Ostrzegam, że w poście poruszany jest temat przemocy
seksualnej.
Nasza bohaterka, Gosia, marzycielka ze wsi, wyjeżdża do
Warszawy studiować na ASP projektowanie graficzne i znaleźć swojego królewicza
z bajki. W realizacji planu pomaga jej Krzysztof Hołowczyc, który do tej
Warszawy zabiera ją na stopa. Jeszcze przed egzaminami wstępnymi Gosia poznaje
Piotrka, swojego przyszłego chłopaka. Podczas gdy Gosia kończy studia zdaje się
bez większych problemów, jego dwa razy wylali.
Dialogi w pierwszych scenach
wypełnione są bardzo toporną ekspozycją. Nie żeby w reszcie filmu brzmiały
szczególnie naturalnie, ale te początkowe są wyjątkowo wymuszone. No bo kto tak
rozmawia:
„– Słuchaj, ile my się już znamy?.
– Pięć lat.
– A ile mieszkamy ze sobą?
– Trzy miesiące”.
Gosia i Piotrek mierzą się z trudnościami poszukiwania pracy po studiach artystycznych (przy czym „po” w odniesieniu do Piotrka jest naciągane). Oczywiście dostępne jest dla nich tylko zatrudnienie w gastro – uzupełnieniem tego motywu jest inna scena, w której widzimy innych dostawców cateringu: jeden jest po kulturoznawstwie, drugi po filozofii. Film dość głęboko okopuje się w przekonaniu, że na rynku pracy dyplomy z kierunków artystycznych i humanistycznych są bezwartościowe. W tamtym czasie ten stereotyp trzymał się chyba mocniej niż dziś (albo tak mi się wydaje, bo jako dziecko i nastolatka czerpałam wiedzę na ten temat z filmów i memów, a dziś znam zbyt dużo osób po podobnych kierunkach, których ścieżki życiowe przeczą temu stereotypowi, żeby w to wierzyć). W każdym razie wybór projektowania graficznego jako tego kierunku, po którym absolutnie nie da się znaleźć pracy, jest dla mnie dość śmieszny. Ze wszystkich kierunków na ASP to jest ten najłatwiej przekładalny na pracę biurową na etacie. Oczywiście sytuacja na rynku pracy w Polsce w 2007 roku była gorsza niż teraz, ale sądzę, że i wtedy projektantka graficzna świeżo po studiach miała większe szanse na zatrudnienie w zawodzie niż absolwenci wielu innych kierunków, nie tylko artystycznych.
Gosi bardzo zależy na pracy, więc gdy zjawia się z dostawą jedzenia w jednej z agencji, do których złożyła CV, zaczyna rozmawiać z Dawidem, reżyserem, którego bierze za prezesa, i prosi go o odpowiedź w sprawie jej podania o pracę. To jest chyba ten słynny grindset. W następnej scenie Dawid próbuje ją molestować, ale Gosia zwiewa. Gdy opowiada o tym swojemu chłopakowi, ten stwierdza, że bez sypiania z prezesami żadnej kariery nie zrobi, po czym zaczyna gadać o tym, że chce sobie kiedyś kupić zegarek za dwadzieścia tysięcy euro.
Jak ustaliliśmy, Gosia ma grindset, więc się nie poddaje. Przychodzi znów do agencji i rozmawia tym razem z Renatą, jedną z osób odpowiedzialnych za tworzenie kampanii reklamowych. Jako że aktualnie klientką agencji jest aktorka wypuszczająca na rynek nowe perfumy, Renata daje Gosi do wykonania zadanie polegające na napisaniu scenariusza trzydziestosekundowej reklamy, do tego opracowaniu plakatu, hasła reklamowego i nazwy produktu. Chociaż Renata w nią nie wierzy, Gosia stwierdza, że dla niej to nic, i oferuje, że wykona zadanie próbne na jutro.
Jeszcze tego samego wieczoru Gosia przyłapuje Piotrka na świadczeniu usług seksualnych ich szefowej. Mimo wyjaśnień, że to tylko szefowa, a z szefową w naszym kapitalistycznym społeczeństwie się nie liczy, Gosia z nim zrywa. Piotrek uważa jej podejście za oderwane od rzeczywistości, Gosia zaś chce pozostać w świecie marzeń, jeśli życie w realnym świecie oznacza dostosowanie się do niepisanego kodeksu pracy mówiącego, że każda praca jest pracą seksualną.
Po wyrzuceniu z mieszkania rzeczy byłego Gosia przygotowuje projekt dla Renaty, który ta pokazuje prezesowi, po czym informuje Gosię, że jej propozycja została odrzucona. Skoro Gosia już jest w firmie, zasadza gonga na ryj Dawidowi, po czym wbija się do gabinetu prezesa i upija jego whisky. Na widok upitej Gosi Dawid szaleje z ekscytacji, ponieważ widzi w tym świetną okazję, by ją zgwałcić. Mówi, nie zmyślam tego: „Wpadłaś jak mucha w pajęczynę”. Jego zachowanie nie jest pokazane jako coś dobrego, ale jednak na tyle normalnego, żeby całą scenę ograć jako żart.
Kiedy Dawid próbuje wywieźć ją do swojego domu, Gosi udaje
się schować w innym samochodzie i tak znajduje się w trasie z Jankiem,
prawdziwym prezesem, którego ma za ochroniarza. Jak łatwo się domyślić po tym,
że w tej roli obsadzono Macieja Zakościelnego, to jest nasz prawdziwy królewicz
z bajki.
Janek jedzie na ryby na swoją działkę w województwie
warmińsko-mazurskim. Gosia prosi, żeby ją odwiózł do Warszawy albo wysadził po
drodze, ale ten odmawia odwiezienia jej, a wysadzenie w środku drogi między
wioskami ostatecznie nie wydaje się Gosi atrakcyjną opcją, więc zgadza się
jechać z nim na te ryby. No dobrze, ale dlaczego gdy ją znalazł w samochodzie,
od razu jej nie obudził i nie odwiózł do domu albo nie pokierował do autobusu
czy taksówki? Chyba tylko dlatego, że inaczej nie byłoby filmu, bo jeśli
mielibyśmy się tutaj na poważnie zastanawiać nad motywacją, to wyszłoby nam, że
uprowadził kobietę w celach prawdopodobnie w pewnej mierze zbliżonych z celami
Dawida, a wtedy jego status królewicza mógłby zostać zachwiany. Zostańmy więc
przy tym, że potrzeba było jakiegokolwiek uzasadnienia, by wsadzić bohaterów do
jeziora, a potem promować Hotel SPA pod Ostródą.
Gosia i Janek łowią ryby, pieką ryby, jedzą ryby i zbliżają
się do siebie. Janek wciąż nie wyprowadza Gosi z błędu co do jego stanowiska.
Po drugiej stronie jeziora trwają zdjęcia do reklamy perfum. Aktorka na planie
wyzywa Dawida od erotomanów, bo oczywiście że się do niej dobiera, jakżeby
inaczej. Dlaczego nasz królewicz z bajki zatrudnia typa, który molestuje
aktorki? Bo… inaczej nie byłoby super śmiesznej sceny, w której Dawid szykuje
się do popełnienia przestępstwa seksualnego? Chyba tak. Chyba o to musiało
chodzić.
Częścią relacji Gosi i Janka jest opowiadanie sobie wybitnie
nieśmiesznych i infantylnych żartów, które mają być, jak podejrzewam,
rozczulające, ale wychodzi z tego zwykła żenada. Przykład dialogu naszej pary:
„– Chodzi mi o to…
– Żeby nie wpaść w błoto.
– Oczywiście. A potem… Polecimy samolotem”.
I zaraz po tej rozmowie dostajemy scenę nauki pływania przy romantycznej
muzyce.
W nocy jest wielka burza, więc spanie w namiocie czy
samochodzie nie wydaje się Gosi bezpieczne, także Janek zabiera ją do drogiego
SPA. Recepcjonistka rozpoznaje Janka, bo często tam bywa, ale ten, żeby
podtrzymać iluzję, że jest ochroniarzem, a nie prezesem, wkręca Gosi, że firma zwyczajnie
często ma tam konferencje. W hotelu nocują też inni pracownicy agencji
reklamowej i tu niestety wraca, by mnie prześladować, do tej pory przemilczany
przeze mnie wątek awansów czynionych Jankowi przez Renatę.
Mimo że Janek regularnie mówił Renacie, że nie jest
zainteresowany, ta zjawiała się w jego pokoju, ściągnęła szlafrok, ukazując
skąpy strój, i zaczęła tańczyć sambę. Ta samba miała wcześniejszy set-up i
teoretycznie pomysł nie był znikąd, ale nic nie mogło mnie na to przygotować. Była
to próba zmuszenia widzów do śmiechu, ale ja czułam wyłącznie smutek, bo
myślałam tylko o desperacji tej bohaterki.
U drzwi Gosi staje pijany Dawid, wiadomo co próbując
osiągnąć. Nazywa Janka prezesem i tak Gosia dowiaduje się, że była okłamywana.
To już ten moment komedii romantycznej, gdy pora na konflikt między bohaterami.
Gosia żąda, żeby Janek teraz zaraz, jeszcze tego wieczoru odwiózł ją do
Warszawy. Ja bym zaczekała do rana, żeby nie jechać z kierowcą przysypiającym
za kółkiem, ale to tylko ja.
W Warszawie Gosia stara się o ponowne przyjęcie jej do pracy
w cateringu. W gabinecie szefowej zastaje Piotrka, który twierdzi, że teraz on
jest szefem. Trudno mi uwierzyć, żeby jego filozofia załatwiania wszystkiego
seksem sprawdziła się tak świetnie, by przez łóżko przejął firmę, więc
podejrzewam, że kłamie. W każdym razie Gosia nie chce z nim nic załatwiać i
wychodzi. Ten biegnie za nią i krzyczy, że jak nie weźmie od niego roboty, to
na pewno skończy na ulicy jako pracownica seksualna, oczywiście używa mniej kulturalnych
słów. Jest to fascynujące, że człowiek, któremu cały rynek pracy jawi się jako
rynek usług seksualnych, tak gardzi pewną konkretną formą ich świadczenia.
Piotrek zaczyna robić aferę, ale nagle zjawia się Janek i broni Gosi.
Po bohaterskim wsadzeniu twarzy Piotrka w ciasto Janek
zabiera Gosię do siebie na chatę, gdzie ma dla niej przygotowaną kąpiel z
płatkami róż, elegancką sukienkę (jakimś cudem w dobrym rozmiarze) i bogacką
kolację. Można by powiedzieć, że fakt, że to wszystko zaplanował, ma stanowić
gest, który przekona Gosię, że naprawdę mu zależy, ale trudno mi to widzieć
inaczej niż imponowanie hajsem. Udawał ochroniarza, żeby wiedzieć, że Gosia nie
leci na pieniądze, ale jak przychodzi co do czego, to nic nie robi takiego
wrażenia jak wielki, luksusowy dom.
Do domu przyjeżdżają współpracownicy Janka, by pokazać mu
ukończoną reklamę. Zaraz po jej odtworzeniu Gosia wychodzi (tylko po to, żeby
sprawę było trudniej wyjaśnić), bo oczywiście Renata ukradła jej pomysł na
nazwę perfum „Dlaczego nie” i klip z postaciami spotykającymi się pod wodą.
Gosi nie pozostało nic, jak tylko smutno stać na moście. Gdy
tak stała, zjawił się jej dobry anioł, Krzysztof Hołowczyc, i odwiózł ją z
powrotem do domu na wieś. Wyjazd z Warszawy bohaterka widzi jako dowód na to,
że jej życie to porażka.
Gdy Gosia smutno stoi nad jeziorem, jak można się było
spodziewać, zjawia się Janek. Wchodzi do jeziora, Gosia też wchodzi do jeziora
i odtwarzają scenę z reklamy perfum. Gdy się wynurzają, chyba się zaręczają, bo
on mówi, że jej nie opuści aż do śmierci. Ta znajomość rozminęła się w tempie
rodem z filmu Disneya albo gry w Simsy.
Główną treścią filmu jest wątek romantyczny, więc marzenie o
spełnieniu zawodowym schodzi na dalszy plan i zostaje spełnione przy okazji
znalezienia faceta, co ma niefortunne implikacje. Tak oto projektantka
graficzna, która chciała dostać pracę w zawodzie, musiała koniec końców wyrwać
prezesa, żeby znaleźć posadę. To gorzka ironia losu, biorąc pod uwagę, że
właśnie utrzymywania relacji seksualnych z przełożonym w celu ruszenia na przód
swojej kariery chciała uniknąć na początku filmu. Chciała trzymać się swoich
marzeń o zrobieniu kariery własnymi siłami i znalezieniu baśniowej miłości.
Pozornie na koniec osiągnęła oba te cele, ale fakty są takie, że gdyby nie jej
prywatna relacja z prezesem, kradzież jej pomysłu by przeszła, a na jej CV
dalej by nikt nie spojrzał.
Nie wiem, czy ta bajka dla dorosłych o odnajdywaniu
szczęścia w kapitalizmie to dla mnie jakaś odskocznia od rzeczywistości. Film
mi powiedział, że żeby się ustawić, muszę się uczepić kogoś bogatego
(współpracującego z drapieżnikiem seksualnym i niemającego problemu z porwaniem
kobiety), bo jak chcesz się przebić własnymi siłami, to ktoś przypisze sobie
twoje zasługi, a ty zostaniesz z niczym. To straszniejsza wizja świata niż mój
ogląd rzeczywistości.
Dodam jeszcze, że niektóre sceny musiałam przewijać i
oglądać kilka razy, by upewnić się, że dobrze zrozumiałam, co się wydarzyło. Na
pewno dałoby się lepiej poprowadzić widzów przez historię.
Jedyne osoby, którym mogę z czystym sumieniem polecić film,
to fani mokrego Macieja Zakościelnego. Może jakoś zniosą nieśmieszne żarty,
słabe dialogi i całą postać Dawida.
Jakie jest wasze zdanie o filmie? Macie jakieś ciekawe wspomnienia
związane z oglądaniem go? Zapraszam do sekcji komentarzy.
Możecie mi też polecić kolejny tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz