoich byłych było równie integralną i niepodlegającą krytyce częścią tożsamości jak niebinarność.

Miranda została zraniona i upokorzona, więc zrozumiałe jest, że nie chce widzieć się z Che, ale Carrie stwierdza, że to dziecinne zachowanie i rozkazuje się jej bezdyskusyjnie stawić na wieczerzy.

Do tego dalej ciągnie się wątek nowej pracy prawniczej Mirandy, w której Miranda, świetna prawniczka, jest zdziwiona, że dobrze jej idzie. W tym odcinku jest mniej żenująco niż ostatnio, bo nikt nie prowadzi pseudoświadomej dyskusji o wykształceniu i dekadach doświadczenia jako o formie przywileju w miejscu pracy.

Charlotte wróciła do zawodu, ale rodzina jest przyzwyczajona do tego, że zawsze ma czas zająć się sprawami dzieci. Żeby udowodnić sobie i innym, że jest nie tylko żoną i matką, po udanej transakcji sprzedania Sam Smith obrazu za sto tysięcy dolarów wychodzi na drinki z koleżankami z pracy i topi swój telefon w drinku, gdy rodzina zaczyna się do niej dobijać.

Problem z rolą pracującej matki ma również Lisa, przed którą właśnie otworzyła się wielka szansa zawodowa, ale dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie jest to dla niej szczęśliwa wiadomość, w tym momencie swojego życia miała inne plany, których realizacja zostałaby co najmniej bardzo utrudniona przez pojawienie się czwartego dziecka. Słowo „aborcja” nie pada, takie rozwiązanie zostaje tylko zasugerowane przez jej męża, który obiecuje wesprzeć ją w każdej decyzji. W odpowiedzi Lisa stwierdza, że cieszy się, że taka opcja jest dla niej dostępna, ale nie mogłaby tego zrobić. Wielkim szczęściem wkrótce następuje poronienie i Lisa nie musi się już mierzyć z żadnymi wyborami w tej kwestii.

Po co nam był ten wątek? To mogła być świetna okazja, żeby pokazać doświadczenie wielu matek decydujących się na aborcję na etapie życia, gdy nie planują więcej dzieci, a zamiast tego powiedziano nam, że dostęp do aborcji jest super, ale nie powinno się z niego korzystać, podobnie jak to wyglądało w „Seksie w wielkim mieście”. Chciałam jeszcze dodać, że winą za niechcianą ciążę Lisa obarcza swojego męża, który nie zrobił wazektomii po jej trzecim porodzie, jak prosiła, ponieważ uznał, że przez hormony nie wie, co mówi. Przez osiem lat temat ponownie nie wyszedł ani razu, widać nie odbyli od tamtego czasu ani jednej rozmowy o antykoncepcji. Aha. Już pomijam to, że w dyskusji o dzieciach cały czas mówią o tym, że mąż „będzie pomagał przy dziecku”, jakby był wujkiem czasem odbierającym siostrzeńca z przedszkola, a nie rodzicem.

Kolega gej Charlotte mierzy się z problemem w związku, ponieważ włoski poeta chce, żeby podczas seksu wymieniali się: raz jeden jest stroną aktywną, raz drugi. Kolega gej jest topem i boi się spróbować przyjęcia innej roli – przywiązanie do bycia topem zostaje porównanie do przywiązania do dóbr materialnych, które porzucił kolega gej Carrie, wstępując do zakonu shintō. Nie jestem ani gejem, ani wyznawczynią shintō, więc nie mam kompetencji, by ocenić, czy ma to sens (ale podejrzewam, że nie).

Pojawiają się też Nya, która kupuje swojemu byłemu drogi wózek na baby shower, żeby pokazać, jak dobrze zarabia, i Seema, która żałuje, że w trakcie stosunku wyznała miłość swojemu najnowszemu kochankowi, bo jej zdaniem za wcześnie na takie deklaracje.

Na koniec odcinka szczęście Carrie i Aidana zostaje zburzone, ponieważ czternastoletni syn Aidana, przebywając u matki, zatęsknił za ojcem i pojechał do jego domu, gdzie nikogo nie zastał, wypił kilka piw, usiadł za kierownicą i rozbił ciężarówkę o drzewo, łamiąc sobie kilka kości. Aidan wyrzuca sobie, że gdyby był wtedy w swoim domu, a nie w Nowym Jorku, nic takiego by się nie stało.

Mało dobrego można powiedzieć o tym odcinku, w większości był zwyczajnie żenujący. Nawet jedna scena, o której powiedziałabym, że była w miarę dobra, również była żenująca, ale wyróżniało ją to, że była to żenada kontrolowana i zaplanowana, o reszcie raczej nie mogę tego powiedzieć.

Te wszystkie wydarzenia zostawiły mnie z wieloma pytaniami. Dlaczego wszyscy się tak upierają, że Miranda musi mieć świetne relacje ze swoimi byłymi? Dlaczego Miranda zapomniała, że zawsze sobie dobrze radziła w zawodzie prawniczki? Czy naprawdę stand-uperską wersję siebie Che uważa za najbardziej akceptowalną? Jakim cudem przez osiem lat w małżeństwie Lisy nie wyszedł temat antykoncepcji? Nie rozumiem tych ludzi.

***

S02E11 – The Last Supper Part Two: Entrée

Zaczynamy od występu gościnnego Samanthy, która dzwoni do Carrie, by powiedzieć jej, że planowała przylecieć z Londynu na ostatnią wieczerze w starym mieszkaniu Carrie, ale to się nie uda, ponieważ jej lot jest opóźniony o trzy godziny. Scena pokazuje, że panie mają ze sobą życzliwe relacje i miło się ją ogląda.

Harry jest zły na Charlotte, ponieważ z powodu jej kaca musiał zająć się domem przez jeden poranek, a do tego jej kolega gej przyszedł porozmawiać o dziewictwie analnym. Charlotte tłumaczy mu, że praca, której musiał się podjąć tego ranka, jest niczym w obliczu pracy, której oczekuje się od kobiet i której on oczekuje od niej. W tej serii temat podziału obowiązków i pracy kobiet w domu jest nieustannie poruszany i niby dobrze, ale chciałabym, żeby ktoś tu zabrał głos na temat tego, że takie prowadzenie domu, jakie przypada bohaterkom serialu – które mogą pozwolić sobie na luksus niepodejmowania pracy zawodowej oraz zatrudnienia osób do sprzątania i opieki nad dziećmi, to zupełnie co innego niż dola kobiet, które po powrocie z zakładu pracy pracują na drugi etat, podczas gdy ich mężowie mogą sobie pozwolić na odpoczynek. Pewnie, również w sytuacji bohaterek rolę odgrywają patriarchalne wymagania, ale w zupełnie innym wymiarze niż w przypadku przeważającej większości kobiet. Jeśli serial pokazywałby nam, że nawet kobiety, które stać na wszystko, nie są wolne od ograniczeń narzucanych im przez płeć, nie miałabym z tym problemu, ale mam duże wrażenie, że serial chce, żebyśmy udawali, że bohaterki zmagają się zwykłymi problemami gospodyń domowych, przez co cała dyskusja wypada płytko.

Miranda prosi Steve’a, by zostali przyjaciółmi mimo trudnego rozstania. Steve zgadza się i zaznacza, że nie jest zainteresowany ewentualną odbudową związku. Z Che też udaje jej się pogodzić, uznaje swoją winę w psuciu się relacji po zerwaniu, ponieważ nagle przestała odbierać i odpisywać na wiadomości. Chce zgadza się więcej nie poruszać na scenie tematu ich związku.

Nya zostaje przyjęta do prestiżowego American Law Institute. Powinna się z tego cieszyć, ale wieści wprawiły ją w smutek, ponieważ uświadomiły jej, że nie ma partnera, z którym mogłaby się nimi podzielić. Na szczęście fabuła szybko podsuwa jej faceta: na imprezie okazuje się, że kiedyś spotkała w barze szefa kuchni, nie mając pojęcia, że to on był właścicielem przybytku. Wtedy była mężatką, ale ten problem został rozwiązany, więc nic nie stoi na przeszkodzie nowemu związkowi. W trakcie kolacji publicznie flirtują i po wszystkim jadą razem do jej mieszkania.

Kolega gej Charlotte przyprowadza na kolację swojego włoskiego kochanka, który publicznie używając dwuznacznego słownictwa daje znać, że jedyna rzecz, która mogłaby go powstrzymać przed powrotem do Rzymu, to zgoda kolegi geja Charlotte na przyjęcie roli pasywnej podczas stosunku analnego. Nie mogę patrzeć na sceny z tego wątku, to w ogóle nie jest śmieszne. Serial przedstawia to tak, że kolega gej Charlotte ma głupie zahamowania, tylko że przecież ma do nich prawo. Nie chce uprawiać seksu w pewnej konfiguracji, to niech nie uprawia. Za żart ma nam robić chyba sam fakt, że gej ma jakieś preferencje co do seksu analnego. Gdyby wątek dotyczył faceta, który wymaga od partnerki konkretnych czynności seksualnych, to też by to było takie śmieszne? Później poeta wyjaśnia, że nie chodzi tylko o seks, ale o to, że kolega gej jest zbyt zamknięty w sobie, ale temat pozycji seksualnej nie robi się od tego mniej męczący.

Seema dopatruje się w zachowaniu reżysera oschłości, ponieważ wciąż uważa swoje wyznanie miłości za błąd. Carrie mówi, że jej przerażenie miłością powoduje błędy w osądzie, ponieważ na jej oko facet jest w nią całkowicie zapatrzony. Gdy pojawia się problem z kręceniem scen przy Wielkim Sfinksie i reżyser dowiaduje się, że będzie musiał lecieć do Kairu szybciej, niż planował, Seema oskarża go o lęk przed zobowiązaniem. On w odpowiedzi mówi, że to ona projektuje swój lęk i posądzanie go o sfingowanie problemu z grafikiem zdjęć do filmu to obraza dla jego uczuć do niej. Proponuje, by wyjechała z nim, ale ona nie chce zawieszać pracy na pięć miesięcy. Postanawiają zaufać sile swojego uczucia i przetrwać rozłąkę.

Wraca wątek poronienia Lisy, której, jak się dowiadujemy, jest z jego powodu przykro, mimo że nie chciała dziecka. Konkretnie czuje się winna, że przez sam fakt, że nie chciała dziecka, wywołała poronienie. Po pierwsze, chciałabym, żeby podzieliła się tymi magicznymi mocami z całym światem, po drugie, czy twórcom serialu aż tak trudno jest zmieścić w głowie fakt, że ktoś może nie chcieć rodzić dziecka, że muszą przedstawiać nam historię, w której utracie niechcianej ciąży towarzyszy wielki żal? Może się zdarzyć, że poronieniu niechcianej ciąży będzie towarzyszył smutek, ale nie oszukujmy się, dużo bardziej prawdopodobne jest, że takiej sytuacji będzie towarzyszyło uczucie ulgi. Kojarzy mi się to z wątkiem Robin z „Jak poznałem wasza matkę”, którą bardzo zasmuciła wiadomość, że jest bezpłodna, mimo że nigdy nie chciała mieć dzieci. Czy takie emocje są możliwe? Oczywiście, ale mam wrażenie, że w rzeczywistości rzadziej spotykane niż w amerykańskiej telewizji.

Miranda wychodzi wcześniej z kolacji, ponieważ dostaje z pracy telefon z prośbą o występ na żywo w BBC. Zgadujcie, czy w scenariuszu wykorzystano dwuznaczny tekst „I’m gonna be on the BBC!”. Tak, wykorzystano.

Mimo przyrzeczenia, że więcej nie przestąpi progu mieszkania, już po wieczerzy Aidan zjawia się u Carrie. Tylko na chwilę, bo zaraz musi wracać do syna. Czternastolatek nie tylko się upił, ale też wziął jakieś grzyby i z tego powodu Aidan decyduje, że nie będzie więcej odwiedzać Carrie w Nowym Jorku, bo zawsze był głównym opiekunem dla swoich dzieci i widzi, że nie może zostawiać domu. Proponuje, by odnowili związek za pięć lat, gdy żadne z jego dzieci nie będzie już w wieku nastoletnim.

Jeśli chodzi o resztę, to kolega gej Charlotte zgadza się na seksualną propozycję poety, Che całuje się z osobą poznaną w przychodni weterynaryjnej (o ile dobrze pamiętam), a Miranda zdaje się wyrywa reporterkę z BBC. Na koniec odcinka Carrie i Seema wylegują się na plaży w Grecji, rozmawiając o tym, że obie czekają na swoich facetów.

W przemowie podczas kolacji Carrie wypowiedziała się o porzucaniu oczekiwań co do tego, jak powinno potoczyć się życie. Ten temat wydaje się przyświecać całemu serialowi – bohaterki wciąż muszą się mierzyć z nieoczekiwanymi zmianami i muszą odkrywać siebie na nowo, przebudowując swoje życia. Z jednej strony podoba mi się, że twórcy mają w sobie odwagę, by potrząsnąć życiami bohaterek i pokazać nam śmierć Biga, czy rozpad związku Mirandy i Steve’a, z drugiej trudno się na tym skupić przez serię żenujących wątków, nieśmiesznych żartów i nieudolnych prób podążania za gorącymi tematami. Oddać im muszę jednak tyle, że nie mogę przestać patrzeć na ekran i wyczekuję trzeciej serii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz